The Valley of Oblivion
The Soundrops official forum

The Soundrops - "Podróż na Wschód"

Lodge - 2012-11-29, 23:18
Temat postu: "Podróż na Wschód"
wczoraj słuchaliśmy z MaQiem albumu z dość niebywałym wzruszeniem

tak jak pisałem na UT, wyszła z tego pełnoprawna płyta Armii

jest na niej bardzo kilku bohaterów: przede wszystkim skład triodantejski (z Kmietą w miejsce Pablo), który oddaje sprawiedliwość wszystkim trzem (!) utworom z tej płyty (która z różnych powodów miażdży tu Legendę, mimo ż Gdzie ja tam będziesz Ty wyszło cudnie), ale też Budzy na wokalu (błogosławiona decyzja zapewne Borsa, który wepchnął go nieco głębiej w miks w porównaniu do tego co naprawdę słychać na filmie), ale też Frantz na akustycznej gitarze (też i Pawła z The Soundrops)... Krzyżyk, Kuba i Beata i mam nadzieję też i gero też mają fajne momenty

jaki świetny, apokaliptyczny rozstaw utworów! sama ich kolejność opowiada bajkę o zespole Armia, bajkę całkiem dorosłą, z widokiem na Niebo - w tym kontekście numer Ultima Thule naprawdę rozwala, a już to, że potem - na tle szumów z Legendy (a jednak!) - pojawia się nasze Towards the East jest dla mnie wielką nagrodą i naprawdę zaszczytem

na razie daję płycie **** i 3/4, bo niepotrzebnie zostało w track-liście Commence As I Have Finished na ściśniętej krtani, ale to tam naprawdę drobiazg - w ogóle jest tu wystarczająco dużo niewymuszonej radio-friendly quality, że album mógłby stać się przebojem komercyjnym... oby tak się stało


Żur ptak - 2012-11-30, 11:58

Hmm, no ja przyznam szczerze, że na podstawie tego, co słychać w filmie, jestem mocno sceptyczny.
Witt - 2012-11-30, 18:44

Mam wrażenie, że ogólnie bliżej Ci do pozycji krytycznych niż entuzjastycznych :P .
Fengari - 2012-12-01, 19:57

Żur ptak napisał/a:
na podstawie tego, co słychać w filmie, jestem mocno sceptyczny.

Dziwię Ci się. ;) O ile rozumiem różnicę gustów i to, że piosenki same w sobie mogą Ci się nie podobać, o tyle zupełnie nie rozumiem, że nie podoba Ci się brzmienie w tym filmie. :) Nie wiem zresztą, czy miałeś okazję usłyszeć to w kinie, czy tylko na kompie. Po raz pierwszy obejrzałam film na kompie i wtedy też nie mogę powiedzieć, żeby brzmienie mnie powaliło. Ale w kinie - czysta magia! Moja wyobraźnia nie jest w stanie wymarzyć sobie niczego lepszego!

No, to tyle teorii, bo płytę już mam i czas powiedzieć coś o faktach.

Najpierw o samej wkładce. Przede wszystkim cholernie wzruszyło mnie to, że przy 'Towards The East' adnotacja głosi 'utwór z repertuaru zespołu The Soundrops' :) :) :)
No wiecie, przy pozostałych coverach stoi po prostu, że wykonuje Gerard Nowak, a tu.. no to tak po prostu, jakby Armia oddała autorstwo Soundropsom. Przesłodkie! :)

Teraz jeśli chodzi o brzmienie. No, w domu kinowego brzmienia uzyskać się nie da. I szkoda, bo czuję, że przy lepszym sprzęcie mogłabym na tej płycie usłyszeć znacznie więcej, a tak czegoś mi jednak chyba brakuje... Chociaż to 'coś' gdzieś tam w tle jednak jest, daje się przeczuć. Słychać tu ducha podróży, i nawet w mrocznych z założenia piosenkach nie ma ciemności i szarego dymu, tylko odświeżający wiatr i jasny cel w oddali.
I brzmienie dworcowe jest jak najbardziej i bardzo cieszą te wszystkie kolejowe odgłosy i smaczki. :)
Płyta faktycznie stanowi zwartą całość, ma swój koncept.
Ogromny plus dla Suity w tutejszej wersji - tu psychodelia jest subtelna, piękna i trafia do serca, w oryginale szczerze niecierpię tego kawałka i nie jestem w stanie go słuchać, zatrzymuję przed nim płytę.
Dialog '- Poproszę bilet. - Dokąd? - Do nieba.' pod koniec Green powiedziane takim głosem, że myślałam, że padnę ze śmiechu. :D Brzmi jakby chciał powiedzieć "A bo co? Co cię to, k.. obchodzi!"
Nie wiem, czy tak było w filmie? Jeśli tak, to ten ton całkiem umknął przy wizji, dopiero tu usłyszałam go. Ale jakoś aż nie wydaje mi się to możliwe!
W ogóle wkomponowanie różnych filmowych dialogów w płytę fajne jest i przywołuje uśmiech na twarzy.
Jeśli chodzi o Soundropsy, to:
'Commence..' jakoś dziwnie mi brzmi, i nie chodzi tu o wokal, tylko o samo nagranie - jakieś nierówne, jakby ktoś mikrofonem rejestrował z różnych odległości. Specjalnie tak zrobili? Mi to przeszkadza w odbiorze.
'..Train..' - bardzo fajne, końcówka cudna wręcz!
A 'Towards...' poruszający i po prostu przepiękny! Słusznie zbiera świetne recenzje i jest doskonałym zakończeniem płyty! W ogóle te recenzje strasznie mnie cieszą, bo że Armia jest super, to świat już wie, a że Soundropsy są super, to świat ma wreszcie okazję się dowiedzieć. :)

Minus największy płyty - nie wiem, czy wszystkie egzemplarze tak mają, ale na moim nie ma tagów i nie mam jak przeskroblować na lasta. :( Znaczy się, niby nie pierwszy raz taka płyta mi się trafia, ale za każdym razem (odkąd zainstalowałam sobie "nową, lepszą" wersję WMP :evil: ) mam duży problem, żeby znaleźć, jak to się robi - żeby opisać piosenki. I mam wrażenie, że za każdym razem znalezienie tej opcji przychodzi mi z coraz większym trudem i dziś nie udało mi się w ogóle. :( Cóż, będę jeszcze próbować...
EDIT: Jednak się udao, ufff... :)

Lodge - 2012-12-01, 23:33

Fengari napisał/a:

Minus największy płyty - nie wiem, czy wszystkie egzemplarze tak mają, ale na moim nie ma tagów i nie mam jak przeskroblować na lasta.


Bardzo mnie dziwi, że tak jest - to nie jest wada płyty tylko tego, że wytwórnia za późno wysłała dane do czegoś w rodzaju bazy danych, zdaje się, że to się nazywa IRC - tak żeby Windows Media Player rozpoznawał płytę po połączeniu się z tą bazą w necie

Mam nadzieję, że wkrótce to zaktualizują, bo ciekaw jestem jak ostatecznie Towards The East zostało otagowane - jako Armia czy jako The Soundrops (ja otagowałem "Armia")

Nie żebym miał w tym względzie jakiekolwiek oczekiwania, to czysta ciekawość - wspomniana przez Fengari adnotacja na okładce spełnia wszelkie moje marzenia and beyond :)

Crazy - 2012-12-01, 23:45

Fengari napisał/a:
nie wiem, czy wszystkie egzemplarze tak mają, ale na moim nie ma tagów i nie mam jak przeskroblować na lasta

o, w ogóle nie wiem, o czym mówicie :)

Niestety o płycie też nie wiem, ale na pewno nie uciecze. Zresztą, mam przewidywanie wprost odwrotnie proporcjonalne do żurptakowych i czuję się niemal, jakbym i tak znał tę płytę!

Lodge - 2012-12-01, 23:46

nie IRC, oczywiście, tylko CDDB:
http://en.wikipedia.org/wiki/CDDB

EDIT

na wikipedii przeczytałem, że nie tylko wytwórnie, ale i szarzy użytkownicy mogą wysyłać dane (na przykład przez ITunes)

sprawdziłem dla jaj stare płyty Soundrops - przegrane na CD tuż po wrzuceniu na lasta

i :shock:

Half i Weathertop nierozpoznane

ale Good Afternoon bezbłędnie, tylko jako The Sundrops w opisie głównym, ale już The Soundrops w wykonawcy uczestniczącym ;)


za to Travellling Eternity Road bezbłędnie!

Fengari - 2012-12-01, 23:48

Ciekawa sprawa, myślałam, że to jest jakoś zaprogramowane na samej płycie. Szkoda, że w takim razie nie wysyłają tych danych jakoś ujednoliconych, tylko co wydanie, to inne tagi i last widzi jako inną płytę (chociaż czasem to może być usprawiedliwione, ale jednak nie zawsze). A już szczyt głupoty to tagi, jakie mam na 'The Geese And The Ghost' - zamiast prawidłowych tytułów kolejnych piosenek, tytuły kolejnych części suity 'Henry...', hehehe :)
Crazy - 2012-12-01, 23:51

Lodge napisał/a:
całe Popioły, z solówką

o, pamiętam jak bodajże przy okazji koncertu na XXV lecie któryś z braci Kisielewskich mówił, że był naocznym świadkiem, jak Michał Grymuza nagrywał kolejne wersje tejże solówki, i że wszystkie były świetne, choć każda inna... a potem w filmie niestety było ucięte :( Dlaczego?

Lodge - 2012-12-01, 23:54

podobno nie do końca się te sola jednak udały

dlaczego zatem na płytę weszło?

czy wilk zawsze bywa zły?

dokąd tupta nocą jazz?

odpowiedź przyniesie ci wiat

Żur ptak - 2012-12-03, 09:43

Witt napisał/a:
Mam wrażenie, że ogólnie bliżej Ci do pozycji krytycznych niż entuzjastycznych
Nie będę zaprzeczał, ale też po prostu zapisywanie entuzjazmu wychodzi mi znacznie bardziej pokracznie, więc i czynię to mniej chętnie.

Fengari napisał/a:
Dziwię Ci się. O ile rozumiem różnicę gustów i to, że piosenki same w sobie mogą Ci się nie podobać, o tyle zupełnie nie rozumiem, że nie podoba Ci się brzmienie w tym filmie.
Nie no, chodzi mi po prostu o wykonanie - jeśli nie liczyć bardzo fajnych występów Gera ani dość jednak jajcaskich "Archaniołów i ludzi", to w filmie przyjemność sprawia mi właściwie tylko Frantza zabawa slajdami z "The Other Side". Zakładam, że materiał został tylko zremasterowany (tak?), więc po prostu wielkich szans na spodobanie się mi nie daję. Zresztą słyszałem to "Gdzie ja, tam będziesz Ty" z Youtube'a i nie poczułem się specjalnie zainteresowany.

Fengari napisał/a:
Nie wiem zresztą, czy miałeś okazję usłyszeć to w kinie, czy tylko na kompie.
Oj, nie znoszę oglądać filmów na komputerze. DVD tylko z telewizora i sprzętu grającego - może i nieszczególnej jakości, ale za to tego samego, na którym miałoby byc odtwarzane CD.

Kurde, nowy skład, po koncertach powszechnie komplementowany - czekam na świeży album.

Fengari - 2012-12-03, 18:16

Żur ptak napisał/a:
Nie no, chodzi mi po prostu o wykonanie

A, rozumiem. No tak, fakt, że jak oglądałam film, to całą moją uwagę zaabsorbowała strona wizualna, w kinie - to, jak komponowała się ona z brzmieniem, i ogólnie klimat filmu, i tak naprawdę dopiero teraz, po przesłuchaniu płyty pozbawionej wizji zwróciłam uwagę na to, o czym piszesz - na wykonania same w sobie.
Tym bardziej, że jeśli chodzi o starsze piosenki Armii to pewnie nie pamiętam już za bardzo płytowych wykonań - stare płyty mam na kasetach, mocno już zwichrowanych i dawno ich nie słuchałam :( - w każdym razie ten materiał mam bardziej osłuchany z koncertów, gdzie każde wykonanie jest inne i nie jestem jakoś szczególnie przywiązana do tego, czy innego.
Ale faktycznie, z tego, co jednak pamiętam, klimat na premierowych płytach był inny i dla mnie łatwiejszy do 'kupienia' od razu, tu trzeba wczuć się bardziej, smaczki są bardziej subtelne i trudniejsze do uchwycenia. Nie jestem jednak pewna, czy to źle. ;)

Żur ptak napisał/a:
czekam na świeży album.

Ech... nie wiem, jak to z tym będzie... Dziwne rzeczy mówił Budzy po wakacyjnym koncercie w Parku Żeromskiego. Nie wiem, na ile to było na poważnie, trudno go czasem wyczuć, czy mówi na serio... Powiedział, że Armia nie będzie już nagrywać albumów, bo co można nagrać po Procesie? Ja na to, że Freaka, a on, że to już nie Armia - i w sumie nie wiem, co miał na myśli, czy będą kolejne albumy - eksperymenty (ja bym się cieszyła, bardzo lubię Freaka), czy w ogóle nie będzie (oby nie to!), czy w ogóle było to tylko takie Budzego uczucie na tamten dzień, które może jeszcze 100 razy się zmienić....

Żur ptak - 2012-12-03, 23:19

O, to ciekawe. Ale warto chyba przypomnieć, że po ukazaniu się DROGI, publicznie (w wywiadzie radiowym) przebąkiwał o możliwości zakończenia armijnej historii.
Król Julian XII - 2012-12-04, 15:20

Żur ptak napisał/a:
O, to ciekawe. Ale warto chyba przypomnieć, że po ukazaniu się DROGI, publicznie (w wywiadzie radiowym) przebąkiwał o możliwości zakończenia armijnej historii.

To miało być piękne zakończenie armijnej działalności... akurat wtedy, gdy Armia spodobała mi się szczególnie :)
Mam nadzieję, że płytę zakupię na koncercie w sobotę...

Stój, Halina! - 2012-12-05, 10:09

Lodge, gratuluję tak silnego, równorzędnego z innymi muzykami udziału w tworzeniu tego albumu! Bardzo fajnie jest usłyszeć The Voice Soundropsów (mógbym strawestować informacje z plakatów koncertowych Watersa sprzed kilu lat: "The Creative Genius Behind The Soundrops" che che che) na regularnej płycie - brawo!!

Co do Armii, to rzeczywiście Triodante miażdzy tu Legendę, z której utwory brzmią strasznie przaśnie (?). Nie chce mi się tu wchodzić w odwieczny spór, ale jakoś męczą mnie te kawałki i nie pasują mi do tego soundtracku. Numery z Trio są tu świetnie przearanżowane, ale nie najlepsze - najwyższe lokaty zajmują (obiektywnie i bezsprzecznie) Krzyżokmiet i Ultima Thule - na dobrym nagłośnieniu brzmią po prostu fenomenalnie. Na wielki plus pisza się też rzeczy z Drogi i Freaka.

A z zupełnie innej beki, to moja aktualna lista płyt studyjnych Armii kształtuje się następująco:

1. Triodante
2. Freak
3. Droga
4. PMK
5. Suita Ultima Thule
6. Legenda
7. Duch
8. płyta Ultima Thule
9. Der Prozess
10. Armia/Czas i Byt

otoKarbalcy - 2012-12-05, 10:47

Ja zrobiłem wczoraj eksperyment. Córka tradycyjnie poprosiła w samochodzie: "Tata poproszę o piosenkę", a ja akurat miałem MP3, a na nim m.in. płyty Armii, których sam nie słuchałem już chyba z dwa lata (taka przerwa techniczna). No i co tu puścić sześciolatce na początek... Wybór nieoczywisty - "On jest tu". Reakcja: zamyślenie, dosłuchanie do końca, powiedzenie, że fajne. No, to ja jej "Skończyłem, rozpoczynaj" z komentarzem, że to o Niebie. Posłuchała, ale zaczęła trochę gadać o prezentach na Mikołaja :lol:

Wstyd przyznać, ale zapomniałem o tym filmie. Muszę se kupić - o ile się da jeszcze - i DVD i płytę.

Moja lista na dziś płyt Armii:
1. Triodante
2. Der Prozess
3. PMK
4. Duch
5. Ultima Thule
6. Droga
7. Czas i Byt
8. Legenda

Freak

Lodge - 2012-12-05, 11:21

hehe, super!!! :)

(dvd nie kupisz, chyba że w pakiecie z książką Budzego)

u mnie na dziś

mniej więcej *****
1. Triodante
2. Podróż na wschód
3. der Prozess
4. Freak
___________

mniej więcej ****
5. Czas i byt
6. PMK
7. Droga
8. UT
9. Legenda

_____________

mniej więcej ***

10. Duch
11. Antiarmia

otoKarbalcy - 2012-12-05, 12:15

Lodge napisał/a:
dvd nie kupisz, chyba że w pakiecie z książką Budzego


A gdzie?

Witt - 2012-12-05, 12:15

W księgarni kurde! :mrgreen:
Lodge - 2012-12-05, 12:21

Pax pax, panowie!
Nax, nax, nanowie!
Sax, sax, Saksowie!
Sex, sex, Teksańscy!

otoKarbalcy - 2012-12-05, 12:21

W księgarni? Kurde?
Lodge - 2012-12-05, 12:21

Tenory!
otoKarbalcy - 2012-12-05, 12:22

Tenory?
otoKarbalcy - 2012-12-05, 12:22

Sex?
otoKarbalcy - 2012-12-05, 12:23

Kurde?
Witt - 2012-12-05, 12:26

Można było też taniej wprost u Budzego, kto wie czy to nadal nie jest aktualne?
Witt - 2012-12-05, 16:02

Stój, Halina! napisał/a:
Triodante miażdzy tu Legendę, z której utwory brzmią strasznie przaśnie


Hm? Utwory? Naliczyłem tu jeden, w dodatku zagrany w innej konwencji niż na płycie - matce. Chyba, że masz na myśli Toward... :P

Stój, Halina! - 2012-12-05, 16:23

Witt napisał/a:
Hm? Utwory? Naliczyłem tu jeden, w dodatku zagrany w innej konwencji niż na płycie - matce. Chyba, że masz na myśli Toward...


Hehe, masz rację - wszystko sprzed Triodante zlewa mi się w jedno tło ;)

Lodge - 2012-12-05, 21:13

o, aja dopiero teraz zauważyłem wpis Stója!

dzięki Dobry człowieku za dobre słowo :)

Król Julian XII - 2012-12-10, 23:51

http://www.youtube.com/wa...eature=youtu.be
Lodge - 2012-12-11, 11:27

:!: :!: :!:
Fengari - 2012-12-11, 15:11

:D
Crazy - 2012-12-11, 22:40

My ciągle nie słyszeli całości płyty.

A propos tego, co Stój mówił, to o ile Gdzie ja... jakoś słabo pamiętam z filmu, o tyle Aguirre wydawało mi się wprost rewelacyjne!

Aa propos tego, co tu ostatnioście głównie robili w tym wątku, to tak:

mniej więcej ******

1. Legenda
2/3. Duch/ Triodante

mniej więcej *****

4. Soul Side Story
5. Pocałunek mongolskiego
6. Prozess (z minusem)

mniej więcej ****

7. Czas i byt
8. Droga

mniej więcej ***1/2

9. Freak
10. Antiarmia
11. Ultima thule
12. Exodus

elsea - 2012-12-12, 12:13

Ja chcę posłuchać!! Mężu, kupiszli Ty to? ;-)
Crazy - 2012-12-12, 14:04

Kupię chętnie! Może jutro?
Crazy - 2012-12-14, 19:16

Patrz, no i nie kupiłem :(
Lodge - 2012-12-14, 20:34

już do Ciebie jadą! (Cios! i jego załoga na Kukłach)
otoKarbalcy - 2012-12-17, 16:12

A ja dostanę na Gwiazdkę. I Soul Side Story z filmem też. I jeszcze "Osobliwości". Bo byłem grzeczny. I bo se kupiłem u Hevika!
Król Julian XII - 2012-12-22, 18:14

Pewnie już wszyscy zainteresowani dawno obejrzeli:
http://www.polskieradio.p...cach-kolejowych
Ale chyba warto i tu to odnotować, no nie? Pewnie, że warto!
Pięknie brzmi nazwa Soundrops wypowiadana przez Koziczyńskiego! Pięknie!

Witt - 2012-12-22, 18:37

Coś się królowi linki popieprzyły :P .
Król Julian XII - 2012-12-22, 18:42

To był specjalny chłyt merketingowy, albowiem sprawdzaeeem czujność moich poddanych... A Witt jako mój jeden z najulubieńszych poddańców wie o czym podlinkowywuje król nim jeszcze zapoda link! Bardzo dobrze, zostaniesz sowicie przeze mnie wynagrodzon, będziesz mógł dotykać mojej królewskiej stopy... Albo nie! Nie będziesz dotykać mej stopy!! Dostaniesz w nagrodę niespodziankę! Albo niespodziewajkę nawet!
Lodge - 2012-12-22, 23:36

bardzo to miłe co Budzy dla nas robi :!: :!: :!:
Witt - 2012-12-23, 08:17

:D
Fengari - 2012-12-27, 22:04

Super, to co Budzy robi, a to jeszcze nie koniec - wygląda na to, że wkrótce kolejna płyta Armii z udziałem Gerarda Nowaka. :)
http://ultimathule.nor.pl...p=489574#489574
:D :D :D

Lodge - 2012-12-27, 22:05

o, mamo, a ja tam tak fałszowaem, głosu swego nie dokąca słysząc :oops:
Fengari - 2012-12-27, 22:17

To się wytnie. ;)

A ja fałszy nie wyławiam, za to pamiętam, że koncert był super. :)

Crazy - 2012-12-31, 18:38

Oczywiście, że super!

Tymczasem w kwestii płyty Na Wschód - też super. W filmie utwór Towards the East zajął miejsce bardzo eksponowane, był pierwszą piosenką i w dodatku tytułową. Mam wrażenie, że na płycie, poprzez umieszczenie jej na końcu, ma miejsce jeszcze bardziej szczególne. Ultima Thule - koniec, ostatnia stacja, mocne, ale i przygnębiające; ale jednak nie ostatnia! Bo oto na koniec akcent z innego świata i dodający całej płycie (soundtrackowi? słuchowisku? jak zwał, tak zwał) skrzydeł.

Wydało mi się z pierwszego słuchania, że Commence i Train wypadają bladziej, przede wszystkim jakbym słabo wokal słyszał? Ale tylko raz słuchałem tej drugiej części póki co. Świetne za to duety z Budzym, Archanioły vel "otworzyły się oczy błękitne" i Green.

I mimo wszystko dla mnie drugi najlepszy akcent gerowy po Towads...: "a dlaczego wy śpiewacie 'na warszawskim podwórku'? ... ... Bo tam tak jest" ;)

Lodge - 2012-12-31, 18:42

tak jest tam! ;)
Crazy - 2012-12-31, 18:48

o przepraszam, cytowałem z pamięci!

pozdro sylwestrowe!

Lodge - 2013-02-04, 00:39

pomyślałem, że tu jest dobre miejsce by zdradzić może i jakiś szczegó koncertów, że tak powiem, wschodnich

(choć proszę się niespodziewać, że będzie tu na przykład o tym jak z Kubą walimy heroinę w kulkach, ale to nieprawda)

2.02.2013 - Szklarska P'ręba
best performed song: Wyludniacz
worst performed song: Steam-Powered Train no.8
best ad-lib: na sam koniec gero na całą epę your other side! tom: your other side! gero: your other side! tom: your other side! i niestety koniec utworu
best moments: mąż Laski zabiera spod nóg set-listę Budzemu, sprawdza coś i oddaje

Na UT nie wypada mi maślić zespołowi z którym się gra, ale jak pisałem elsewhere (elseawhere?), Pieśń przygodna mną wręcz zatrzęsła, ale niewiele ustępował mu Wyludniacz, a i Ultima Thule poszła w niespodziewanie nasyconą codę (kulminuje, kulminuje, podchwytujcie kulminuje), ja niestety położyłem Parowóz fałszami (nie za bardzo się w tym numerze słyszałem) i dzisiaj w górach bardzo się o to spierałem z Panem Bogiem, ale późniejsze wydarzenia (+ kwestia z dzisiejszego Jeremiasza) w końcu dotarły do mojego zakutego łba, że nie o to w tym wszystkim chodzi czy gerowi dobrze pójdzie.

dzisiaj rano bym tak nie pomyślał, że tak w ogóle powiem, ale bardzo cieszę się na następne koncerty

P.S. psy Laski mnie zwyzywały przed jej domem, a one podobno "w ogóle tak się nie zachowują" - no, od razu wyczuły poznajską łajzę!

otoKarbalcy - 2013-02-04, 07:50

Lodge napisał/a:
na sam koniec gero na całą epę your other side! tom: your other side! gero: your other side! tom: your other side!


Efect Ummagummy :D

Grotulacje, Ger!

cerkaria - 2013-02-04, 08:10

Gerardzie Nowaku, bardzo się cieszę :D
Fengari - 2013-02-04, 17:23

Ger, też się bardzo cieszę z Twoich relacji i tu i tam. :D I gratuluję, bo czuję, że mimo, że narzekasz na Parowóz, to generalnie bardzo dobrze poszło! :D
Fengari - 2013-02-07, 22:41

O kurde!!! :D :D :D
Czytaliście, co Natalia zlinkowała na UT?
http://www.fabrykazespolo...odroz-na-wschod

Cytat:
Prawdziwą perłą są jednak niezwykłe wykonania The Soundrops - projektu związanego z zespołem Gerarda Nowaka, który oprócz autorskiej twórczości, przerobił piosenki Armii na modłę akustycznej psychodelii lat 60 z pogranicza Pink Floyd, Nicka Drake’a czy też Simona & Garfunkela, wzbogacając je w dodatku angielskimi tłumaczeniami tekstów.

Crazy - 2013-02-08, 21:22

O! Wreszcie ktoś zauważył też Simona i Garfunkela, a nie tylko wczesny Pink Floyd w kółko. Odkąd usłyszałem Towards The East - a przecież była to jedna z absolutnie pierwszych soundropskich przeróbek Armii, która ujrzała światło dzienne - słyszałem tam głos Paula Simona (tak jak z kolei Brothers Boom zdawało mi się bardzo bitelsowkie).

Ale w ogóle cudna rzecz ta recenzja i wiele innych.

Lodge - 2013-02-26, 15:12

dzisiaj przyszed Karol na Poddasze i próbowaliśmy różnych soundów do angielskich kawałków z "Podróży"

Karol jest bardzo dobrym kolegą i świetnym muzykiem, od dawna już bardzo dobrze się dogadywaliśmy, ale dzisiaj była już taka czarowność z najlepszych sesji Triangelsów i Soundrokotów

wlepiliśmy brzmienie hammondowe do Commence As I Have Finished i super

szkoda że nik tego nie nagrał, może będzie na telebimie in Heaven :D

(dzisiaj jestem młodszy o 10 lat)

Fengari - 2013-02-28, 18:03

Ale Karol Nowacki?
Może by go w takim razie czeba wcielić na stałe do Soundrokotów?
No i fakt, szkoda, że nikt tego nie nagrał!

Lodge - 2013-03-03, 12:11

2.03.2013 - Wrocław
best-performed songs: Gdzie ja tam będziesz ty oraz Dom/Breakout/przy moście
worst-performed song: jednak Commence As I Have Finished, choć nie można powiedzieć, żeby którykolwiek utwór na koncercie wyszedł źle, uff
best ad-lib: wokalizy Toma w Ultima Thule
best moment: SJ (i inni pod sceną) śpiewający angielskie teksty razem z wykonawcą :shock:

trudny koncert, bo tym razem wszystko było dobrze słychać i na scenie i - jak słyszymy - na widowni i można bez oglądania się na "pierwsze koty za płoty" powiedzieć jak nieliczna w sumie publiczność przyjmuje przełamania stylistyczne...

...no krótko mówiąc nie najlepiej - jakaś dziewczyna przez cały set akustyczny pokazywała nam faka a na Other Side rzuciła koszulkę Legendy na scenę i wyszła z klubu, na UT ktoś pisał o dziwnych zachowaniach innych osób... nie wiedziałem że granie w Armii to aż tak trudny chleb duchowy... NA SZCZĘŚCIE były takie osoby (więcej niż w Szklarskiej), które w wyraźny sposób odpływały... na scenie i w busie bardzo złociste braterstwo...

najprzyjemniejszy dla mnie osobiście moment to był ten na próbie w którym ćwiczyliśmy Towards the East - umówiliśmy się z sekcją, że wchodzą tu i tu, gramy a Przemek z Pawłem wchodzą dużo wcześniej... niemrawo rzucam, że nie tak miało być, a Pablo: "to jest takie piękne, że się chce od razu grać..."

Witt - 2013-03-03, 12:24

Lodge napisał/a:
najprzyjemniejszy dla mnie osobiście moment to był ten na próbie w którym ćwiczyliśmy Towards the East - umówiliśmy się z sekcją, że wchodzą tu i tu, gramy a Przemek z Pawłem wchodzą dużo wcześniej... niemrawo rzucam, że nie tak miało być, a Pablo: "to jest takie piękne, że się chce od razu grać..."


:D :D :D

i bardzo cieszę się, że zadowalający sound !

ps. a z tymi dziwnymi ludźmi... trochę szok, aż przypominają się inne tego typu sytuacje, które Tom opisał w książce

Lodge - 2013-03-03, 12:34

może być tak, że niektórym duchom nie podobao się, że ze sceny płyną takie słowa i obecni na widowni księża, charyzmatycy i neoni je rozumieją
Fengari - 2013-03-04, 17:32

Złe siły najwyraźniej faktycznie musiały maczać w tym palce, nie przejmować się, nie dać się!

Choć istotnie przykro czytać, że takie rzeczy mają miejsce... *

Ale cóż to za zawężenie?
Cytat:
obecni na widowni księża, charyzmatycy i neoni je rozumieją

Trzyżby post Twój żartem był, a ja nie skumaam? :)

Lodge napisał/a:
NA SZCZĘŚCIE były takie osoby (więcej niż w Szklarskiej), które w wyraźny sposób odpływały.

I to jest najważniejsze! :D

Lodge napisał/a:
Pablo: "to jest takie piękne, że się chce od razu grać..."

:D

*Tak a propos, przypomniało mi się, jak byłam kiedyś na koncercie paru chrześcijańskich zespołów (chyba zestaw Armia/2Tm2,3/Houk, czy coś w tym rodzaju). Wyglądałam chyba w miarę normalnie, czarne ciuchy, ale bez żadnych emblematów, taki przeciętniak ginący w tłumie podobnych... Zachowywałam się chyba też w sposób niewyróżniający. I był taki koleś, dość ostro i agresywnie pogujący, ale tak poza tym też nie wyróżniał się z tłumu. I nagle czegoś się do mnie przyczepił, podbiegł z pięściami, zaczął mi wygrażać, warknął coś 'nienawidzimy takich....!' [no właśnie nie wiem, czego, czy kogo, bo warczał niewyraźnie i niedosłyszałam] i do dziś za cholerę nie wiem, o co mu właściwie poszło... Swoją drogą, ciekawość nigdy nie przestała mnie zżerać. ;)
Niemniej jednak byłam tylko publicznością. Znacznie trudniej musi być artystą, który spotyka się z nienawiścią kogoś, kto zadaje sobie trud kupienia biletu, a nawet koszulki zespołu, po to tylko, żeby ten zespół obrażać. Po prostu chore. :-/

Lodge - 2013-03-04, 21:07

Fengari napisał/a:

Ale cóż to za zawężenie?


nie wiem jak inni, ale Ci to nawet wyglądao mi że mogli nawet oddać Bogu chwałę

Fengari - 2013-03-04, 23:52

Monopolysty! :D
Lodge - 2013-03-11, 11:13

9.03.2013 - Nowy Targ

best song: Dom/Breakout/przy moście
best moment: przypomnieliśmy sobie zakończenie The Other Side wypracowane w Szklarskiej i znowu zażarło
worst song: dla mnie nie było
best ad-lib: przejścia Przemka w refrenach Popiołów

miejsce bardzo bardzo niezachęcające z zewnątrz okazało się być całkiem przyjemną salką z fajnym ceglanym soundem, mało ludzi ale za to mega chłonni, wręcz rozczulający (chłopiec z własnoręcznie wykonanym bannerem, jakby z lekcji plastyki w podstawówce), koncert grało się różnym ludziom ma scenie różnie, mi - wspaniale - byłem najbardziej rozluźniony w historii występów z Budzym, przez to zupełnie nie zajechałem sobie głosu (mimo że musiałem wstać o 5.00), dobrze się słyszałem i słyszałem że czysto wyciągam nawet trudne górki typu górna harmonia w Jeszcze raz jeszcze dziś

po koncercie rozdałem kilka autografów i kostek od gitary - sytułacja dla mnie raczej nowa :shock:

i jeszcze przejazd do Krakowa i o trzeciej nad ranem przez chwilę całkiem rock'n'rollowa impreska w pokoju gity i perki, more & more brotherhood, jakże mi to potrzebne!

10.03.2013 - Kraków
best song: too many to list
best moment: trójgłos Tom-gero-Kuba w Breakout
best ad-lib: oczywiście Buraki na bis

wreszcie udało się wystąpić przed tą słynną publiką, o której tyle słyszałem - wszystko się potwierdziło, od momentu wpadnięcia na Pilota na próbie supportu (Duch - bardzo ciekawa muzyka, zostawili jedną "płytę dla Armii" i ja pospiesznie zwinołem) - a nawet wczesniej: od śpiewania wspólnego Jeszcze raz jeszcze dziś jak na ognisku i z Przemkiem Beatlesów na głosy - do końcowego "gdzie ja siedzę?" Laski, gdy szliśmy do busa absolutny czar - warunki i słyszalność na scenie nie tak dobra jak w Targu, ale nie miało to żadnego znaczenia, bo publika wręcz łopatami wyciągała z nas dźwięki i nie tylko (rozanielone spojrzenia dziewczyng w moją stronę - tego nie było od czasów Triangelsów, a i wtedy tylko gdy stałem za Pawłem, hehe), po wszystkich bisach oni ArmiaArmia i zespół już w garderobie się przebiera ale Budzy pyta krótko: "co mógłbyś zagrać żebym ja zaśpiewał?" Buraki. Rafał i Kuba mówią, ze się chcą dołączyć. Wchodzę na scenę a dźwiękowiec Pacman (swoją drogą - bardzo zacny człowiek) już mnie rozłączył. UWAGA: w międzyczasie konferansjer powiedział, że dzisiaj już Armia nie zagra, a gdy my jednak wróciliśmy na trzeci bis i on zszedł ze sceny - któryś z fanów zasunoł mu bezceremonialnie fangę w ryj :shock: wchodzą Tom, Raf i Koob i jedziemy - Budzy mówi że mam śpiewać, on sam wchodzi na zwrotkę, a potem podchodzi do mnie i mówi: "śpiewaj dalej ty" - nagle słyszę za sobą odzywającą się stopę od perkusji, co to Przemek postanowił zaryzykować?, nie - to Budzy zasiadł - numer z małymi tylko problemami dojechał do końca - co za performance, oni jeszcze jeszcze więc śpiewamy lajlajlaj ze Snu nocy letniej długo długo...

Witt - 2013-03-11, 15:02

:D / :(
Fengari - 2013-03-11, 18:49

Bardzo to cieszy i bardzo miło poczytać, że było tak super! Gratuluję! :D
Witt - 2013-03-11, 19:07

Tymczasem we Wrocku:



:)

PS. Tej, jakiego ma wisiora!

Fengari - 2013-03-11, 20:31

The Moody Blues? Hoho!
A pióra jakie! Wygląda jak za czasów The Round Triangle i się dziwi, że publika reaguje takoż! ;)

Lodge - 2013-03-11, 21:24

zostałem dziś delikatnie zapytany czy mi teraz palma nie odbije ;) , myślę że różnica między czasami Triangelsów and now jest taka, że wtedy "te fanki" wzbudzały we mnie niejaki strach (a poza tym do niczego się nie nadawały, bo ja przecież "kochałem Anete") a dzisiaj te dziewczyn(k)y mnie po prostu rozczulają

:)

PS. Budzy nie chciał bym wczoraj wystąpił w białym Innuendo (bo cały zespół był na czarno), więc założyłem koszulkę ze Skaldami

Laska: "ja nie wiem jak w takim czymś można na scenę wejść"

Kristofores (w busie): "rozumiem, że następnym razem Krawczyk?"

:) :)

Fengari - 2013-03-11, 22:29

Hehe, to nie ma rady, teraz musisz dzień przed wyjazdem:
-Halo, Tom? Wiesz, no... dzwonię, żeby się spytać, w co mam się ubrać? W jakim kolorze mam mieć koszulkę? A jakie zespoły mogom na niej być a jakie nie?

Albo brać w trasę zestaw koszulek we wszystkich możliwych kolorach, żeby zawsze móc być bezbłędnie dopasowanym do reszty zespołu i nie dać się niczym zaskoczyć!

Albo... zatrudnijcie scenografa/kostiumologa. Będzie Wam opracowywau kolory koszulek harmonizujące ze sobą, z kolorami mikrofonów, instrumentów, wzmacniaczy oraz świateł, a także wystrojem wnętrza klubów. (zgłaszam aplikację na stanowisko ;) )

Lodge - 2013-03-11, 22:39

hehe, ale muszę dodać że w Skaldach czułem się co najmniej tak dobrze jak w Queen :)
otoKarbalcy - 2013-03-12, 06:08

Ger, strasznie się cieszę, że było dobrze! :D

Lodge napisał/a:
w Skaldach czułem się co najmniej tak dobrze jak w Queen


No pewnie, mniej narkotyków, hamond, alibapki, występy w NRD... :P ;)

cerkaria - 2013-03-12, 06:52

Ger :)
Witt - 2013-03-12, 09:14

otoKarbalcy napisał/a:
występy w NRD


...szpital psychiatryczny w ZSRR... :P

Żur ptak - 2013-03-12, 09:49

Hmm, tak zeknąłem i widzę, że w Warszawie się jakaś sobota szykuje i już chciałem napisać, że tym razem bym się nawet wybrał, gdyby nie... ale musiałbym poruszyć pewien wciąż kontrowersyjny temat, więc, ten tego, udajmy, że wcale tego nie napisałem, co więcej, wcale tego nienapisanego nie wysłałem. Hehe.
lodgelady - 2013-03-12, 09:59

Gero, love! :D :D :D
Lodge - 2013-03-12, 11:01

dzięki Bart, Żur, and Carl' !!!
Lodge - 2013-03-13, 11:30

już w Queenie, po koncercie, z zespołem Duch



(fot.) Kju

(kto wypił colę? Ger!)

(kto? Ger!)

(kto? GerGerGer! Alleluja...)

Witt - 2013-03-13, 11:55

Lodge napisał/a:
Kju


pa, a na zdjęciu piszą że de :)


a ja ostatnio widziałem trochę must be the music (obczajam, bo kuzyn z kapelą ma kiedyś być) a tam onego ducha - kora ich STRASZNIE zjechała :) ale przeszli

Lodge - 2013-03-13, 12:05

widziałem to :)

w ogóle fajni ludzie, choć niektórzy z naszych narzekali (hehe, jak Kora), że trochę pretensjonalni

przesłuchałem już płytkę i na razie najfajniejszy utwór nazywa się Doktor Sewer, niestety nie ma nigdzie w necie do odsłuchania

Fengari - 2013-03-13, 18:57

To ja już wiem, czemu Ci Budzy nie dał tej koszulki założyć. 8-) :D
elsea - 2013-03-16, 00:12

Brawwo! :-)
Lodge - 2013-03-18, 16:14

16.03.2013 - Warszawa

best song: Pieśń Przygodna
best moment/best ad-lib: sola Rafała i Przemka w Break Out
worst song: dla mnie nie było

wielu z nas było więc co tu będę pisał... dla mnie koncert bardzo udany, choć nie aż tak jak w Krakowie, co wynikało z pewnych napięć na scenie związanych głównie z niezbyt dobrym nagłośnieniem (chodzi zarówno o sprzęt jak i warunki akustyczne), miejsce do grania niezbyt inspirujące - za to potężne wsparcie od Forumowiczów pod sceną (i nawet wcześniej - przemiły telefon od Jaśka), w sumie cały dzień o wiele bardziej forumowy niż armijny

potem jeszcze granie na Uonce nad ranem with Ciaran Brennan on invisible irish drums

best song: The Boxer
best moment: Crazy mówił, że recytacja The Dream :D

ogólnie czar jak za dawnych lat Uonki, co tu dużo mówić - Soundrops and Garfunkel

w autobusie zdaje się 143 cudowna rozmowa z samozwańczą Królową Trasy Podróż na Wschód m.in. o samozwańczym koncercie w Krynicy (że na plakatach będzie Armia, a przyjedzie samo Gero
- pociongnoł by? Lech!
- na pewno? Lech
- jagby dali mu Chery Coke? LechLechLech! Alleluja...)
:) :) :)

uff uff, to Pokai Mu, mrutrzały krowy Siouxów

Witt - 2013-03-18, 16:49

po co pisać że samozwańcza? Królowa to Królowa :D
Lodge - 2013-03-18, 17:00

racja! Królowa to Królowa

in the year of 39...

co przypomina mi o słitaśniej niedzieli na Uonce -> LOVE

Lodge - 2013-03-18, 21:23

Kraków <love>
http://www.youtube.com/watch?v=zA78hg0gnXw

Fengari - 2013-03-18, 23:06

Nie wiem w sumie, co napisać. Koncert bardzo mi się podobał, choć jak później się nad nim zaczęłam zastanawiać, to doszłam do wniosku, że spodziewałam się innego klimatu, zabrakło mi tej pociągowej atmosfery, która jest przecież tak bardzo słyszalna na płycie! Ale może to wina nagłośnienia - chyba sporo dźwięków mi umknęło.
A Gero wymiatał i był najlepszym punktem programu. :)

Dziękuję bardzo za gościnę na Uonce! :) Było bardzo miło. Żałuję, że nie mogłam zostać dłużej, bo najbardziej lubię wspólne granie i śpiewanie - ale i to na dobranoc było super! :)

Edit:
A jeszcze sobie tak pomanewrowo dodam, że nawet nie wiecie, jak mnie cieszyło, że znałam większość granych piosenek. Co prawda tytułu żadnej z nich nie umiałabym podać (poza tymi, których tytuły głośno padły i jeszcze pamiętam) - ale u mnie to norma, że nie kojarzę tytułów z piosenkami. W każdym razie przez te kawałki nie czułam się już tak outsidersko i to byo super. :)

Crazy - 2013-03-20, 23:12

najzabawniejsze było jednak, jak się okazało, że Gero ni diabła nie umie zagrać zdecydowanej większości piosenek Soundrops, na które było zapotrzebowanie :mrgreen:

Ach no, ale miałem - i zapomniałem - spytać, co to jest "ad-lib"???

Dla mnie niestety Pieśń przygodna nie była najlepszym songiem, zupełnie nie chwyciła mnie tak, jak powinna, za to nieoczekiwanie zażarł Wyludniacz, teoretycznie wszak najsłabszy z setu triodantowego (pozdro Wuj!).

Lodge - 2013-03-23, 12:24

Warsaw <love>:
http://www.youtube.com/watch?v=3QokNcUrHCs

Magdalena Maria - 2013-04-05, 10:01

Cytat:
ad-lib


Muad-Dib?

Crazy - 2013-04-05, 22:27

całkiem możliwe. ja jednak nadal nie wiem :(
Lodge - 2013-04-08, 11:56

7.04.2013 - Zielona Góra

best song: Jeszcze raz, jeszcze dziś
best moment: przemowa Budzego w On jest tu (patrz niżej)
best ad-lib: gero w Towards the East
worst song: Green (duże kłopoty z odsłuchami - nikt nie słyszał gitary akustycznej do której się śpiewało)

bardzo dziwny dzień, z jednej strony pełno kluczów gęsi i niemal bezchmurne niebo a jednak wciąż zimno i śnieg, fajna próba - mam nagraną wersję Saluto w składzie: Amd (dr), Kuba (gtr) i Pablo (b i voc, ale mikrofon był już wyłączony) i super spacer z Pablo po Zielonej Górze (opowieści o Makronezji) - ale best moment przedkoncertowy należał bezsprzecznie do Amade który nagle nie z tego ni z owego sparodiował zachowanie jednego z muzyków na próbie

koncert zaczął się od dużych kłopotów z odsłuchami (mimo że klub 4 Róże bardzo zacny, stylowy i z fajnym soundem - świetnie brzmiał klawisz Kuby nastawiony na quasi-mellotronowy rejestr), Green wyszedł tak że przypominał najgorsze udziały gera w Lunie, kiedy to jeden człowiek psuł cały występ, bardzo się zdeprymowałem i spociłem jak mops, ale na szczęście zespół grał jak natchniony - w secie akustycznym znowu niezadowolenie punkowego betonu, ale tym razem Frantz zauważył, że akustyczne numery potrafiły generalnie zdobyć publikę, w Towards the East wszedłem tak zachrypnięty, że potem w końcówce próbowałem to nadrobić nadprogramowymi zawijasami, chyba się udao, a wcześniej podniebna wersja Ultima Thule - w Jeszcze raz jeszcze dziś przestałem śmierdzieć i Niezwyciężonym się już kompletnie wyluzowałem, ale z kolei ktoś puścił gaz pieprzowy na salę, co dotarło do nas w On jest tu - na to Budzy wystosował do tej osoby (a równocześnie jakby do diabła) quasi-katechezę jak za najbardziej dobitnych pd tym względem lat - "komuś się tu bardzo nie podobało o czym śpiewamy... chciałeś nam zepsuć ten koncert i ci się nie udało!... bo jest Coś mocniejszego niż ty... (i po chwili) wsadź sobie ten gaz w dupę" po raz kolejny po Wrocławiu miałem wręcz namacalne doświadczenie walki duchowej, do czego Budzy się potem odnosił w zwycięskim samochodzie Karola... Przedtem jeszcze w drodze ze sceny "dzięki za koncert, zwłaszcza za ducha..." (co???? a może "Ducha"?) i jeszcze wywiad z Budzym w garderobie i potem dziennikarz podchodzi do mnie i przekonuje żebym zebrał jakieś trio i grał po Polsce, bo teraz songwriting jest bardzo popularny i kluby się będą o nas zabijać (chyba chodziło mu o singer/songwriter). Schodzimy z instrumentami i mijamy takiego chłopaczka któremu dobro biło z oczu kilogramami i bardzo nas wspierał pod barierkami - mówię że dziękuję za wsparcie a on że to jednak on dziekuję (do teraz nie może mi zniknąć sprzed oczu, jakiś wielki ciężar taki drobniak nosi) U Karola w samochodzie bardzo szerokie stereo - trąbki w Walrusie wręcz osobne po prawej stronie. O o pierwszej dwadzieścia na Garbarach: "Gero, dzisiaj wygrywasz - będziesz pierwszy w łóżeczku" dziękuję państwu

P.S. WItt, nie porozmawiałem z Twoim kuzynem i nawet nie słyszałem supportu, jakoś bardziej trzeba było wtedy z Zespołem być, takie prawa tras... mimo że w 4 Różach spędziłem przed koncertem 7 godzin przeczytałem ledwie kilkanaście stron wziętej przezornie książki Alistaira McLeana :)

Fengari - 2013-04-08, 13:51

Lodge napisał/a:
ktoś puścił gaz pieprzowy na salę

:shock:
Co się dzieje? :(

Lodge napisał/a:
dziennikarz podchodzi do mnie i przekonuje żebym zebrał jakieś trio i grał po Polsce, bo teraz songwriting jest bardzo popularny i kluby się będą o nas zabijać

:) No to trio już jest, akurat. :)

Żur ptak - 2013-04-08, 14:42

Lodge napisał/a:
pełno kluczów gęsi
Good! Niestety mi w tym roku jeszcze nie dano (wczora z wieczora trochę coś może, ale daleeeko...)...
elsea - 2013-04-08, 16:32

Brawo!
Lodge - 2013-04-08, 19:57

hey Bulldog!


otoKarbalcy - 2013-04-09, 07:57

Wyglądasz jak Xes :shock: :shock: :shock:
Tzn. ładnie, ale jak Xes :)

Witt - 2013-04-09, 08:10


otoKarbalcy - 2013-04-09, 08:15

No właśnie :-> Teraz na Laście to już dopasowanie Soundropsów do Xesa będzie idealne, jak miecza do pochwy 8-)
Witt - 2013-04-09, 08:40


grot - 2013-04-09, 09:37

Zdjęcia Pana Witkowskiego bardzo bardzo. :)
Lodge - 2013-04-09, 10:32

tu jeszcze większe podobieństwo - orgazmyczne przeżywanie w moim przypadku live'u, w Xesa - playbacku




Fengari - 2013-04-09, 18:46

To ja już nie wiem, kim jest ten facet w koszulce Beatlesów. To w końcu Lodge czy Xes???
lodgelady - 2013-04-09, 19:49

hahaha, LOVE! :D
Witt - 2013-04-09, 20:09

Ger, ale z tego co widzę to musisz wyżej gryf podciągać!
Lodge - 2013-04-15, 13:02

13.04.2013 - Gdynia

best song: może Towards The East?
best moment: fragmenty Ultima Thule
best ad lib: na hasło Zostaw to szukanie właściwych akordów już w czasie grania i na szczęście najczęściej ich znajdowanie

14.04.2013 - Toruń

best song: może Dom przy Breakout moście, może Katedra, może The Other Side...
best moment: zdecydowanie refren Breakout
best ad-lib: solo Przemka w Breakout

tego weekendu zdarzyły się dwa dobre koncerty bez worst song, choć słyszałem że Pacman włączył mi delaya na Parowozie, co znaczyło że znowu śpiewałem nieczysto (mimo że na próbie było bez zarzutu - to zawsze jest kwestia warunków odsłuchowych), cały koncert był tak zagrany przez kolegów, że nie mogłem pozostać im dłużny (Budzy w jakiej formie wokalnej) i znowu rozbudowałem Towards The East o improwizacje wokalne, chyba dobrze wyszło, a potem świętowanie na bis, Budzy znowu na perkusji, a ja między jedną a drugą Baj.. ee Brickiem podniosłem głos o oktawę i to we don't need no education bardzo mocno zabrzmiało, choć przyznaję że przez cały ten utwór myślałem o Elsei, ach te rockowe uproszczenia... :(

po koncercie miejscowy akustyk puścił Dub Side of the moon, gdy zobaczył że rozpoznałem, powiedział że lubi tym wkurzać ultrasów floydowskich, a ja że tę płytę poznałem przez Boskiego, Hatti Vatti, znasz? No pewnie...

jak pisałem na UT, w garderobie drugi koncert, manewrowy, na Soul Side Story taka chemia między muzykami że aż się chciało płakać ze szczęścia, a Beatlesów Przemek śpiewał czystym mccartneyowskim tenorem

potem niestety nie moglem zasnąć, próbowałem wszystkich dozwolonych tricków, ale nic, różaniec tym razem nic nie dał, w ostatnim odruchu rozpaczy mówię Mu (żeby nie powiedzieć: krzyczę) "zrób coś" i przychodzi mi na myśl Słowo "wystarczy ci mojej łaski", ja na to Rollingeyes i przez zęby: "zobaczymy..." muszę się bardzo pilnować żeby nie zakląć... oprócz tego w wolnej chwili (całe sześ godzin niesnu i co najwyżej pósnu) zastanawiam się jak pozmieniać linię melodyczną w Parowozie by uniknąć fałszów i jakie są te cholerne akordy w Please Please Me...

następny dzień msza 7.30, pyszne śniadanie i w busie do Torunia Rambo a potem jakiś jeszcze nawet fajniejszy film ze Stallonem i (w epizodzie) Szwarcene Gerem, ja trochę śpię z Tymoteuszem na uszach, po przyjeździe idą się rozstawiać a ja na pierożka, herbatę i colę, a potem nad Wisłę, cudownie pobyć trochę sam i po wspominać... pociągi i 2TM2,3 i przychodzę na próbę, Budzy siedzi na przodach i wnosi małe poprawki do Kfinta, a ja słyszę że śpiewam mocno nieczysto, no fajnie... potem obiad w Siouxie czy czymś i przed koncertem Budzy wyjechał z tym I Love You... w odróżnieniu od Gdyni, która podeszła od razu z entuzjazmem, tutaj był na początku wielki chłód i nawet esemesy z wyłączeniem pierwszego rzędu licealistów (jeden chłopiec w koszulce The Beatles i flanelowej na to koszuli, reszta przykładnie w Armiach, jedna nawet własnoręczna), którzy odważnie podeszli pod samą scenę i wyrażali radość, zespół (zwłaszcza tutaj Frantz) się nie poddał i nie było rady, ogień ze sceny MUSIAŁ opanować całą widownię (oprócz tej dwójki która wyszła na The Other Side ;) ) no ale co najważniejsze - wystarczyło Łaski, a nawet więcej - czy to świetne warunki odsłuchowe, czy tematów zabrakło - mimo deficytu snu zaśpiewałem najczyściej na całej trasie (refren Breakout przy takich warunkach to była jakieś wysokie przestworza...) ta cała noc była być może po to żebym nie ważył się przypisać czegokolwiek własnym umiejętnościom - parafrazując: All Glories From The Holy Trinity!

i w Gdyni, i w Toruniu nowość - nikt nie krzyczał do mnie (literalnie czy mową ciała) żebym siekierasiekiera, set akustyczny był i tu i tu przyjęty jako integralna część koncertu (w Gdyni usłyszałem nawet "bardzo dobrze Gerardzie!" acz w Toruniu po Commence: "śpiewaj bardziej do mikrofonu!" - oświaczczam tu że odsuwałem ryj żeby zrobić miejsce w harmonii dla Kuby i Frantza, ja tam byłem "na trzeciego" :) ) na koniec, po zaproszeniu przez Budzego na katechezy Neo, Zostaw to przerywane, jak to ktoś dobrze ujął, egzegezą tekstu w składzie: Tom - voc & acc g, Kuba - fh, ja - śladowy tamb (!)

w busie home siedzieliśmy z Budzym w drugim rzędzie, najpierw wielka głupawka co do I Love You, aż Frantz z przodu coś powiedział że za bardzo nas ponosi, a potem długa dyskusja o dyskografii Genesis (dużo śpiewania przy tym) i też o Lake'u i Sydzie - Tom się tak podjarał, że nawet coś zająknął i możliwym coverze numeru... [WARNING! NIEPRAWDZIWA MRZONKA ALERT!]

taki madżikal łikędzik...

Witt - 2013-04-15, 15:34

:D :D :D

...ale co to jest to I Love You?

otoKarbalcy - 2013-04-15, 15:37

Ale fajna rela. I cieszę, się, że łaski starczyło :D
Fengari - 2013-04-15, 15:42

Gero, Tyś grau na trójkącie! :D

Rela super, w ogóle żałuję trochę tego Torunia - pierwotnie tam miałam jechać zamiast Warszawy, ale biletów nie miałam jak kupić tudzież zarezerwować, Warszawa nadeszła i bałam się, że zostanę na lodzie. A później się okazało, że jednak wpuścili bilety w internet. Jaki stąd wniosek? Indeed, jednak trzeba zaufać Łasce, a nie własnym zabiegom.

PS. A, coś mi się przypomniao! :) Ger, możesz chyba w niedługim czasie spodziewać się priva o treści muzycznej, hehe :)

lodgelady - 2013-04-15, 16:26

ja chcę taki koncert!
elsea - 2013-04-15, 17:14

Dobrze mi się to czyta - sczytuje razem z UT i bardzo fajne obrazy mi się budują :-) Dziękuję!

Lodge napisał/a:
Elsei
ale to dobrze czy źle?...
Lodge - 2013-04-15, 19:44

w sensie, Elsea orajt a Pink Floyd ogólnie anfer :)
Fengari - 2013-04-15, 20:36

Gerowi nic jednak nie podeślę. Przypomniałam sobie dziś, że mam kilka nagrań Soundrops feat. Armia z warszawskiego koncertu, dokonanych aparatem, który nie rejestruje dźwięku, hehehe - znaczy się, ma zepsutą tę funkcję i normalnie nie nagrywa już nic, ale jak mu się krzyknie prosto w mikrofon, to nagra. No i byłam ciekawa, czy natężenie decybeli na koncercie będzie wystarczające, żeby zarejestrował. No i o dziwo nawet zarejestrował i najlepiej słychać wokal Gera właśnie. Ale ogólnie jakość kiepska, a najgorsze, że nie są to pełne piosenki, tylko fragmenty. Dlatego nie zamierzałam publikować publicznie, tylko podesłać Geru privem, ale uznałam, że jednak nie chce mi się tego wrzucać na jutuba - za kiepskie, nie warto. Chyba, że byś chciał.
Lodge - 2013-04-16, 10:33

jak słaba jakość to nieee... :)

a na trójkącie to gero zagrało jeden dźwięk tylko :)


Szczepan - 2013-04-16, 12:55

"Dzynia" nie gracie, prawda?
Lodge - 2013-04-16, 13:37

Budzemu chodziło o "dzyń" w Pieśni przygodnej
Witt - 2013-04-16, 13:50

Lodge napisał/a:
Budzemu chodziło o "dzyń" w Pieśni przygodnej


super, że trójkąt tam się pojawia ! :D

Fengari - 2013-04-16, 17:42

O kurczę, dla mnie to jest jakiś mega odjazd! :D Że w koncercie bierze udział jakiś instrument po to tylko, żeby wydać jeden, jedyny, krótki, eteryczny dźwięk! :D

A to 'I love you', o którym last mówi, że Gero już go nagrao, to będzie kiedyś udostępnione fanom? :)

Lodge - 2013-04-16, 19:50

nie wiadomo, cover nie powinien wyjść na wierzch wcześniej niż wersja oryginalna :)
Lodge - 2013-04-21, 12:01

20.04.2013 - Legnica

best song: On jest tu (!)
best moment: igraszki w Niezwyciężonym
best ad-lib: Frantz gra disco w Ultima Thule, oprócz tego muszę wspomnieć o niewiarygodnym przejściu, które od kilku konc Przemek uskutecznia w Kfinto
worst song: z ręku na sercu - nie było

wczorajszy koncert był dla mnie nieco mniej wysoki niż zeszłoweekendcze, gdyż tym razem numery angielskie nie przekonały frakcji ultrasów i miazgę na widowni zrobił dopiero materiał "przebojowy", nie znaczy to bynajmniej, że koncert był nieudany - Zespół jest w tej chwili w takiej formie, że i w Pompejach by sobie poradził, największe przeżycie to (przecież najmniej przeze mnie lubiany na Duchu) On jest tu, te słowa z Koryntian jakoś ukłuły...

na bis z Budzym przy perkusji już coś więcej niż Buraki (na których zresztą pękła mi struna, ale tym razem dograłem do końca), może dzisiaj jeszcze ciut więcej, warto pojechać do Szczecina, choćby tylko astralnie

wracaliśmy autem Karola z Tomem i Frantzem i padło bardzo dużo bardzo dobrych słów miłości ziemskiej i nie tylko - ja nie jestem niestety wylewny, więc tutaj pokątnie powiem, że zgadzam się, z tymi muzykami na scenie naprawdę rodzi sie jakieś wielkie i chyba nieludzkie szczęście



dziękuję wszystkim czytającym te sło za wsparcie - all you're doing echoes on the other side of the stage

Lodge - 2013-04-22, 14:21

21.04.2013 - Szczecin

best song: Ultima Thule, Daddy Cool
best moments/best ad-libs: I Love You w Niezwyciężonem i Salutum
worst song: dla mnie Wyludniacz bo znowu poszła struna i zmartwiałem

Tym razem było bardzo pod górkę, bo klub niestety pośledni, co rusz strzelały odsłuchy (w tym mój - od połowy koncertu słyszałem się tylko z przodów) a i struna zerwała się już w połowie koncertów, w dużych partiach występ był dla mnie przypomnieniem nieboractwa z czasów Luny, kiedy chłopię stało zagubione pośród kaskad dźwięków... Były jednak różnice - po pierwsze Zespół hulał jakby nigdy nic (i to już od garderoby, gdy śpiewaliśmy dla jaj I Love You, Daddy Cool i Bee Gees i nagle zadecydowało się, że the former wchodzi na bis), a Budzy wkomponował I Love You już w Saluto. Po drugie, o ile gdy w Lunie miałem za mało gera w odsłuchu i wracał odbity od ścian w postaci fałszów, o tyle tu ze zdumieniem odkryłem, że te strzępy śpiewu które do mnie wracają... stroją! Lśniący trójgłos w Breakoucie nie został w ogóle naruszony, a i reszta poszła orajt, jedynie w Other Side musiałem zmienić melodię na wyższą bo tu już absolutnie nic nie słyszałem co śpiewam. Ponieważ przy tych trudnych warunkach padł rekord publiczności na trasie, Zespół - po przelocie na skrzydłach przez medley Jeżely pan pozwoly z przyjemnościom/Trzy bajki/Niezwyciężony/I Love You chętnie wrócił na drugi bis i walnoł z Tomem na perkusji secik We Will Rock You (z solem Frantza a la Brajan Mej ale bez mojej zwrotki choć uczyłem się w samochodzie Karola, no nie było jak tego w tych warunkach ujechać) - Buraki - Daddy Cool (Budzy śpiewal i grał na perkusji) - Zostaw to, po koncercie długie spotkanie z fanami różnej maści (od chłopaka na wózku który przybył specjalnie na koncert ze Szwecji (!) po trzy podchmielone i wulgarne nastolatki), na szczęście wątki wzruszające zwyciężyły, na okładce Luny każdy rysował przy swoim podpisie swój instrument a Kuba nie umiał hłehłe

otoKarbalcy - 2013-04-22, 15:05

Nie będę pisał, że szkoda, ze mnie tam nie było, choć szkoda że mnie tam nie było. Wielka. Co za kolorowość!
Witt - 2013-04-22, 15:16

Lodge napisał/a:
secik We Will Rock You (z solem Frantza a la Brajan Mej ale bez mojej zwrotki choć uczyłem się w samochodzie Karola, no nie było jak tego w tych warunkach ujechać) - Buraki - Daddy Cool (Budzy śpiewal i grał na perkusji) - Zostaw to


co by nie mówić :shock: :D

Fengari - 2013-04-22, 16:58

Strasznie cieszą te Twoje relacje Ger (nie tylko ostatnie, ale w ogóle z całej trasy) - są jakoś tak głęboko wzruszające! :)
Nie wiem, czy to już koniec koncertów w ramach tej trasy, czy coś jeszcze wskoczy - ale życzę, żeby wskoczyło i kolejnej porcji Łaski na scenie (i za kulisoma)!

Pozostałym radzę kliknąć to zdjęcie z poprzedniej strony z Legnicy i zobaczyć w dużym formacie - bezgranicznie rozanielona mina Gera bezcenna! :)

Crazy - 2013-04-22, 21:16

Bardzo bardzo mi się podobają te relacje! W ogóle super, że je piszesz tak na bieżąco, patrz - Budzy sobie pisał żeby pisać, a potem powchodziły do książki. Jak kiedyś zapuścisz brodę i napiszesz książkę, będzie w sam raz :)
Lodge - 2013-04-22, 21:30


Lodge - 2013-06-23, 09:32

21.06.2013 - Piła

best songs: Dom przy moście/Breakout oraz Ultima Thule
best moment: solo Kuby w Ultima Thule
best ad-lib: "dzięki Piła" w Niezwyciężonym
worst song: Steam Powered Train no.8 (fałszował again)

po póltora miesiąca odpoczynku zespół raczej wszystko pamiętał, od pierwszych sekund Saluto od razu powstała na scenie ta niewyobrażalna i nie do podrobienia chemia... mimo że na malutkiej scenie (koncert odbywał się na barce na rzece Gwda, która płynęła sobie powoli jak rzeka Cam na Grantchester Meadows) upał był wprost niemożebny (musiałem po koncercie wyrzucić koszulkę Triodante w której występowałem, nic już z niej nie wyciungłoby się), (nieliczna) publiczność oddawała energię i Tom wręcz wypluwał flaki ze strun głosowych... gdy już nie mogłem wyczymać nawału upału patrzyłem na rzekę za oknem, która nadawała całości absurdalno/pastoralnego smaczku... w ogóle przez cały czas najważniejszym uczuciem, które drążyło mnie na scenie, poza małym strachem czy nie pójdzie struna (Frantz stracił po jednej i w elektryku i w akustyku) był Wdzięczność za to że mnie wrzucono w to wszystko pewnego dnia... A jeszcze w drodze powrotnej Tom i Karol prowadzili rozmowy Neo style, które mi dużo rozświetliły w środku

Lodge - 2013-06-23, 10:23

22.06.2013 - Bydgoszcz, Festiwal Nowe Spojrzenie

best song: Pieśń przygodna
best moment/best ad-lib: refren Breakout, który jeszcze pociągnąłem w górę nie wiadomo skąd
worst song: dla mnie Ultima, ale patrz niżej

Pierwszy plenerowy koncert PnW i oczywiście (wbrew opinii większości członków zespołu, którzy zdecydowanie wolą grać w klubach niż na powietrzu, a Tom dodatkowo narzekał na to, że ludzie stali za daleko i był za mały przepływ energii) czułem się na scenie najlepiej ze wszystkich razów, Kuba wytłumaczył mi, że powietrze rozprasza dźwięki i słyszy się bardziej selektywnie ale także Pacman na przodach mówił, że słyszał rzeczy ktore normalnie w klubie umykają w lawie czadowej ; w każdym razie wczorajsze granie i śpiewanie, przy idealnej sytuacji w monitorze, było dla mnie spełnieniem wszystkich marzeń i ambicji "stadionowych", tym bardziej że scena była zorientowana na kościół z ładną kopułą... Przy Ultima Thule trochę buczeń, małe nieporozumienie i rozproszenie, ale okazało się to błogosławionym wybiciem z samozadowolenia, bo potem Frantz powiedział, że dwa ostatnie numery głównego setu były artystyczną kulminacją... potem kolejny magiczny powrót po nocy i na koniec dnia zamiast iść do domu, o drugiej w nocy siedzieliśmy na Garbarach w samochodzie Karola i nawijaliśmy jak gupki ciesząc się szczęściem, które trafiło nas tak pokątnie

Crazy - 2013-06-23, 11:03

Super :D
Witt - 2013-06-23, 15:38

Lodge napisał/a:
zamiast iść do domu, o drugiej w nocy siedzieliśmy na Garbarach w samochodzie Karola i nawijaliśmy jak gupki ciesząc się szczęściem, które trafiło nas tak pokątnie


:D :D

Lodge - 2013-07-15, 12:15

12.07.2013 - Lubiąż, SLOT Art Festival

best song: kto wie czy nie Towards the East, powiedział nieskromnie
best ad-lib: zdecydowanie - długi, wysoki (F#4) i czysty zaśpiewokrzyk Toma na zakończenie Katedry
best moment: Litza, z którym witałem się około południa, podchodzi do mnie po koncercie żeby się przywitać ("ale już się dziś widzieliśmy Robert" "no wieeem...") :) :) :)
worst song: Trzy bajki z niespodziewanym kiksem

SLOT odbył się (jak zwykle od wielu lat) w potężnym pocysterskim kompleksie monastycznym na Dolnym Śląsku, czyż można wyobrazić sobie lepsze miejsce dla Soundropsa? Pełno młodych ludzi, ale zupełnie inny feeling niż na Woodstocku czy nawet Jarocinie - jakaś taka ujmująca poczciwość o znamionach hipsterki... po próbie hotel w Wołowie i okazuje się, że będę miał solowy pokój w hotelu, z czego skrzętnie korzystam oglądając "Szeregowca Ryana", gdy dojeżdżamy na koncert jest już ciemno - zaczynamy i ku mej bezbrzeżnej radości okazuje się, że przetrwały wszystkie ustawienia z próby - dzięki dwóm monitorom pod nogami (pierwszy raz na trasie taki luksus) słyszę wszystko co do uchograma i w związku z tym pozwalam sobie na bardzo dużo - liczna publiczność jest BARDZO życzliwie nastawiona do wykonawców w tym nawet do mnie, nigdzie wcześniej Commence As I Have Finished nie był tak ciepło przyjęty, choć jak wspomniano potem zagrałem go za szypko, z uwagi na realia festiwalowe program został skrócony, ale było parcie na bisy, w tym po raz pierwszy grane na trasie w pełnym układzie Zostaw to, z fajnym solem Rafała. "Ładnie śpiewałeś, Gerardzie". W busie home (że tak peem), mówię, że lubię grać plenery, Tom tłumaczy dlaczego: "no bo masz wtedy R" "Jaki R?" - pytam confused. "No A I R!" :)


13.07.2013 - Lubczyna, festiwal SłowoLubCzyny

best songs: grymuszczyzna - On jest tu, On żyje, Wyludniacz, Popioły;
best ad-lib: wokalne poszukiwania Toma w Breakout
best moment: nie możesz tego objąć szlifowanym w żelazie rozumem!!!
worst song: dla mnie nie było

Pierwsza edycja festiwalu z wielkimi ambicjami bycia "takim chrześcijańskim woodstockiem". Na razie miejsce może nie do końca zawrotne (scena na boisku), ale naprawdę wielkie serce organizatorów, tak dobrze na backstage'u było dotąd tylko w Uchu, ale tu - oprócz wielu kól - jeszcze flaczki+bigosik! A najlepsze dla mnie to, że nieco zalękniony monitorowiec wykręcił mi takie warunki, że mimo niespełna 6 godzin snu, mogłem dać z siebie wszystko co najlepsze: od A4 w Commence As I Have Finished (niewiarygodne, mam nadzieję, że ktoś to nagrał, bo może to była koncertowa nuta życia, hehe) do A2 w East. W drugim refrenie Parowozu pozwoliłem sobie na odważne górki i w ogóle po raz pierwszy zaśpiewałem ten numer chyba zupełnie czysto (zweryfikooje jutub). Po koncercie poszedłem podziękować temu panu, a on do mnie: "takie słowa dla mnie ważniejsze niż kasa" :!: Z drugiej strony i do mnie ktoś podszed: "mógłbyś tu podpisać? bo moja dupa męczy mi kija..." Na scenie pełnia dobrego humoru - proszę Frantza, on ziewa na solu w Popiołach! - co przeniosło się na hotel w Szczecinie Dąbiu, w naszym z Karolem pokoiku 112 zebrał się pełen entourage na winko i opowieści (a z mojej komórki wydobywali się Beatlesi i Floyd), wygrała historia o tym jak Karol z kolegą podłożyli podsłuch w pokoju nauczycielskim w liceum

14.07. 2013 - Kołobrzeg

best song: Niezwyciężony
best ad-lib: fascynujące podziały Przemka w końcówce Wyludniacza
best moment: w Parowozie celowo grałem trochę do tyłu i nawet na gitarach akustycznych wytworzyła się owa sławetna masywność
worst song: dla mnie nie było

Mimo bardzo przyjaznych właścicieli klubu-latarni morskiej (i on, i jego córeczka oglądali koncert w koszulkach Triodante), bardzo trudne warunki do grania. Publiczność mieszana: od koszulek Armii po łączenie zaciekawienia z obojętnością. Tym razem Commence przyjęte bardzo chłodno. Mi pomagało to, że staliśmy bardzo ciasno na scenie i momentami (Popioły!) powracały echa dawnego fanostwa, śpiewam tu z Tomem numer z Triodante. Mimo trudnych warunków, Amade of Trupia, który tym razem zawiadował monitorami, ukręcił mi taki sound gitary, że nawet świetnie słyszałem swoje drrrangi w Wyludniaczu. Szkoda, że tym razem staliśmy po różnych stronach z Karolem, nasze lewe skrzydło często wymienia spojrzenia w oku cyklonu.

Potem światła przystani i mewy w blasku latarni morskiej - cudowne!

I wtedy podchodzi do mnie chłopak dwa lata starszy ode mnie, gratuluje występu, pyta jak tam w zespole, chwali nieugiętą artystycznie postawę Budzego i wyznaje, że gdy byl ostatnio na koncercie Maleńczuka to krzyknął mu co następuje: "za ile się sprzedałeś, szmato?"

Ogólnie dla mnie bardzo dobry weekend, choć niepozbawiony pewnych napięć. Dzięki Bogu, zwłaszcza na dwóch pierwszych koncertach udało mi się zaśpiewać jak dotychczas najlepiej na trasie, a głos wytrzymał, nawet na Other Side w Kołobrzegu specjalnie go nieco zdarłem w codzie, no bo jak to tak cały czas śpiewać w Armii na cleanie? Dzięki Aniołowi Stróżowi i lutnikowi Panosowi nie pękła mi też żadna struna i przez cały czas z mojego Furcha wionęły drewniane zapachy jego magic lutniczych potions.

Bardzo dziękuję.

otoKarbalcy - 2013-07-15, 14:30

Ale relacje. Chciałbym takie pisać. I umieć i mieć o czym... :D ;)
Crazy - 2013-07-15, 17:55

Jest to wspaniałe :D

Właściwie to chciałbym być na tych wszystkich koncertach z Tobą!!

Ale nadal nie wiem, co to ad-lib.

otoKarbalcy - 2013-07-16, 08:11

he, he, ja też jakoś nie mogę zapamiętać, co to znaczy. Np. myślałem, że wiem, że to taki greps jakby, taki magiczny śmiszny momęcik. Sprawdzam w słowniku i wychodzi, że to jest po prostu improwizacja :shock: Chyba :roll:
Witt - 2013-07-16, 08:49

A nie coś z libido? :)
otoKarbalcy - 2013-07-16, 08:51

W kontekście Ada z Triangelsów :)
Witt - 2013-07-16, 09:04

"Taki moment, który zakręciłby Ada" :)
otoKarbalcy - 2013-07-16, 10:24

:D
otoKarbalcy - 2013-07-16, 10:52

No, to jedziemy:
Lodge napisał/a:
best ad-lib: fascynujące podziały Przemka w końcówce Wyludniacza

Lodge napisał/a:
best ad-lib: zdecydowanie - długi, wysoki (F#4) i czysty zaśpiewokrzyk Toma na zakończenie Katedry

Lodge napisał/a:
best ad-lib: refren Breakout, który jeszcze pociągnąłem w górę nie wiadomo skąd

Lodge napisał/a:
best ad-lib: "dzięki Piła" w Niezwyciężonym
Lodge napisał/a:
best ad-libs: I Love You w Niezwyciężonem i Salutum


Wow! :D

Witt - 2013-07-16, 12:37

jasna cholera !!!! :D

ps. tylko kolejność bym inną ustawił ;)

Król Julian XII - 2013-07-18, 23:51

...libido i improwizacja to przecież prawie, że to samo, alebowiem - nie?
Lodge - 2013-08-18, 22:48

17.08.2013 - Olsztyn

best song: Pieśń przygodna
best moment: okrzyk Toma w zakończeniu Kfinto i nasze dwugłosy na zło jest złe
best ad-libs: solo Kuby w przejściu z Dom przy moście w Breakout i podziały Przemka w ostatnim wiatr jest szary...
worst song: jakoś Towards the East bez Karola zbyt suche

przed wczorajszym koncertem zespół Armia (w okrojonym składzie bez Lidera i Karola) doznał obozu kondycyjnego w leśniczówce pod miastem, na który składały się całodniowa próba w stodole w piątek i poranna w sobotę plus wspólne uu żarciki... Czasem było z górki, czasem pod, ale pierwszy raz śpiewałem Przebłysk jako (zastępczy) wokalista Armii i przeszły mnie ciarki, a następnego dnia prawie się popłakałem przy Opowieści zimowej, Frantz i sekcja zagrali to bardzo legendowo a Kuba zasunął tak bananową ścianę na klawiszu, że z dodaną do tego gitara akustyczna waszego czcigodnego sugi zrobiło się z tego takie Święto, że nie to że chciałem przejść do Legendy (którą btw. Rafał uważa za "najlepszą płytę polskiego rocka, a reszta długo długo za nią"), ale jakby zrozumiałem wszystkie pienia nt. tego numeru i chyba nawet nauczę się w końcu tekstu, bo w refrenie musiałem śpiewać tatatata na niebie płaszcz, tatatata tatitata...

z zajęć pozalekcyjnych, dzieliliśmy pokoik z Kubą, i śpiewaliśmy sobie razem piosenki z Triodante i z Ducha, takie manewrowe dobro się z tego wylało, ale też zastanawiające było jak śpiewaliśmy unisono partie waltorni paszczowo, mimo że leżała pod ręką - z drugiej strony, gdy ćwiczyliśmy Towards the East, to nagle Kuba wjechał z obszerną waltornią z wersji-matki, tak że dostał za to kilka zaognionych spojrzeń, uu żarcik

niestety po tych przyjemnościach miałem bardzo zdarty głos (nie były to próby na których byś się ostrzędzał) i tym razem, mimo że plener, śpiewało mi się bardzo niewdzięcznie - na szczęście słyszałem się dość dobrze, choć ciut gorzej niż za ostatnim tryptykiem występowym, a poza tym siekło mi tym razem barwę a nie skalę, więc tym razem uraczyłem olsztyńskie bractwo wersją Gero-ochryplak raczej niż Gero-fałszerz, ale materiał pablakowy może pokazać inaczej - szczęśliwie Tom był głosowo w formie wybornej, więc większego problemu nie było, a poza tym chyba wczoraj wyjątkowo dobrze brzmieliśmy w dwugłosie

koncert odbywał się pod takim hasłem pod jakim się odbywał i Tom dość ostro sobie z tym pogrywał, kulminując przed Katedrą: "w następnej piosence bohater Józef K. ma się spotkać w interesach w pewnym miejscu, kto wie co to za miejsce?" [cisza] [w lesie] [siekiera] "...aaa, festiwal piosenki inteligentnej..."

z innych nowinek wielkie zaskoczenie przy The Other Side, której nagle Tom nadał dyskotekowego rytmu, sprawdził się też patent z wibrafonem (z klawisza) w Ultima Thule, zdradzę że próbowaliśmy nawet z brzmieniem sitaru

niestety przy angielskim mini-seciku Train/Commence kilka(naście) osób wyszło, życzyłbym sobie żeby to było na zasadzie "ktoś wyszed by przyjść mógł ktoś", ale obawiam się, że nie tak to dziaa

co tam jeszcze, pomyślałem sobie w pewnym momencie w parku przed występem, że cały koncert jest głównie po to, żeby wybrzmiało Słowo z Listu do Koryntian z Onjesttiego, wiadomo że uproszczenie, ale dość chyba sensowne

anyway, bardzo twórcza trzydniówa, peem Wam

cerkaria - 2013-08-20, 09:31

Ger, cieszę się bardzo :)
otoKarbalcy - 2013-08-20, 10:09

Lodge napisał/a:

koncert odbywał się pod takim hasłem pod jakim się odbywał i Tom dość ostro sobie z tym pogrywał, kulminując przed Katedrą: "w następnej piosence bohater Józef K. ma się spotkać w interesach w pewnym miejscu, kto wie co to za miejsce?" [cisza] [w lesie] [siekiera] "...aaa, festiwal piosenki inteligentnej..."

he, he, he :)
Lodge napisał/a:

z Onjesttiego

:mrgreen:

Lodge - 2013-09-08, 23:09

7.09.2013 - Racot k. Kościana

best songs: Ultima Thule, On jest tu
best moment: trójgłosy w Breakout
best ad-libs: świsty Karola tu i ówdzie
worst song: Commence As I Have Finished

Ostatni (dla mnie) plener w tym roku, już bardzo zimno, tym bardziej że scena na festynie historycznym (coś dla Witka!) w szczerym polu (tzn. na jakimś hippodromie) acz tuż przy lesie. Krótką drogę przejechaliśmy w składzie: Raf, Tom, Nin, Ger; tematy: Prince, Bee Gees, Son House, Trupia Czaszka. Na miejscu byliśmy o 20.30 i z resztą kolegów (Karol, w końcu!) witaliśmy się w pełnych ciemnościach, nie ma co ukrywać, że to już koniec lata...

Wchodzę na scenę i już widzę po monitorach i rozstawieniach, że nie będzie łatwo, choć na ustawianiu dźwięków jest całkiem nieźle - słyszę i gitarę, i głos. W drugim czy trzecim numerze zaczynam niestety słyszeć także buczenie i sprzęgi i to bezsprzecznie z mojej gitary (choć nie tylko - a pierwszy to raz na trasie). Z każdym kolejnym utworem jest u mnie coraz nieprzewidywalniej, na pocieszenie zespół gra jak z nut, choć wiadomo, że bardziej z pamięci. Czasem gitara wydaje się ginąć z asięgu słuchu, niestety akurat przy Archaniołach gdy jest bardzo potrzebna i ten z reguły przyjemniejszy z przyjemnych numer staje się walką z wiatrakami, choć przecież nie z Legendy on. Pewne pocieszenie przy Breakoucie, ale wiem to nie jest pełnia mojej swobody wykonawczej... Parowóz jakoś idzie, choć przyjemność niewielka, w Commence najpierw jakaś nierówność rytmiczna pomiędzy gitarami, a na pierwszym commence as I have finished słyszę niezmierny fałsz ze swej strony... Zespół świetną grą tuszuje niedyspozycję front-nie-mena i zaczyna się Katedra, na której w spokojnym momencie udaje mi się wpaść w dobry flow akustyczny... Zanim Ultima Thule, nagle w głośnikach potężny wybuch (choć to przypadek, a nie Karol - prawie w idealnie stosownym momencie) i od tego momentu buczenie ustaje i zaczynam w końcu czerpać radość ze wspólnego grania, Towards the East super, w końcu czuję, że wyczyniam to co do mnie należy i tak już do końca - przy okazji w Jeszcze ras jeszcze dziś zdziwione acz aprobujące spojrzenie Budzego na tamburyn w ręku mym. Przy On jest tu taki szał, że chętnie zdzieram głos! To te słowa, wszystko przetrzyma, nic już nie trzeba więcej.

O ile ja całościowo bawiłem się średnio, to reszta dżentelmensów generalnie grała z bananami na twarzy, co rusz łapałem zadowolone looki i Toma, i Frantza (a nie muszę przekonywać jak to dla mnie ważne). WAŻNE, o ile nie da się ukryć, że mój status w secie bywa nieco "doklejony", to tym razem były błyski tego, że wpinam się w cementowanie brzmienia Zespołu Armia: po pierwsze super było wejście po solówce Przemka, najpierw bas, potem po kilku taktach mój akustyczn i po kolejnych - akustyczn Frantza; po drugie w początku Parowozu, gdy Karol grał swój temat "mellotronowy", najpierw ja, a potem Rafał zagraliśmy pod to riff Parowozu z płyty, bardzo to fajnie musiało wyglądać, jeśli kto ten niułansik wyłapał. No i w ogóle wszyscy w takiej formie, że grać nie umierać (nie wiem jak żyć)...

Best second of the gig - przed Trzecią Bajką Frantz podał "F" Tomowi pełnym akordem, ło!!!

Alinka też była i mówiła, że zwłaszcza Kfinto szczególnie z żarem zagrane, wyróżniła też Popioły i Groźniaka (w akustycznym wydaniu to chyba: "Niegroźniak"), nie podobał się za to Towards, zbyt rozedrgany i niekontemplacyjny w porównaniu z wersją płytową, ale wiemy, że trudno takie pierwiastki zachować live, zwłaszcza plenerowym i za darmo. Chociaż na publiczność nie można narzekać, fajnie skandowali "Armia, Armia" w "pustych" miejscach Ultimy Thule i w ogóle bardzo przyjaźnie odbierali, MAQ powie tu więcej pewnie.

Na deser kapitalna gadka konferansjera, który następująco tłumaczył że zespół nie wyjdzie jużna kolejny bis: "oni też mają swoje życie..."

Tematy w drodze powrotnej: Jethro Tull, Rolling Stones, Pink Floyd, Armia, Genesis, Oasis - głównie w kontekście podejmowania ryzyk artystycznych vs. plastikowego odcinania kuponów od sukcesowych płyt.

Ogólnie koncert dla mnie w miarę dobry artystycznie, ale też bardzo dobry w temacie relacji w zespole, ale o tym już w wersji deluxe tego wpisu, czyli na telebimie w Niebie

Ten co kiedyś mieszkał w Zagrodzie Północnej i już wie (na chwilę) co jarzmo słodkie, co brzemię lekkie

Witt - 2013-09-09, 13:23

Super czytać to wszystko, zwizualizowałem sobie niułansik :D .


Lodge napisał/a:
tematy: Prince, Bee Gees, Son House, Trupia Czaszka


Lodge napisał/a:
Tematy w drodze powrotnej: Jethro Tull, Rolling Stones, Pink Floyd, Armia, Genesis, Oasis


O dziewczynach nic nie gadacie? :P

geming - 2013-09-10, 19:57

O!

Okazuje się, że odbiór tego koncertu mamy bardzo podobny :)

Cytat:
Alinka też była i mówiła, że zwłaszcza Kfinto szczególnie z żarem zagrane, wyróżniła też Popioły i Groźniaka (w akustycznym wydaniu to chyba: "Niegroźniak"), nie podobał się za to Towards, zbyt rozedrgany i niekontemplacyjny w porównaniu z wersją płytową, ale wiemy, że trudno takie pierwiastki zachować live, zwłaszcza plenerowym i za darmo. Chociaż na publiczność nie można narzekać, fajnie skandowali "Armia, Armia" w "pustych" miejscach Ultimy Thule i w ogóle bardzo przyjaźnie odbierali, MAQ powie tu więcej pewnie.


I w zasadzie z Aliną też się zgadzam ;)

Jeśli chodzi o publikę to naprawdę byłem zszokowany.
Początkowo wyglądało to tragicznie, a jakoś na 15 minut przed startem zebrało się spore grono, przy tym naprawdę słuchające i reagujące trzeźwo!
Co ciekawe, mimo wrzasku siekiera i zaintonowania idzie wojna, nie było nachalnego powtarzania tej mantry. Zaśpiewali, pokrzyczeli i ładnie odpuścili :)

Największą radość wzbudził u mnie taki długowłosy gostek, który stał ze cztery osoby na lewo ode mnie i śpiewał wszystkie numery, łącznie z repertuarem angielskym! W pewnej chwili nawet spojrzeliśmy na siebie z szacunkiem hehe

I w zasadzie było czuć, że czym dalej tym bardziej ludzie łapią flow.
Naprawdę dobre to było.

No i świetny tekst na sam koniec - po bisach wychodzi konferansjer i komunikuje "tak, wiara, nadzieja i miłość ale teraz nadziei już nie ma - oni już nie wyjdą" :mrgreen:

Lodge - 2013-09-14, 00:04

znalazłem filmik jeszcze z Olsztyna w nieco innym ujęciu niż u Pablaka:

Steam Powered Train no. 8

Witt - 2013-09-14, 08:07

bardzo ! :D
Lodge - 2013-10-04, 09:26

3.10.2013 - Wrocław, koncert na Tekach

best song: Gdzie ja tam będziesz Ty electric
best moment: harmonie w Dom przy moście/Breakout
best ad-lib - Kfinto electric
worst song: Jeżeli

Z różnych powodów Armia wyszła na scenę pół godziny później niż zaplanowano, co - przy wiszącej interwencji policji po 22 - spowodowało, że wyszła z tego połowa zaplanowanego materiału; i całe szczęście, koncert odbywał się na dworze, między akademikami (organizatorem było Duszpasterstwo Akademickie) i przy 5 stopniach it felt like WOŚP, na szczęście (muszę napisać do Panosa!) gitary się nie rozstrajały, choć drżałem co to będzie z moim akustycznym secikiem, bo skostniałe ręce ledwo ledwo układały się na gryfie i wydawało mi się, że generuję sound rodem z liceum, brudno postawione siermiężne akordy; na szczęście (dużo tu szczęścia w prawej słuchawce) Budzy widział co się nie święci i zarządził wersje elektryczne i Gdzie ja, i Kfinto i Domu, w co mi graj - nie wiadomo było w którą stronę skręcą things, przygoda! (Przygoda? Już tam jest...) W Monitorze miałem wystarczającą ilość głosu i gitary, więc śpiewało mi się - jak to na wolnym powietrzu - lekko i soczyście

Saluto + Aguirre z wczoraj, (aż za) dobrze słychać mojego akustyka

jak to mówią, "po sztuce" (jeśli chodzi o te slangi muzyków, to Karol dostał w końcu inevitable reprymendę od Rafała i Toma za to, że mówi na jedzenie - "pasza") super pa.. ee, jedzenie przygotowane przez Duszpasterstwo (chyba najlepsza, bo domowa, aprowizacja na trasie, gdyńskie Ucho spada na drugie miejsce), dogadywania, przyśpiewki, potem przez chwilę mniej przyjemna utarczka z outside'm, za to w drodze do domu odebrana od Borsa zdaje się finalna wersja Mor (*****), niesamowicie w zgodzie ze światłami przydrożnymi i wyrazistymi gwiazdami nad drogą A5, dziękuję

PS jeszcze nieśmiały ale jednak Ray-Thomas style z tambem:
http://www.youtube.com/watch?v=64omS76sC4Q

PS2 zdecydowanie highlight wokalny całej trasy:
Dom/Breakout (wersja skró)

Witt - 2013-10-04, 20:07

Z góry się cieszyłem na ten wpis, dzięki :) . Co do filmików: super się prezentuje ostatnio Gero na scenie. A Breakout żre jak stopiędziesiąt, super! :D
Lodge - 2013-10-06, 19:24

05.10.2013 - Kielce, Woor

best song: Pieśń przygodna
best moment: sola Rafała i Przemka w Breakout (extended)
best ad-lib: ostatnia zwrotka Towards the East
worst song: Commence As I Have Finished

Jeden z najprzyjemniejszych jak dotąd dni na trasie. W busie tam m.in. dywagacje okołoczaszkowe oraz rozkminianie gatunkowe Soundrops - czy to folk czy nie folk? Na miejscu miły klub na piętrze, chwilka czasu więc przenoszę się na ładny, pustawy deptak reprezentacyjny, falujący w październikowym popołudniu, próba dźwięku przypominająca, że można zapomnieć o dźwiękowych walorach plenerów, przed występem gadamy z Przemkiem o Stonesach, a potem wpadają do garderoby Pilot i Pietruszka, wychodzimy i od razu elektryzująca atmosfera...

...przez większą część koncertu czułem się najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem, bo jednak było w miarę super słychać, ale prawdziwie przeszyła mnie waltornia w Pieśni przygodnej... dalej wszystko lśniło, w Kfinto przypomniałem sobie o Panu Bogu, a w Breakoucie, po już tradycyjnie lśniących harmoniach Rafał odwalił takie świetne solo, że gdy wszyscy zeszliśmy do garderoby na z kolei solu Przemka ot mu aż pogratulowałem, na co Rafał - w ramach oddania komplementu - powiedział, że mnie podziwia, że tak wychodzę do publiczności tylko z gitarą akustyczną

Te słowa miałem z tyłu głowy gdy wszedłem w Parowóz, a publika i sam zespół był tak napompowany przedłużonym solem perkusyjnym Przemka, że i ten numer (do ostatniej chwili nie wiedziałem czy zaczynam śpiewać melodię niższą, czy wyższą i ostatecznie zaśpiewałem w pierwszej linijce coś pomiędzy - ewidentny fałsz) i następny Commence zostały wykonane wyjątkowo agresywnie (Przemek wszedł z bębnami już od początku) choć wciąż akustycznie (i to bez Karola, który był nieobecny). Zmieniłem zatem melodię i sposób śpiewania Commence na bardziej postrzępiony i rockowy i chyba był to nieudany pomysł. Przez Katedrę przeżywałem nieudaność Commence'a, ale w Towards the East się odkułem i pozmieniałem zupełnie trzecią zwrotkę o latarniach, przeistaczając ją w quasi-gospelową recytację: the night is very long/towards the light/towards the East... Przy solówce Rafał podeszed do mnie i wyszedł z tego chyba fajny obrazek jedności... Na bisach (włączone do setu Niewidzialna Armia i Underground) już zupełny amok na widowni, jak w Krakowie, w Jeżeli grałem na tambie a w Niezwyciężonym śliczna barmanka tańczyła na krześle zza balustrady, znowu pełnia ziemskiego szczęścia...

po koncercie przechowałem się do pociągu u Kuby (super madżik wspominkowy iwning), a gdy Zespół poszed spać przed dzisiejszym podbijaniem Gdańska przed NMA, ja wsiadłem do TLK a w nim w pustym wagonie miałem akurat miejscówkę w przedziale, w którym jak gdyby nic spała na całej szerokości siedzenia samotna dziewczyna, która olała moje wejście i nie przestała odsłaniać w czasie snu nie do końca ubranych części ciała, na szczęście nie była jakoś mega ładna i po odmówieniu modlitw obronnych również zapadłem w półsen, tyle że w mniej zapraszającej pozycji

o przysłowiowej czwartej nad ranem przesiadka na Warszawie Wschodniej Remastered, która przestała budzić grozę, jedynie zmrażała odhumanizowaną nowoczesnością, w kolejnym TLK do kolejnego półsnu Leisure Blur (także Remastered), obudziłem się na dobre w Koninie gdy do mojego przedziału wszedło dwóch chłopaków ze słuchawkami na uszach, na co poszedłem na śniadanie do Warsu (przyjemna jajecznica z chlebem - na usprawiedliwienie tego kroku mam to, że nie wziąłem w Kielcach przysługującego mi chilli przed koncertem, a po koncercie zabrakło, ale ślicznej barmance to już mogłem wybaczyć - mam nadzieję, że wystarczająco wyczerpująco odpedziałem na smsowe pytanie Witka: "jak pasza?" :) :) :) )

Pociąg przyjechał do Poznania niespóźnion, więc 51 do domu, przebrać się i na Dziesiątkę, na której graliśmy dziś bez Agaty, ale wyszło super, mimo że Paf grał - na życzenie - niekanoniczną solówkę w Tyś jak skała Tyś jak wzgórze :)

Witt - 2013-10-06, 20:04

Cały dzień klikałem, ale warto było czekać!

Kiedyś z Pilotem gadaliśmy o tym koncercie, ale i tak nie mógłbym wczoraj być ze względów służbowyk.

Lodge napisał/a:
powiedział, że mnie podziwia, że tak wychodzę do publiczności tylko z gitarą akustyczną


Wagiel opowiadał, że dla niego największym wyzwaniem było to, że w Osjanie musiał wyjść tylko z gitarą i przez kilka minut przykuć uwagę publiczności, że zdał sobie wtedy sprawę, że tu nie może działaś techniką, tylko musi coś opowiedzieć swą grą - tak mi się skojarzyło, choć wjadomo, że w Armii jest inna sytuacja
ale myślę, że czasem mógłbyś zaakcentować swoje emocję jakimś szybszym biciem - a może tak robisz? - wychodząc poza przepisowe bdriang :)

a w ogóle, rozwijając swoją myśl z góry, na temat filmików, to wydaje mi się megafajne, że idzie od Ciebie taki spokój i pewność na scenie - ma się jednak tę charyzmę nie tylko w małych pomieszczeniach, co nie? :D

Lodge napisał/a:
amok na widowni, jak w Krakowie, w jeżeli grałem na tambie a w Niezwyciężonym śliczna barmanka tańczyła na krześle zza balustrady


:D :D

Lodge napisał/a:
samotna dziewczyna, która olała moje wejście i nie przestała odsłaniać w czasie snu nie do końca ubranych części ciała


hehe, ja kiedyś w autobusie spałem z głową ku przejściu, a po drugiej stronie jakaś laska też się wyluzowała - przy którymś przebudzeniu stwierdziłem, że moja głowa znajduje się między jej kolanami :)
było mi trochę niezręcznie, zwłaszcza że wziąłem pod uwagę spojrzenia współpasażerów, i usiadłem :)

Witt - 2013-10-06, 20:08

Po Gerowej edycji:

Lodge napisał/a:
poszedłem na śniadanie do Warsu (przyjemna jajecznica z chlebem


a po co usprawiedliwiać? - Wars zajebisty jest! :D

Lodge napisał/a:
mam nadzieję, że wystarczająco wyczerpująco odpedziałem na smsowe pytanie Witka: "jak pasza?"


moja ciekawość została zaspokojona w każdej poruszonej smsowo kwestii :D

Lodge napisał/a:
Pociąg przyjechał do Poznania niespóźnion, więc 51 do domu, przebrać się i na Dziesiątkę, na której graliśmy dziś bez Agaty, ale wyszło super, mimo że Paf grał - na życzenie - niekanoniczną solówkę w Tyś jak skała Tyś jak wzgórze


'le czad!!!!!

Lodge - 2013-10-06, 20:09

jeśli jakąś mam charyzmę to przejętą od Lodge'a, trochę macham gryfem jak on, tylko że mniej lubieżnie :) :) :)

sytuacja w autobusie mocna!!!

otoKarbalcy - 2013-10-07, 07:01

No, chłopaki, ale macie rockandrollowe przejścia z laskami w trasie! :shock:

A ja w temacie rozkminiania. Folk???!? Poyebao??! :shock: :roll:

Crazy - 2013-10-20, 13:25

Relacje z trasy super, niestety tych linków nie jestem w stanie odsłuchiwać, dla mnie na tym youtubie nic nie słychać.. :(

Witt, ale coś musi w tym być, gdyż o ile pamiętam w pociągu z Czerniowców do Lwowa też zaatakowałeś jakąś współpasażerkę!

Lodge napisał/a:
spała na całej szerokości siedzenia samotna dziewczyna, która olała moje wejście i nie przestała odsłaniać w czasie snu nie do końca ubranych części ciała, na szczęście nie była jakoś mega ładna i po odmówieniu modlitw obronnych również zapadłem w półsen

hymm... muszę podsunąć tego Twego posta Stójowi Halina, podejrzewam, że przygotuje jakąś ciętą ripostę acz może się zawstydzić... :D

Witt - 2013-10-20, 13:52

Crazy napisał/a:
Witt, ale coś musi w tym być, gdyż o ile pamiętam w pociągu z Czerniowców do Lwowa też zaatakowałeś jakąś współpasażerkę!


Ja? Nie przypominam sobie :) . Pamiętam tylko panią, która zemdlała i wachlowałem ją gazetą, dopóki nie wynieśli jej na peron na najbliższej stacji. I śliczną dziewczynę, która wsiadła po północy i siedziała prościutko do samego Lwowa - złapałem jej pełne politowania spojrzenie gdy obudziłem się w jakiejś embrionalnej pozycji z głową na grzejniku czy czymś. Tu rzeczywiście widzę podobieństwo: zawstydziłem się i usiadłem prosto :) .

Atakował niewiasty za to człowiek niedźwiedź, w dodatku dolną partią pleców :P .
Niezapomniana podróż!!! :mrgreen:

Lodge - 2013-10-20, 19:08

18.10.2013 - Bielsko Biała

best songs: Dom przy moście/Breakout, Niezwyciężony
best moment: dobro jest dobre/moje serce kamienne
worst song: chyba znowu Commence
best ad-lib: solo Przemka (aż kurtki poleciały na scenę)

W busie miałem gitarę otwartą i graliśmy różne piosenki z Pocałunku & beyond, choć Rafał przez czały cas kręcił głową, że tak tam się nie gra (no pewnie, to były manewry ;) ) zresztą gitara i tak przechodziła z rąk do rąk, niestety duuże spóźnienie przez roboty drogowe, że żaden z pomysłów tym razem nie wszedł do programu, przed klubem Witek a potem i nside, jaja w garderobie, gadamy z Witkiem na supporcie, w końcu koncert, chyba pierwszy na który wyszedłem PRAWIE bez ucisku w dołku - publika od razu nagrzana a do tego wielkie wsparcie od Witka oczywiście (dla którego raz zrobiłem pozę Lodge'a i raz Briana Jonesa, ale nieśmiało, bo bałem się że ktoś jeszcze zauważy i mnie okrzyczy hihihi) ale też od człowieka nieco podobnego w zachowaniu i nawet wyglądzie do Stója, do którego od razu zatęskniłem... Dość odważnie celebruję Dzyń, co mi się jeszcze opłaci... Widzę też jak Anastazja odpływa w momentach wzniosłych, np. w Parowozie, który jednak nie do końca mi wyszł, a Commence jeszcze gorzej choć nie że jakoś źle... Wszystko oczywiście rozbiło się o warunki na scenie które były niedobre (Kuba w ogóle się nie słyszał) NA SZCZĘŚCIE tym razem Zespół dopierdalał do ognia tak, że wszystko już się nie liczyło. (W Katedrze w jednym miejscu Przemek gubi wstawkę ale zdołuje się z tego wykaraskać w genialny sposób - od razu po występie mu tego pogratulowałem. W ogóle mamy już parę takich ulubionych miejsc w utworach, w których zawsze się na siebie oglądamy na scenie). Śmielej też idzie mi z tamburynem zwłaszcza że oczywiście jest na widowni ktoś kto zna kontekst Mikołaja Reja Tomasa - wymyślam na gorąco patent z ostrym wejściem tamba w zwrotkę hihihi. Niewidzialna Armia - największe zdziwienie, nie lubię zbytnio tego numeru na płytach koncertowych i tym bardziej na debiucie - a gra się to niespodziewanie wręcz podniebnie, a i tak cały czas czeka się na ten "chorus" na końcu, od razu myślę sobie, że musimy to z Karolem opracować, ale okazuje się później że nie ma niestety soundów podobnych do mellotronowego chóru... On jest tu zmiata wszystko i słusznie, bo jest to jak już dużo razy pisałem najważniejszy dla mnie numer na koncercie i usprawiedliwienie wielu moich niedostatków na inszych polach a przy tym niezasłużony zaszczyt, że mogę to też wykonywać. Po koncercie z bólem szybko się zwijamy bo tego dnia - z powodów logistycznych - śpimy w Rzeszowie, wyjeżdżamy szybko w składzie Karol, Tom, Kuba i ja, przejeżdżamy przez Wadowice co daje pole do kilku filuteryjnych "katolyckich" mrugnięć okiem, a Kuba najpierw puszcza z laptopa piosenki z kabaretu Dudek a potem prosi by włączyć płytę "Ennea" zespołu Chase (z której pochodzi sygnał programu "997") i wszyscy są zachwyceni sekcją, nawet szczerze ja... W rzeszowie jesteśmy po 3 nad ranem a i tak jeszcze ważne rozmowy z Karolem, na szczęście następnego dnia śniadanie do 12 i zapowiada się cały dzień integracji w zespole - perspektywa fascynująca choć nie do końca bukoliczna. To był dobry dzień i gdzieś na dnie dźwięczą mi wypowiedziane po koncercie niby ironicznie, ale... słowa Karola: "warto żyć!" Yeah!

Lodge - 2013-10-20, 20:35

19.10.2013

best song: Breakout
best moment: kilka w Breakoucie (see below)
best ad-lib: jakieś podejście Pawła w szybkiej części Jeżeli
worst song: Gdzie ja tam będziesz Ty

od razu trzeba napisać, że Tom uznał ten koncert za najlepszy w tym roku, a doszło do niego tak:

obudziłem się i tym samym Karola około 10 i po szybkim śniadaniu ustaliliśmy że Tom (który jechał w sprawach innych) podwiezie mnie do miasta gdzie chciałem sobie kupić struny - to znaczyło że ominie mnie trochę przebywania razem z chłopakami (a wspólne śniadanie wyraźnie wskazywało że będzie grubo) na rzecz równie błogosławionego samotnego zwiedzania nieznanego miasta w piękny dzień. Struny kupiłem już w drugim sklepie muzycznym i potem kościół, starówka, Marketa w słuchawkach, telefon do Witka (musiałem ściszyć głos, bo jak mu na dzieńdobry zaśpiewałem po watersowsku radio waves, to jeden pan przechodzący groźnie spojrzał...) ale też ukradkowe poszukiwanie Słynnego Pomnika (koniec końców przejeżdżaliśmy koo niego w drodze powrotnej ;) )

najpierw chciałem wracać (hotel był na obrzeżach miasta) taksówką, ale wpadłem na pomysł lepszy: autobus, niestety jeden chłopiec mi źle powiedział i pojechałem w dobrą stronę, ale za daleko i miałem bonusowy spacer wzdłuż rzeszowskich działek na peryferiach, ale za to mogłem Przemkowi kupić colę z napisem "Przemek" a sobie dwa banany, ale jeden od razu zjadł Amade - gdy wróciłem od razu śmiechy w pokoju Rafała, wymiany żartów i złośliwostek, ekipa techniczna + sekcja wyjeżdża na próbę techniczną, a my najpierw ważne rozmowy Karol-Ger (Karol pochwalił moją celebracje Dzyń i postanowiłem możliwie jeszcze bardziej rozwinąć elementy ruchu scenicznego, bo sam zauważyłem, że to bardzo pomaga w wymianie energii między sceną i publiką) a potem bardzo ważne rozmowy Rafał-Karol-Ger, dochodzi zniknięty gdzieś Kuba i jedziemy do klubu na próbę dźwiękową

sala (żeby nie powiedzieć: hala) zimna i niedomowa, na scenie przeraźliwie głośno, napięcia podczas ustawiania dźwięku, no ale nic - w garderobie mieszanina elementów śmiechowych i poważnych, support się fajnie integruje a potem wychodzi na... support, tymczasem wraca Tom, jeszcze chwila przygotowania i wychodzimy

publika niezbyt liczna i tym razem stoi z rezerwą, zaczynamy jak trzeba i dzisiaj warunki na scenie o wiele lepsze, świetnie słyszę swoją gitarę, nieźle głos - przed Archaniołami Tom zatrzymuje spektakl i po chwili wraca z kawałkiem pizzy, by ją jeść podczas śpiewania, jak na filmie... Gramy końcówkę z akordeonem czadowo. Popioły zamaszczyście przelatują nad ziemią...

...szybko wchodzi set akustyczny a ja - po raz pierwszy od dawna - popełniam wtopę jak za starych biednych czasów: zapominam przestroić się do D i jakoś do tego przestaję słyszeć gitarę w monitorze, jeśli coś z tego co grałem w pierwszej zwrotce się przedostało na przody to było to żenujące, ale zaraz się orientuję w czym rzecz i naprawiam błąd. W Kfinto Budzy reaguje na moje trrriang i zachęca bym jeszcze mocniej. Nadchodzi Breakout, zawsze mocny punkt setu, ale tym razem gdy śpiewam swoje watch out, czuję że ktoś opiera mi się o plecy, oczywiście Tom, który w ten sposób przekazuje mi pomoc duchową, ja sam czuję że się rozpadam wewnętrznie ze wzruszenia, które dawno nie ma już nic wspólnego z kultem idola, po drugim refrenie próbuję tradycyjnie zrobić krzyk ala "Budzy ala Diamanda", tylko że łamie mi się nieco głos z tych emocji i słyszę że zespół od razu idzie mi na pomoc waląc niesamowitego akorda w miejscu, w którym normalnie jest już spokojne przygotowanie pod solo najpierw Frantza potem Przemka - nie wiem czy ten utwór to nie było najmocniejsze dla mnie przeżycie artystyczne na trasie jak dotąd, w podziękowaniu staję koło Przemka gdy gra solo.

Potem już wszystko musi być pozaziemskie, nie ma innego wyjścia, po raz pierwszy udają się bez naciągań wszystkie trzy angielskie akustyki (!), a na bisach widownia jest całkowicie kupiona i oddaje moce, tym łatwiej przychodzi mi już zupełnie wyzwolone wymachiwanie gitarą a także tambem z którym po raz pierwszy czuję się zupełnie swobodnie i potrząsam nim już zupełnie do nieba w Jeszcze raz... Oczywiście przydarza się bonusowy bis (Zostaw to...) i w pełni jasności, po dłuższych tym razem rozmowach w garderobie wyjeżdżamy z Rzeszowa w składzie Karol, Tom i ja...

...następnego dnia wobec odwołania Częstochowy w tym samym składzie wracamy do domu i to przez Sandomierz, na widok bardzo brzydkiego "rynku" z przyczepami rzucam: "tu nie chodzi Ojciec Mateusz" i humory nie opuszczają nas już do Poznania

bardzo dobry dla mnie wyjazd - Armia jest w wyśmienitej formie, a ja z każdym członkiem zespołu mam większą lub mniejszą więź, czuję się lubiany i doceniany i wiem że zupełnie nieistotne jest "jak wypadnę" wobec spraw na skraju Nieba i Ziemi, które dzieją się na scenie

Deo Gratias

Witt - 2013-10-20, 21:30

:D :D :D
Lodge - 2013-10-20, 22:54



próba w Rzeszowie, najlepsze wykonanie Commence As I Have Finished ever (może obok tego na Poddaszu przed Czytelnią, gdy Crazy wpad)

otoKarbalcy - 2013-10-21, 07:23

Ale rele. Super Ger!!!!
Żur ptak - 2013-10-22, 08:10

SupGer!
Charczący Wuj - 2013-10-24, 10:20

Czytam, podoba mi się. Fajnie, że piszesz bo Budzy przestał relacjonować trasy koncertowe na UT a to jest to spojrzenie z drugiej strony lustra, frapujące.
Lodge - 2013-12-02, 23:04

01.12.2013 - Kostrzyn, Rockowe Andrzejki

best song: Katedra
best moment: solo Przemka i trójgłos w Breakoucie
best ad-lib: wokalizy Toma w Ultima Thule
worst song: Gdzie ja tam będziesz Ty (kłopoty techniczne)

dziwnie się wychodziło z domu na koncert na 2,5 godziny przed jego rozpoczęciem, ale z Kostrzyna to już nawet zdarzyło mi się wracać do Swarzędza pieszo gdy zwiał i PKS i pociąg. Tym razem jechałem busem z Amadem i Kristoforosem i byliśmy na miejscu o 19. W kostrzyńskim Domu Kultury dogorywała impreza, która trwała już od 12, za chwilę miało być ogłoszenie wyników konkursu debiutantów; w garderobie czipsy i mineralna woda, kawa a na szczęście brak coli, której z wiadomych niektórym powodów nie piję już od 9 dni - Paweł w dobrym humorze, Przemek gdzieś wybył i od razu żarty, że "pewnie zwiedza Kostrzyn", przyjeżdżają Tom, Raf i Karl, niektórzy uśmiechnięci od ucha do ucha, inni mniej, ale rozmowy bardzo rozchachane a nawet rubaszne (kontrowersyjny support Trupiej Czaszki - gero z tamburynkiem śpiewa {CENSORED}), zaraz wchodzi Kuba, a ja w międzyczasie uderzam się o taką dużą szafę (Rafał: "no jak mogli ją postawić tutaj a nie na środku garderoby) czym zyskuję powszechną dezaprobatę pomieszaną z rozpukiem,

koncert zdominowały problemy z odsłuchami (oprócz mojego, który o dziwo działał świetnie dzięki czemu wyśpiewałem wszystko niemal tak dobrze jak za najlepszych moich wyczynów na tej trasie - lipcowych) i momentami z publicznością; na przykład na Towards the East głównie gadali w kółeczkach, a też na żadnym innym koncercie nie widziałem tyle diabelskich rogów (choć po koncercie Frantz w garderobie bagatelizował sprawę chyba słusznie mówiąc, że większość nie zdaje sobie sprawy co pokazuje, a Karol podsumował: "no to trzeba było tutaj przyjechać"); po Towards po raz pierwszy w historii występowania na żywo po prostu odechciało mi się starać i do końca dojechałem bardziej na "profesjonalizmie" niż "pasji", choć nie zapomniałem o tym, że jestem na scenie głównie, żeby pomóc przypomnieć, że wszystko znosi... itd.

już po wszystkim organizator mówił, że tutaj tak jest zawsze i dodał, że nigdy dotąd nikt tutaj TAK nie zagrał na gitarach akustycznych (brawo Rafał!), z kolei Tom pocieszał, że on widział, że są ludzie, którzy chcieli nas słuchać, tylko trzymali się z tyłu... ja też nie byłem jakoś rozgoryczony, bo na szczęście ogólne przejęcie tym, że mogę śpiewać z Armią wciąż mi nie minęło, tylko taki smutek, że to mój kochany Kostrzyn, na mitycznej drodze do Promna/Pobiedzisk (i być może nawet moi byli uczniowie) tak jakoś nie wytrzymał próby snu...

wracaliśmy z Karolem i Tomem i potoczyły się opowieści o szkoleniach korporacyjnych i sekciarskich firmach sprzedaży domokrążnej, co przypomniało mi jak kiedyś dałem się podstępem zwabić na spotkanie rekrutacyjne do AmWaya... Karol opowiadał o swoim nowym synthu ("Gero, mam najlepszy mellotron na rynku!"), co z kolei przypomniało Tomu o tym, że przesłałem mu w piątek wersję Fiuta z dogranym mellotronem - jeszcze nie przesłuchał ale zawczasu pochwalił, za "myślenie awangardowe" ;) na sam koniec znowu gadaliśmy w samochodzie Karola niemrawo obmyślając przyszłe kolaboracje

słowem - dobry dzień!

Crazy - 2013-12-02, 23:39

Ciekawa to historia ponownie, ciekawe spojrzenie...

A to naprawdę było 1 listopada? Rockowe andrzejki? :shock:

Lodge - 2013-12-02, 23:40

hehe, już poprawiłem :)
Witt - 2013-12-03, 15:00

W kółeczkach? :shock:
Król Julian XII - 2013-12-03, 23:46

Andrzejki 1 grudnia??!! :shock:

Relacyjna rewelacja!

Nie pijesz Coli już wcale?

Lodge - 2013-12-04, 00:04

tak, do własnego ślubu

(uprzedzając pytania - żadnych konkretów jeszcze nie ma)

Żur ptak - 2013-12-05, 16:02

Lodge napisał/a:
do własnego ślubu

(uprzedzając pytania - żadnych konkretów jeszcze nie ma)
Czyli tak jakby, że do wesela się zagoi czy może jednak ciut konkretniej?... Jeśli można...
Crazy - 2013-12-08, 14:40

Ćwierkają, że wczoraj najlepszy koncert trasy... jak się temu nie zapobiegło?!?!?! Czyżby to dzięki braku Coli??? :D
Lodge - 2013-12-08, 15:21

było to w sali kinowej ze świetną akustyką, która cała zapełniła się bardzo bardzo gorącą publicznością, czego chcieć więcej? (best moment: Zostaw to/Daddy cool Medley, więcej szczegółów chyba jutro zbiorczo z dzisiejszym)
Crazy - 2013-12-08, 15:59

czy to coś jak sala w BOK-u?
Lodge - 2013-12-08, 16:20

prawie tak samo dobra
Witt - 2013-12-09, 20:12

Zżera mnie ciekawość odnośnie Poznania... :)
Lodge - 2013-12-09, 21:20

7.12.2013 - kino Halszka, Szamotuły

best song: Pieśń przygodna
best moment: bas Pawła w Another Brick In the Wall
best ad-lib: wokalizy Toma w Gdzie ja tam będziesz Ty
worst song: nie było

Wiedziałem, że będzie nieźle już w momencie gdy wjechaliśmy na rynek w Szamotułach, a tam na budynku Urzędu Miejskiego wisi dość znaczny banner Podróży na Wschód. Okazało się, że publiczność w Szamotułach jest bardzo dobrze prowadzona przez miejscowy ośrodek kultury i wykupiła bilety do ostatniego miejsca. Sama miejscówka okazała się po prostu salą kinową, tak smakowicie wygłuszoną, że nie przeszkadzały zbytnio proporcjonalnie słabsze odsłuchy. Na próbie przećwiczyliśmy Buraki (z fragmentem Floyd do którego Paweł trochę nie mógł się wgrać z basem i nagle wyleciał po prostu z partią żywcem wziętą z The Wall, niesamowicie rozbujało, a na samym występie Tom przed moim wejściem krzyknął: 'David Gilmour!') i nadprogramowo Adwent, do wykorzystania dnia następnego. "Na sztuce" wszystko poszło niezmiernie gładko - jak to powiedział później Karol w samochodzie: jeśli w Sandomierzu [czyt. w soundzie] wszystko się zgadza i sztuka jest "uczciwie" zagrana, nie ma siły, żeby publiczność nie dała się ponieść i żeby nie zaczęła oddawać energii, co z kolei jeszcze bardziej nakręca zespół. Dokładnie tak było, mimo ograniczeń związanych z siedzeniami ludzie zaczęli tańczyć, ale na angielskich numerach potulnie i słodko słuchali. Frantz miał kontuzję palca przez co nie grał solówek w Towards i szczerze mi ich brakowało. Na drugim bisie Przemek mistrzowsko zwolnił na hi-hacie Zostaw to i Paweł bezbłędnie wszedł z riffem Daddy Cool, totalna eksplołżn, tym bardziej że chórki wyszły nam lepiej niż w Szczecinie (zrezygnowałem z falsetu). Powrót najpierw w wielkiej śnieżycy a potem w sielankowych srebrzankach drzew przyszosnych. Tom i Karol przeszli z tematów muzycznych - przez ropne migdały - do kwestii związanych z NBA a ja sobie spokojnie trawiłem szczęście trochę przechodzące do historii, bo jutro Poznań a co dalej z trasą nie wiadomo...

Lodge - 2013-12-09, 21:55

8.12.2013 - Blue Note, Poznań

best song: Alinka mówi, że bezsprzecznie Dom przy Breakout (zdecydowany hit trasy zresztą), Natalia i Nina wskazywały na Adwent (!), dla mnie wszystko było dość super
best moment: I love you every daaay! Budzego w Greenie
best ad-lib: solo Rafała w Breakout
worst song: Alinka mówi że Popioły

Byliśmy nieprzychylnie nastawieni do tego koncertu, bo poznańska publiczność do specjalnie wylewnych nie należy a Blue Note w czadowych koncertach wypada wręcz koszmarnie. Obydwie obawy okazały się na szczęście nie do końca podstawne, a w może nie morze ale jeziorko znajomych gęb przed sceną wjechaliśmy na fali niewątpliwego sukcesu koncertu szamotulskiego. Niestety na (i tak powiększonej) scenie byłem z musu postawiony nieco na uboczu i nie miałem pełnego kontaktu z resztą zespołu (co zmieniło się dopiero na końcowym Adwencie gdy wyszedłem najodważniej w historii na kraniec sceny obok Budzego) a dodatkowo w pierwszym czy drugim numerze jebłem gitarą w głośnik nad głową i już nie mogłem wykonywać swoich kocich ruchów, które weszły mi w krew. Nieco peszyła mnie też obecność pani Nowak, której na pewno nie podobałyby się niektóre ekscesy (rzeczywiście, dzisiaj z ulgą przyjęła, że moje "szalone ruchy robota" w Greenie były udawane, hehe). Wszystkie niedostatki kinetyczne równoważył jednak odsłuch, który miałem tak rozkręcony, że śpiewałem na największej swobodzie od Lubczyny (lipiec) i w Towards the East poważyłem się nawet na falsecik w zamian za brak obowiązkowego sola Rafała. Tom też miał dobry odsłuch, bo dął w mikrofon bardziej niż zwykle i w wyższych niż zwykle rejestrach. Jeszcze w drodze do Rzeszowa słuchaliśmy koncertówki Colosseum w Kanapką na wokalu, który pierwsze wejście na płycie ma następujące: "I love you every day!" i już wtedy Tom wyleciał z tym w Greenie, ale teraz poszedł z tym jeszcze chyba wyżej aż mną zatrzęsło. W Pieśni przygodnej Kuba zderzył się z gitarą Rafała i podobno Frantz pocałował go potem w głowę (Alinka mówi, że to był best moment koncertu), w Burakach Brick In the Wall Tom znowu krzyknął David Gilmour i nawet ułożyłem ryj jak on w lejek, ciekawe czy ktoś to pojoł. Budzy zresztą pogrywał sobie niemal jak w Olsztynie, oziębłą część widowni prowokował mówiąc, że przecież wydali pieniądze na bilety więc czemu nie tańczą, a o Commence As I Have Finished mówił, że tekst tej piosenki można znaleźć w Ulyssesie Joyce'a (nie mówiąc już o tym, że Steam Powered Train zespół Soundrops po raz pierwszy wykonał w roku 1962, "a może nawet w 1961...") Daddy Cool było naturalną konsekwencją wszystkich tych chryj, ale przedtem jeszcze poruszający Adwent Acoustic, w którym przyszło mi grać :shock: główny riff, call me Popcorn dla Ubogix... Po koncercie cały Zespół oprócz Karol poszedł hm... ojeść trasę Podróż na Wschód w Sfinksie, przy której to okazji każdy po kolei mówił jak mu się podobało (Przemek: "gram w tym zespole niespełna rok, a czuję się jak bym w nim grał od 30 lat") Jeszcze przed północą wyszliśmy na deszcz, jeszcze ostatnie niedźwiadki i na pożegnanie deal z Niną, ona w końcu napisze muzykę do Małe masz IQ, a ja zrobię cover Nino łeno z mellotronem. To nie do końca pożegnanie z programem Podróż na Wschód, ale w tym roku już nie zagramy, chyba że jakimś cudem uda się niecny plan wkroczenia do filharmonii w Kielcach gdzie Kuba ma grać obowiązkowy program sylwestrowy i zapytać: "można sie dołączyć?" i wszyscy razem hejahoo hejahoo, uu żarcik.

W czwartek Przemek gra w Blue Nocie z Yaniną program beatlesowski.

Witt - 2013-12-09, 22:19

Lodge napisał/a:
Tom przed moim wejściem krzyknął: 'David Gilmour!'


Дэ́вид Ги́лмор !!!


Lodge napisał/a:
Przemek mistrzowsko zwolnił na hi-hacie Zostaw to i Paweł bezbłędnie wszedł z riffem Daddy Cool, totalna eksplołżn


:shock: :shock:

Lodge napisał/a:
nie mogłem wykonywać swoich kocich ruchów, które weszły mi w krew


:D :D

pamiętam taki komentarz z jutuba: skumajcie kocie ruchy wokalisty - teraz to odnoszę do Ciebie :D :D

Lodge napisał/a:
Nieco peszyła mnie też obecność pani Nowak, której na pewno nie podobałyby się niektóre ekscesy (rzeczywiście, dzisiaj z ulgą przyjęła, że moje "szalone ruchy robota" w Greenie były udawane, hehe).


frykcyjniaki? :P

Lodge napisał/a:
Steam Powered Train zespół Soundrops po raz pierwszy wykonał w roku 1962, "a może nawet w 1961..."
:) :)

Lodge napisał/a:
Przemek: "gram w tym zespole niespełna rok, a czuję się jak bym w nim grał od 30 lat"


o, to fajnie, bo zastanawiałem się jak on się czuje, ów małomówny młody mężczyzna :)

Ger, to ile zagrałeś koncertów w 2013 z Soundrops i Armiom wsumje?

Crazy - 2013-12-09, 22:59

Strasznie to fajne!
Lodge napisał/a:
(Przemek: "gram w tym zespole niespełna rok, a czuję się jak bym w nim grał od 30 lat")

:!:
Szkoda, że tak mało w sumie osób mogło tego doświadczyć.

Witt - 2013-12-16, 20:17



Gwiazda Piołun :D

Lodge - 2013-12-16, 21:21

gruby gwiazdorzy
Witt - 2014-06-02, 15:20

A co tam Panie w Lublinie? Wszak to też podróż na Wschód była! :)
Lodge - 2014-06-02, 16:19

będzie okoo pónocy :)
Witt - 2014-06-02, 19:52

Ale wtedy śpi się przecież! :D
Lodge - 2014-06-02, 19:54

będzie więcej motywacji, żeby wstać :)
Crazy - 2014-06-02, 21:32

Z tym spaniem to ogólnie dziwna sprawa jest.
Lodge - 2014-06-02, 22:31

Tomasz Budzyński & LUNA , "Kilometry Dobra", Lublin 1/6/2014

Przeodświętny dzień Wniebowstąpienia zaczoł się dla mnie od mszy w Farze o 7.30, gdzie celeb napomknął, że ta uroczystość dopełnia radości Zmartwychwstania. Przed wyjściem obejrzeliśmy jeszcze z Amd Monty Pythona (The Golden Age of Ballooning) i rozeszliśmy się, on do Toma, a ja czekać na Charlesa (jechaliśmy na dwa samochody ze wzgl. logistycznych). Przyjechał Charles pod Krecika i dopiero wtedy przypomniałem sobie, że miałem mu powiedzieć, że poprzedniego dnia w mówili w pogodzie, że będzie w Lublinie 12 stopni i deszcz. W Poznaniu było bezchmurnie i gorąco i oczywiście Charles wyskoczył w krótkim rękawku bez żadnej kurtki w zanadrzu. Pierwszą zatem interakcją wyjazdu był mój telefon do Króla Juliana, czy nie mógłby przynieść jakiegoś długiego rękawa w rezerwie dla Charlsa. Julian nawet powiedział, że ma nawet bluzy z zespołami, Charles rzucił tylko półgębkiem, że nie musi to być koniecznie bluza Luxów...

Do miasta Łódź wszystko toczyło się wśród rechotów, ale też Charles opowiadał o tym jak to czasem niefajnie jest być liderem PD. W Łodzi mieliśmy zgarnąć Kixę, który poprzedniego dnia nagłaśniał Arkę i Lux. Charles miał takiego ?Phona, któremu można było powiedzieć nazwę ulicy i się to wczytywało do GPSa, ale tym razem coś nie działało, mimo że i on i ja cedziliśmy "Łódż, ulica Łąkowa" najlepszą dykcją na jaką było nas stać... Kixa wsiadł i od razu zaczęliśmy gadać o jakimś sprzęcie hi-fi, a w tym czasie Karol chciał powiedzieć "Lublin, plac Litewski", ale GPS wczytał słowa Kixy "wszystko słychać", które padły w ciągu naszej rozmowy. Pokazało się to ładnie na ?Phonie "wszystko słychać".

Charles zawsze słucha Trójki w samochodzie i akurat leciał numer z nowej płyty Swans, którego to zespołu Kixa jest zagorzałym fanem. Pomyślał że puszczamy to z płyty i się od razu podjarał: "łee, macie to? ale super, super płytka, nie?" A my z Charlsem, że tak super, no już od dawna słuchamy. Kixa rzucił rysem historycznym, że teraz Swans znowu nagrywają dobre płyty, nie tak jak te słabe w latach 90-tych> Charles, bez zmrużenia oka: "no no, był zastój...". Ja parsknołem śmiechem i już było wiadomo, że se jaja robimy. Do Lublina tematy polityczne (wszyscy się najeżyliśmy, choć wszyscy po tej samej stronie) i oczywiście najnowsze ploteczki z obozów Trzech Tenorów... Nad ostatnią prostą Radom-Lublin już niestety zapadały chmury.

W Mistycznym Mieście witają nas na bilbordach niemistyczne mordy bohaterów naszych rozmów politycznych. Nietypowo zdążamy na czas. Całkiem przyjemna próba, pod nieprzyjemnie zaciągającym niebem. Z tyłu głowy miałem piątkowy koncert Sndrps, więc bardzo uważałem, żeby nie wysilić zanadto głosu i po raz trzeci czy czwarty w życiu miałem w odsłuchu całkowity komfort. Po próbie szybko po pyszny bigos i zaraz siadamy z Królem Julianem na ławce nieopodal. Król wyciąga smukłą puszeczkę coli. Po tym jak zaprzestałem na początku grudnia, zrobiłem sobie tylko wyjątek w Wielkanoc. No i wszystko się zgodziło: julianowa cola Wniebowstąpienna dopełniła cherry-coke ze Zmartwychwstania.

Na ławeczce sprawy ziemskie (Luxforum) łączyły się z niebieskimi (Julian's kingdom) acz próbował nam sekundować chudy młodzieniec ze Swidnika, który koniecznie chciał się z nami zakolegować. Odpowiadaliśmy miło choć półgębkiem, ale ostatecznie i tak zawyrokował "jesteście JEDNAK w porządku". Ufff....

Ponieważ niemiło z pełnym brzuchem grać, poszliśmy jeszcze z Królem Julianem do Maca, ni to coś zjeść, ni to otherwise. Kratofelki bardzo bardzo(post zawieruje lokowanie produktu), ale trzeba już grać. Po raz pierwszy od liceum bardziej "chciałbym" niż "boję się", ale masz ci los, akurat jak wychodzimy z Maca, zaczyna padać.

Koncert zaczyna się z niepotrzebnym piętnastominutowym opóźnieniem, przez które na chwilę wszystkiego mi się odechciało. Do tego padać nie przestaje, ludzi pod sceną nie więcej niż 35. Nachylam się do Charlsa i mówię, że na Soundrops i tak widzów jest mniej. Na szczęście już w Halo Halo wróciła mi pogoda ducha, choć niestety o pogodzie atmosferycznej zapomnij... Na scenie wzorowa chemia, do tego stopnia, że Tom upomina się o moje śpiewanie w Radiu Rivendell (a ja się zasłuchałem w to co grały chłopaki i zapomniałem o drugim głosie w czyjeś piosenki czy kosmosu szum... ale fajnie było zobaczyć, że Tomowi na tej harmonii zależao) W Lunie dobrze mi się śpiewało backingi, po raz pierwszy miałem na scenie taką kontrolę nad falsetem (wiadomo, wszystko w gestii odsłuchów, no i w Armii na scenie jest za głośno na falsety) Niestety zaczyna padać coraz bardziej, niektórzy ludzie odchodzą, ale też niektórzy wysiadający na pobliskim przystanku zostają.

Mimo coraz gorszych warunków, Tom nie skraca konferansjerki. O dziwo, nie przeszkadza mi to, nawet gdy między piosenkami robi się zimno. Do obowiązkowych zagadnień związanych ze starością, tym razem dochodzi kapitalny obraz trzech świateł przy zasypianiu - oka od radia i dwóch świetlików papierosowych (choć już raz to słyszałem, zrobił wielkie wrażenie). Tym razem po raz pierwszy w Anieli gram na shakerze a nie na gitarze, patrzę ze zgrozą jak zacinający deszcz pada na moją gitarę, co z tego że przesunołem ją w głąb sceny. W Cudach i Di End nieuchronnie słychać lekki niedostrój, mieszczący się w standardach Soundrops, ale zdecydowanie poniżej sterylnych warunków sobotniej próby w K. Tom prosi bym mu podstroił gitarę przed Wiosną na wygnaniu, co oznacza pełną wersję opowieści o UFO na rowerach. I znowu, w niczym to nie przeszkadza.

W końcu przestrajamy się do E, co okazuje się dla mnie decydującym momentem koncertu, bo nagle nabieram werwy po małym oklapnięciu. W Umieraj Tom wydłużył formę o szaleńcze okrzyki SMIEEEERĆ! Ale ja najbardziej popłynąłem na Trenie. Po raz pierwszy udała mi się w pełni ta niesławna wokaliza, a przy czujnej grze Amd refreny uzyskały nieoczekiwaną dobitność. W dodatku Charles zagrał świetne solo, może nie tak przeszywające jak trąbka Daniela Pomorskiego na płycie, ale godne niejednego wyczynu Awiatora (a pamiętamy, że to były jak najbardziej wyczyny). Potem już niestety tylko Jesień, jak najbardziej pasująca do aury. W refrenie improwizujemy z Tomem harmonie wokalne. Jesień uroczyście gaśnie i to już wszystko. Przemoknięta publiczność (szacunek za to że zostali do końca!) nie wyklaskuje bisu i nie ma mowy o Statku (Amd jest niepocieszony) i o Żródle, nie mówiąc już o niespodziankach, które trzymaliśmy głęboko w rękawie, jednej z Drogi i jednej z PMK...

W siąpiącym deszczu przybijamy sobie piątki, Tom bardzo zadowolony, niestety to już pożegnanie z Królem Julianem i idziemy z Cortezą do knajpy, mijając nafumfani dom podobno Palikota. W knajpie "U szewca" (pokazuję Tomowi potrawę nr 9 w menu "szewc zabija szewca", ale on nic) leci Bob Marley i tłumaczę Charlsowi dlaczego mnie nie porywa on (koncepcja śpiewania z wywieszonym... eee językiem...) Charles nieco zniesmaczony, nie kuma nawet żartów o "TVN Maleo", ale jest tak przyjemnie, że nic nie burzy harmonii, tym bardziej że w końcu w głośnikach pojawia się Peter Tosh. Jeszcze przed dwunastą lądujemy w noclegu, jutro wyjeżdżamy o 4.

o 4 istotnie jesteśmy w samochodzie Charlesa, co za dyscyplina. Z naszej czwórki ja mam najmniej chrapliwy głos, mimo że spałem tylko godzinę i coś. Przez pierwsze minuty jest ciężko, ale jakiś nieudany hit w Trójce rozwiązuje języki, Charles nawet "tańczy" przy kierownicy. Dużo anegdotek z różnych tras, koło Koła Kixa & Son wybywają, a my mamy już jechać do Poznania, ale Charles prosi mnie czy z powodów logistycznych nie pojechałbym z nim w kilka miejsc w Koninie z ramienia jego obowiązków zawodowych, skoro jest drodze. Tak też czynimy, omawiając tajemne sprawy zespołów Soundrops, PD i Yo. Kończą się powoli "Kilometry Dobra" trzeba wypić herbatę i trochę się kimnąć. o 17.30 mam kolejny przecież występ, jak co dzień, trochę innego rodzaju tylko.

Król Julian XII - 2014-06-02, 23:44

Lodge napisał/a:
ale ostatecznie i tak zawyrokował "jesteście JEDNAK w porządku". Ufff....

...ale pozory mogą mylić :)

Lodge napisał/a:
Julian nawet powiedział, że ma nawet bluzy z zespołami

...dodam tylko, że telefon zastał mnie w sytuacji, którą określiłbym stanem - nikogo nie ma w domu, więc odeśpię trochę utracony czas... no i w konsekwencji bluza - którą zabrałem nie mieściła się w restrykcyjnych standardach kolorystycznych ;)

Falset w Lunie naprawdę fajny... z resztą jak i cały koncert... Lunęło na Lunie...
Mam przeczucie, że poza sprawami oczywistymi - aura... to jednak i jakoś promocja w Lublinie tego wydarzenia jakaś taka trochę za mała była...

ale to przecież nic... przecież byłem - jakby nie patrzeć - na bardzo ekskluzywnym koncercie... szkoda trochę tajnego utworu, który mieli zagrać - a nie zagrali... objawieniem koncertu szczególnie był Amade, bo przecież o tym, że Lodge i Karol byli w formie pisać nie trzeba...


Musiałem poprosić automat forum o przypomnienie hasła... (15 znaków... echhh...)

otoKarbalcy - 2014-06-03, 05:39

Król Julian XII napisał/a:
(15 znaków... echhh...)


15 faków... ;) :D

Ale fajnie się czytao relecje. Dzięki. Sytuacja z ajfonem "wszystko słychać" - :D

Witt - 2014-06-03, 20:11

Ależ opowieść! Prawie się spóźniłem na busa rano! :D
Król Julian XII - 2014-06-04, 14:54

Kilka fotek z próby:











Lodge - 2014-06-04, 19:36

wielkie dzięki, Królu!!!!
Król Julian XII - 2014-07-17, 22:29

Ciekawe, jak tam dzisiaj w Jarocinie? Hard to say podobno było :)
Lodge - 2014-07-21, 21:21

Tomasz Budzyński, "Stacja Jarocin" 17.07.2014

Jakoś w maju Tom napisał maila o tym, że będzie taki występ i o takim charakterze: do właściwego materiału trzeba będzie dodać kilka numerów "jarocińskich"... Nie muszę dodawać, że byłem do takiego czegoś nastawiony bardzo sceptycznie... do momentu kiedy usłyszałem pierwszy z zaproponowanych przez Toma numerów: "Annę" zespołu Rendez-vous, numer absolutnie wzruszający mimo oczywistej osiemdziesionowatości brzmienia.

Tuż przed naszym wyjazdem z Ojo'em na wakacje nad jeziorem dostałem wskazówki co do czterech dalszych numerów do opracowania i jeszcze zdążyłem sobie je wgrać na komórkę. Zlekceważyłem jedynie Psalm 125 Izraela, Tom mnie nieco zwiódł obiecując, że ten numer "sam pójdzie"...

Kilka kilometrów polnymi drogami przemierzałem zatem w uszach ze "Śmielej" (od razu się polubiliśmy z tym numerem), wspomnianą "Anną" (ach!) i słynnym numerem Variete z podpisu Mareckiego na UT (istna katorga! pretensjonalny nadęty balonik!), no i była jeszcze codziennie "Idzie wojna" na dobranoc. W tym samym tygodniu odbywały się półfinały w Brazylii i dodam offtopicznie, że byliśmy z Ojo'em tak zniesmaczeni meczem Holandia- Argentyna, że wyłączyliśmy telewizor po 90 minucie (nie wytrzymaliśmy i włączyliśmy ponownie tuż przed rzutami karnymi, ale co gest to gest!)

Zostawiłem Ojo'a na pograniczu wielkopolski i Ziemi Lubuskiej żeby dojechać na pierwszą z prób, na szczęście w domu czekał na mnie mail z dobrą wiadomością: Tom zrobil swoją wersję numeru Variete - o wiele bardziej strawną! i kolejna niespodzianka - gero weź bas na próbę (!)

au! wyzwanie! wyzwaTAK!

(jeszcze miałem pożałować tej euforii...)

pierwszym numerem w którym miałem zagrać na basie był Psalm 125 Izraela. Oczywiście na początku krygowałem się, że nie jestem basistą a potem, że wcale się nie kryguję, tylko NAPRAWDĘ nie jestem - dlatego też koledzy potraktowali mnie miłosiernie i Tom zdobył się na żart, że gramy "rolnicze rege". W pozostałych numerach bas wydawał się brzmieć dobrze i tak zostało na kolejne dni. Niestety w środę przed koncertem kolegom wyostrzyły się uszy i zaczęli narzekać, że bas nie stroi (nic dziwnego, Paf, za ile go kupiłeś? sześć stów?), a do tego byli mniej miłosierni co do mojej na nim gry - końcowe ustalenia: ja miałem grać na nim tylko w Siekierze, a Tom (!) w "Hard to Say" (w ostatniej chwili dokonaliśmy tej błogosławionej zmiany) i "Annie", choć była też wersja z Karolem na basie. Muszę powiedzieć, że był to nieco cios dla mojego ego i dlatego sarkastycznie zaproponowałem Tomowi, żeby wziął mnie jako basistę do projektu "Rimbaud" - zrobił klasycznego facepalma na to :)

do Jaro przybyliśmy bardzo wcześnie na próbę w dość skonałych humorach i miny nam nie zrzedły nawet w obliczu (słuchowym) koszmarnych warunków akustycznych - scena była ustawiona tak nieszczęśliwie że dźwięk odbijał się od ściany przeciwległego budynku i wracał z mniej więcej podobną siłą - nic dziwnego, że klawiszowiec z zespołu przed nami grał - jak zauważyli Karol i Amade - do odbicia a nie do bębnów, Amade błagał, żebym sobie wziął stopę i werbel do odsuchu (ja nie bardzo chciałem, bo groziło to, że nie będę słyszał głosu jak trza)

przed koncertem bardzo fajna zaimprowizowana przez organizatorów garderoba w kinie Echo - tam ustaliliśmy ostateczną wersję numeru Hard to Say (kto co śpiewa) do wtóru gitar akustycznych, prawie że wersja manewrowa, potem leżeliśmy absurdalnie z Amadem na dywanie próbując przeczekać ostatnie fale gorąca, niestety nie zdążyłem zrobić filmiku z tego jak znad głowy stojącego przy oknie Karola zerwała się chmura ptaków - nieważne, zobaczymy na telebimie w niebie :) fajnie że byli też Witt i Natt, leniwy Jarocin przechodził na naszych oczach w stan spoczynku

poszliśmy za scenę gdy grały Dzieci Jarocina, pożałowałem że nie zabrałem płyty TLOVE do podpisu dla mojego przyjaciela Mara - Muniek stał dwa metry obok mnie - Tom wszedł na scenę w Niezwyciężonym i zrobił się na niej niesłychany kocioł energii, potem jakoś miło omotał mnie zaśpiew "dokładnie tam, dokładnie tam" (choć w tamtej chwili nie zrozumiałem co oni tam śpiewają i musiałem potem debilnie pytać Witka co to za numer z zaśpiewem 2 razy po dwie sylaby) ... jeszcze krótkie wdechy i wchodzimy

Zaczęliśmy od Halo halo i od razu było słychać, że jest nieźle, odbicia wchodziły w drogę i o trafianiu w doskonały punkt nie mogło być mowy, ale chyba nie było też jakichś strasznych rozminięć. Mimo że zdarzały się miejscami koszmarne wtopy (ja np. ze zdenerwowania w pierwszym refrenie Echa chybiłem celu i chwyciłem a-moll zamiast E, błąd przedszkolaka) myślę,że wrażenie było całkiem spójne. Jak zwykle w plenerze w odsłuchu miałem sytuację wspaniałą i bez większego trudu mogłem zaśpiewać luna de Marija, co jest ostatnio moim ulubionym momentem self-koncertowym. W Radiu Rivendell Kicha pogłośnił moją gitarę na główny temat, uff, nic się nie stało, że nie kupiłem tego boostera, którego szukałem przez pół dnia po całym Poznaniu (były tylko takie za 500 zł. sorry) Przy okazji wstępu do Cudów rozległo się kilkuosobowe skandowanie frakcji irokezowej SIEKIERA!SIEKIERA! na co Tom bezceremonialnie przerwał numer i poprosił prowodyra o to żeby mu nie przeszkadzał tylko posłuchał, a może się w końcu tej Siekiery doczeka. O dziwo, zbesztanie to pomogło, miałem wrażenie, że dopiero od tego momentu część publiczności zaczęła NAPRAWDĘ SŁUCHAĆ. Oczywiście pomogło w tym to, że nastąpiły teraz trzy najbardziej żywe numery autorskie: Cuda - Umieraj - (i przede wszystkim) Statek burz! O, tutaj sobie pozwoliłem na wiele, wciąż mam gdzieś w pamięci uwagę Elsi o tym, że "Soundrops teraz grają zupełnie inaczej" [niż wtedy na manewrach] Oczywiście, udzieliła mi się troska profesjonalistów o to żeby dobrze stroić (i nstrumentalnie, i w śpiewie) i uleciało gdzieś przysłowiowe "Z EMOCJAMI" - dopiero teraz trochę uczę się łączyć jedno z drugim i istotnie na Statku burz trochę rzucałem się po scenie w dobrej sprawie - z zadowoleniem usłyszałem, że falsetowe uuuu (przed płynie statek burz) przebiło się przez instrumenty i nawet stroiło, ostatnio odkryłem, że falsety koncertowe są o stokroć bardziej niebezpieczne niż te kuchenne, potrzeba zupełnie innej artykulacji i dopiero teraz jakoś daję radę. Jakoś.

Teraz miało nastąpić wykonanie owych utworów "jarocinowych" na które tak niektórzy czekali. Wprawdzie ja sam wyraźnie powiedziałem po ostatniej próbie, że dla mnie one wszystkie są o klasę niżej, ale wiadomo było, że to jednorazowe wykonania, więc też się na nie cieszyłem. Niestety, przez pewne powiedzmy nieporozumienie techniczne w Śmielej cała energia opuściła mnie na kolejne dwa numery - Variete grałem w zasadzie na autopilocie, a w już urosłym do rangi drogiego numerze Rendez Vous głównie skupiałem się by nie wypaść z sync'u. W Hard to Say musiałem wziąć się w garść, bo śpiewałem pierwsze dwie zwrotki, ale znowu dobrze zrobiło się dopiero w Idzie wojna, który to utwór tego wieczora musiał przedstawiać się nad wyraz osobliwie - pierwszy wokalista siedział i robił sprzężenia na gitarze elektrycznej swojej córki, drugi wokalista grał na basie mccartneyowskim w koszulce Yes i "amulecie Moody Blues", słowem: jak punk to punk!!! Numer w mojej ocenie udał się świetnie i dał mi tego dnia najwięcej radości!

Mimo że prośby o bis były dość niemrawe, jednak wyszliśmy i super, bo dopiero teraz zrobiło się w pełni... spichlerzowo-świątecznie. Najpierw poszła kuriozalna wersja Saluto Acoustic, kuriozalna czyli taka jaką aż chce się grać, zgodnie z ustaleniami dodałem do niej na koniec cytat z Syda Barretta (oryginalnie na takiej samej sekwencji akordów (A-C)) Potem poszła Ambicja, pomysł z kapelusza Toma na godzinę przed występem, super wersja z zaskakującym elementem czadowym, tu już sobie spokojnie spacerowałem wniebowzięty po lewej stronie sceny. Na koniec Working Class Hero, niestety bez akompaniamentu perkusyjnego dźwięk gitar akustycznych odbijał się koszmarnie i trzeba bardziej było uważać niż cieszyć się z grania, jakoś przeszło, goood!

dobry dzień to był

Żur ptak - 2014-07-22, 12:51

Lodge napisał/a:
istna katorga! pretensjonalny nadęty balonik!
Uuu...
Lodge - 2014-07-22, 13:35

ups :oops: ale szczerze powiem, że świetne solo gitary
Żur ptak - 2014-07-22, 20:12

Hehe, po tym jak kiedyś zjechałeś solówkę Waglewskiego w "Snardzu" już chyba nie jestem w stanie przejąć się na poważnie takimi sądami. Niemniej "Klaszczę w dłonie" (wersja z trąbką czy może z saksofonem?) zawsze bardzo ceniłem.

A tak w ogóle, to super musiało tam być. Jakoś mnie, kurde, odcięło od takich młodzieżowych fajności...

Lodge - 2014-07-22, 22:49

wersja z trąbką :)
Lodge - 2014-07-28, 22:21

tylko na VO - Idzie wojna z makartnejowskim basem gera (tzn. pawa):

http://www.youtube.com/watch?v=vllxicMUhCc

Król Julian XII - 2014-07-29, 12:10

!! i jeszcze to żem znalazł: http://youtu.be/HiRMmMbZJz4
Crazy - 2014-07-30, 22:14

już napisałem na Ultimie, ale w ogóle jestem pod wrażeniem całej tej historii. nie bardzo wiedziałem, co to w ogóle będzie za okazja i miejsce, i okoliczności, zresztą występ to przecież ani Armia, ani Podróż na wschód, najbardziej Budzy solo, ale też nie był to typowy Budzy solo niewątpliwie. Nie wyobrażam sobie, jak zagraliście to Variete (którego skądinąd lubię przeciętnie, ale rozumiem, że wyszło coś zupełnie nie jak w oryginale)... a Anny nie znam, tzn. znam, ale tę Stana Borysa ;)
Lodge - 2014-07-30, 22:54

proszę kliknąć i to proszę całym antyautorytetem osoby, która nie lubi polskich piosenek a zwłaszcza osiemdziesiony:

A na plaży... Anna

Crazy - 2014-08-03, 10:26

Po jednym przesłuchaniu nie mam zdania. To jest taka bardzo zimnofalowa osiemdziesiona. Jak Kapitan Nemo niemalże ;) Coś mi tam nie do końca gra, ale być może mógłbym się dać przekonać...
otoKarbalcy - 2014-08-04, 08:33

Ej, to dobry numer jest. Ale prawdziwym szokiem jest to, że go znam skądinąd. I tam są smaczki "w słońcu i bez końca" :shock: , świetny jest też ten refren z imieniem onej Anny. Dla mnie bardzo OK. No i to jednak jest rock, a nie typowa dla osiemdziesiony dyskotekowa plastikowa syntezatorówka.

A ten głos wokalisty... Aż musiałem sprawdzić, czy z nimi kiedyś nie grał i nie śpiewał Maleńczuk

Witt - 2014-08-04, 11:20

Kropla wody, słońca promyk :) .

Jak byłem w Poznaniu, to Gero włączył płytę z Anną (z jutuba) i zwróciłem uwagę, że w ogóle teksty Ziemowita są dość fajne: o najzwyklejszych sprawach, a ładne :) .

A Anna ma jeszcze tę dziwną rytmikę.

Charczący Wuj - 2014-08-04, 11:37

Rendez Vous miał dużo strasznie słabych utworów, ale kilka - nie wiedzieć czemu - ocierają się o genialność. "Anna" należy do nich. Tak wiele wyciśnięto tu z tak prostej kompozycji! Tekst też mi się podoba (i jeszcze ta formalna sztuczka - uciekanie od rymów).
Ale jeszcze genialniejsze jest "Na skrzyżowaniu ulic". :!:

otoKarbalcy - 2014-08-04, 13:54

Witt napisał/a:
Jak byłem w Poznaniu

OT, ale nie chcę tego pisać w wątku o Stonsach. Oglądałem parę koncertów ostatnio na fali zainteresowania nimi i przypomniałem sobie, Twojego Jaggera. Kurdę, cieszę się, że dane mi było to przeżyć, Witt 8-)

Witt - 2014-08-04, 19:44

Charczący Wuj napisał/a:
Ale jeszcze genialniejsze jest "Na skrzyżowaniu ulic".


Właśnie o tej piosence myślałem, pisząc powyższe! Tyle, że słyszałem ją raz i jednym uchem, więc nie pamiętałem tytułu, ani też mój pogląd nie był dostatecznie ugruntowany, żeby się tak jednoznacznie wypowiedzieć!

otoKarbalcy napisał/a:
przypomniałem sobie, Twojego Jaggera. Kurdę, cieszę się, że dane mi było to przeżyć, Witt


Nie wiem czy dobrze pamiętam... Czy robiłem to przed maską Twojego samochodu? :)
To w ogóle był fajny dzień: cmentarz ze spalonym domem, jazda do lutnika, co tak cmętasz? :D .

otoKarbalcy - 2014-08-05, 07:11

O tak! :)
Witt - 2015-10-04, 11:58

Może pojawi się tu teraz nowy - trochę oftopiczny bo Lunowy - wpis? Bardzo jestem ciekaw jak to dziś tam będzie w Arenie! :)
Lodge - 2015-10-05, 23:01

Wracamy z Dziesiątki z Królem, Maczkiem, Morelką i Bękiem i szybko lądujemy w nieco zmienionym składzie na Poddaszu przy pizzach i makaronie z serem pleśń i kurczakiem z Sorelli. Zauważamy z Królem Julianem, że Maczek wygląda kubeł w kubeł jak Kuba Podolski wczoraj.



Po królewskim obiedzie udaje mi się nawet zdrzemnąć, tak że z nowymi siłami i rezerwową gitarą Ot'ka wkraczamy w dobrze znane rejony Górczyna akurat wtedy gdy kończy grać Flapjack, jak się okazooje, ze Ślepym w składzie (trafiamy na siebie w korytarzu między garderobami). Szybko wracam przed scenę bo tam ma się zacząć projekt Za Wolność w którym ma mieć featuring Peja, a ostatnio zaśmiewaliśmy się z Whittkiem z jego dissów an Tede. Ale Peja miał wejść na sam koniec, a na początek coś niesamowitego - Luxtorpeda wychodzi niezapowiadana niczym zespół Dehaan i gra numer Za wolność dla kilku rzędów widowni, oczywiście gdy kończą grać ten numer, ludzi pod sceną jest dziesięć razy więcej ludzi. Peja rapuje z playbacku, na szczęście potem za to przeprasza i nie traci twarzy. Dzwoni Bwa:, że już jest, więc wręczam mu bilet dzięki uprzejmości Króla Juliana. No to teraz Grubson a potem my, więc idę na górkę przed Areną przygotować się do koncertu, tam dopada mnie telefon od Frantza: "gero, załatwiłeś rezerwową gitarę dla Budzego, to może ja przywiozę mojego akustyka dla ciebie na wszelki wypadek?" Pewnie... Za chwilę Maczek przechodzi przypadkiem z tragarzami i razem sprawdzamy czy Alinka rzeczywiście jest na Liście Gości. Zostawiam ich na parkiecie a sam kieruję się do garderoby, gdzie niechybnie dyskusja o uchodźcach a potem o degeneracji kultury europejskiej. Mimo że nie wszyscy stoją po tej samej stronie barykady, rozmawia się nam (to znaczy im, bo ja raczej się nie odzywam) tak dobrze, że nagle Natalia mówi: a czy wy już nie powinniście iść na scenę?

Okazuje się, że po popularnym Grubsonie, ktoś jednak pod sceną stoi... Szybko uwijam się z podłączeniem gitary, uff, to już na szczęście nie te czasy co za czasów upiornego koncertu na rynku w Gdańsku, gdy na 10 minut przed koncertem okazało się, że nie działa mi gitara (elektryczna) do dziś zresztą nie wiem co się stało, że nagle zadziałało... Wszyscy już stoimy, w takim towarzystwie czuję się spokojnie i pewnie. Król Julian powie potem, że to była jakby taka supergrupa jak 2TM2,3. I bez żadnej kozery powiem, że się zgadzam, nie że czuję się supermuzykiem, ale chodzi oczywiście o to, że nagle w jednej linii stanęło tylu zawodników oddanych sprawie, że to NIE MOGŁO NIE ZADZIAŁAĆ. To znaczy oczywiście mogło, mogło stać się tysiąc rzeczy psujących święto, no ale właśnie, była niedziela, w powietrzu pełno modlitw a w nas chyba żądza zobaczenia co się kryje za tym składem, nieoczekiwanym, nieracjonalnym, ale jak się okazało, całkiem zwycięskim...

W Halo halo Tom groźnie spojrzał gdy :oops: zapomniałem zaśpiewać harmonii w "dziewczyna stąd", ale już w tym numerze spadły ze mnie resztki zdenerwowania. W Echu z kolei zupełnie zapomniałem o "moody moody moody blues", ale nie zapomniałem o tym by nie dopowiadać szeptów po każdej linijce. Jest to jeden z tych nielicznych elementów na płycie, którym jestem zdecydowanie przeciwny, ku rozczarowaniu Króla Juliana, który uwielbia. Przez cały tydzień prób nie szeptałem w Echu ani razu, ale obiecałem Królowi, że specjalnie dla niego dopowiem "władcę much". Jakież moje zdziwienie, że i Tom się o te szepty upomniał... W Lunie jedno z moich najważniejszych zadań o ile nie najważniejsze: luna de Marija, chyba dobrze. Dzień bez duchów z perspektywy sceny niesamowicie zażarł, aż Frantz rzucił słówko euforii. UFO polubiłem na pięć gwiazdek dopiero podczas niniejszych prób, niesamowite jak inaczej te cztery dźwięki trzaska Rafał i jak inaczej Robert, to jest w ogóle magia, każdy dobry gitarzysta gra tę samą partię inaczej... W na niebie ciągły ruch sam jestem zaskoczony jak potężnie mój głos się niesie po hali. Serce orajt i wchodzi BEST SONG: Tren. Dla mnie absolutna kulminacja całości. Nie wiem jak było pod względem artystycznym, ale pod względem emocjonalnym jeden wielki bezłzawy płacz zupełnie bez goryczy, szkoda że ten tak długi przecież numer tak szybko się musiał skończyć. I w sumie nieważne, że cóż, nieczysto zaśpiewałem pierwsze aaa, bywa, mam nadzieję że w Niebie podkręcili kompresję...

Jak letni deszcz, jak zwiastun burz...

Umieraj zaczęło się od kiksu, ale wygrzebaliśmy się z niego orajt i przy gitarach elektrycznych wszystko było już jak trzeba, choć lekki niedosyt... W Wiośnie na wygnaniu grałem na shakerze i na sam koniec zacząłem dzikować co widać na zdjęciu Króla Juliana. Ale w końcu największa zagadka - co z tym numerem Beaty? Jakie szczęście, Litza nie kwapi się do żadnych tambów, a Tom każe mi... zaczynać. Nabijam rytm, Beata kiwa głową na tak i jedziemy. Jest ciężko i muszę podejść do Beaty, żeby nie wypaść (Amade gra tylko akcenty) Pospieszny aranż przewidywał, że Beata przerwie swoje solo i powróci w szybszym tempie. To się staje i teraz naprawdę muszę dać z siebie wszystko i opłaca się, bo wtedy nadchodzi BEST MOMENT. Gdy złapałem (chyba) odpowiedni flow, Beata się podjarała - wstąpił w nią muzyczny ogień. Nigdy wcześniej nie widziałem jej w takich iskrach, które wręcz namacalnie na mnie leciały. To były może cztery takty tak niesamowitego przejścia, że przeszedł mnie dreszcz jak za młodu, gdy wszyscy starsi ode mnie muzycy na tej scenie byli dla mnie jak niedościgłe anioły. A Beata jeszcze przyspieszyła tempa i teraz chyba już nie dałem rady, ale kątem oka widziałem, że Kmieta (któremu trafił się vibraslap) i Karol świetnie się bawią. Wspaniałe!!!



Potem jeszcze Dom - utwór, który ostatnio dołączył u mnie do ścisłej czołówki albumowej, ale który chyba trochę wypadł gorzej niż mógł, ja przynajmniej zaśpiewałem jakoś niepewnie. Za to Rafał zagrał świetne solo i jeszcze świetniejszą końcówkę... Potem jeszcze Aniela i koniec. Schodząc ze sceny wpadłem na Malea, który miał grać po nas, nie wiem czy mnie poznał, ale niedźwiedzia dał.

W garderobie upojno-zwycięskie vibesy, śmiechy i rozprostowania. Przebieram się w koszulkę Moody Blues i schodzę wykonać słoneczne esy i telefony. More thanks & cheers i niepostrzeżenie na scenę wchodzi TSA. Pierwszym numerem jestem zmieciony, świetny, soczysty sound, a Piekarczyk w formie niewiarygodnej - gdyby to byo na yt, to bym powiedział, że śpiewa z playbacku, wielki szacunek. Niestety w kolejnych numerach akustyk traci kontrolę nad głośnością i jest wciąż szacun, ale mniejszy komfort w uszach. Kilka nieważnych niezgrabności sprawiło, że została mi do zrobienia jeszcze jedna rzecz. Znajduję Roberta i mówię mu, że bez żadnego fanostwa to było dla mnie bardzo ważne, że z nim wystąpiłem na jednej scenie. Bardzo dobry moment na koniec bardzo dobrego dnia.

Gdy po raz ostatni wchodziłem do garderoby by się z niej wyprowadzić, minąłem się z Kasią Kowalską, i to dwa razy, niestety ani razu nie starczyło mi moresu by zapytać ją: chcesz ze mną chodzić? Minęłem się też znowu z Maleem, który rzucił mi nonszalanckie na razie, dzięki... Dobre podsumowanie Luxfestu :)

members of the expedition:
Tom - voc, guitar, tambourine
Litza - guitar
Frantz - guitar
Beata - percussion & glockenspiel
Amade - drums
Charles - keys & accordion & other percussion
Kmieta - bass & vibraslap
Gero - voc, guitar, other percussion



No i jeszcze oczywiście impreza z Królem Julianem po napisach końcowych na Poddaszu!

otoKarbalcy - 2015-10-06, 10:13

Ale dobrze!!!
cerkaria - 2015-10-06, 11:23

Ger,

ale ZAJEBIŚCIE!!!! :)

Król Julian XII - 2015-10-07, 22:38

Król Julian rzecze: Oglądajcie nieruchome obrazki, albowiem zdarza się, a czyni się to dosyć natczensto, że mogom stać się wówczas ruchome :idea:
Nie wpatrujta się za bardzo, bo może nie som to jakieś wyżyny fotografiki, ale wybrane nostalgiczno-optymistyczne wspomnienia z tego koncertu, czyli nizinki fotografii z obszaru sercowego... dożyłem akurat dnia, że ciężej mi jest pisać niż obrabiać i wrzucać zdjęcia, ale ale... przecież nie napisałem jeszcze ostatniego słowa, ani nawet zbytnio pierwszego, a przecież nie zdarza się zbyt często, że pierwsze ostatnim jest...
...więc zapraszam: TUTAJ!

elsea - 2015-10-08, 00:17

Cudnie! :D

Obym jeszcze kiedyś mogła Luny posłuchać na żywo, zatęskniło mi się, aż własny post z UT przeczytałam ;-)

Gratulacje dla artystów!

PS w tym dla fotorelacji pięknej! :-)

otoKarbalcy - 2015-10-08, 08:38

Król Julian XII napisał/a:
Król Julian rzecze:

Zaraz zajrzę do galerii, ale chciałbym docenić stylizację wypowiedzi. No, po prostu przeczytał mi tego posta w głowie prawdziwy Król Julian!!! Dzięki :D

Witt - 2015-10-08, 09:29

Stylizacja? O czym ty mówisz człowieku? :)
Magdalena Maria - 2015-10-08, 14:04

Lodge napisał/a:
Maczek wygląda kubeł w kubeł jak Kuba Podolski wczoraj.


O MATKO BOSKA FAKTYCZNIE.

Lodge - 2017-04-22, 09:01

GRUNT TO BUNT
Budzy solo w Domu Kultury Oko - 21/4/2017

Nie chcę z siebie robić cierpiętnika, ale mogę uczciwie napisać, że nie pamiętam żebym od pierwszego słynnego występu z Armią w Krotoszynie (to już 12 lat! :shock: ) miał tak zdruzgotane serce jak teraz. Wtorkowy telefon od Toma, który zresztą dokonał się na ulicy Kossaka podczas mojego okrężnego powrotu z nagrywania w Radju, był zatem dla mnie skaraniem boskim in minus :) Nawet mi powieka nie drnęa gdy usłyszałem, że mogę za trzy dni zagrać w Budzym Solo na basie... Zgodziłem się chętnie, mimo że moje poprzednie podejście do tematu - Jarocin 2014 - skończyło się otwartymi (oczywiście dobrodusznymi) kpinami ze strony kolegów - gdy próbowaliśmy zagrać jakiś numer Izraela (zdaje się ci, którzy Jahwe ufają): mówili, że gram "rolnicze rege". Wyczekałem trochę, a potem tego samego dnia po południu powiedziałem tak od niechcenia Tomowi, że jakby co, to jestem chętny żeby grać na basie w projekcie Rimbaud... :mrgreen:

Już na ulicy Kościuszki ustaliliśmy z Tomem, że nie oczekuje ode mnie cudów, przyszedłem zatem do domu i włączyłem sobie "Lunę z Trójki" (dzięki Pablak, dzięki Witek) Jedna godzina próby wystarczyła mi, żeby wiedzieć, że dzięki Bogu na basie przez te kilka lat basu w Soundrops grać się nauczyłem i właściwie mógłbym od razu wejść na scenę - a powodzenie operacji piątkowej będzie zależało tylko i wyłącznie od mojej dyspozycji mentalnej - jeśli nie dam się zastraszyć wewnętrznym atakom, wstydu nie będzie.

W tym miejscu należą się ogromne podziękowania Pawłowi - bo ta mccartneyówka to przecież jego instrument.

Wiedziałem oczywiście, że głupotą jest ścigać się z Kmietą i Bananem, nie mówiąc już o Marcinie Pospieszalskim i wszystkie partie opracowałem po swojemu czyli in Paul McCartney style łamane przez kontrolowana amatorszczyzna style. Tylko w dwóch utworach nie wiedziałem zupełnie co robić i podparłem się partiami Kmiety (akurat w Radiu Rivendell okazały się najprostsze pod słońcem). Przy tej okazji podzielę się moimi doświadczeniami z wgrywaniem basu do Soundrops - bas jest dla mnie instrumentem najbardziej niewdzięcznym łamane przez najbardziej satysfakcjonującym (jeśli się przypadkiem uda go dobrze nagrać i robi to pompowanie) i może zaskoczenie: bas wydaje mi się generalnie instrumentem trudniejszym niż gitara.

Na szczęście nie poprzestałem oczywiście na tej jednej godzinie i na te trzy dni gitara basowa stała się moim instrumentem wiodącym, grałem nie tylko do Armii i po raz pierwszy naprawdę doceniłem to jak dobrym basistą jest... John Lodge :shock: Wiadomo, że im bliżej koncertu tym włączał się większy stresik, głównie na punkcie tego czy basik dobrze zabrzmi W noc przed koncertem jak za dawnych lat nie mogłem spać, welcome to the death televison! W końcu nadszedł piątek.

Gdy zadzwonił długo oczekiwany Karol, zamiast "cześć", powiedziałem: "wszelki duch...", a on na to: "Chrystus zmartwychwstał!" Pojechaliśmy autostradą i przyszło zbawienne potwierdzenie kilku przebłysków z tego tygodnia: odzyskałem świat (!), nawet te niemrawe wzgórza na skraju drogi i nawet ten wiadukt w kształcie dinozaura przyprawiały mnie o dawno nie byty zachwyt i ukojenie, najwyższy czas jechać w góry... W drodze rozmawialiśmy głównie o nowym zespole Karola, który nazywa się Rock and Fire, bardzo udane pierwsze nagrania, jeszcze o nich usłyszymy... Podróż na wschód minęła szast-prast, klub okazał się miły, a na scenie czekał obiecany piecyk basowy (wielkie dzięki dla organizatorów). Pierwszy sukces, udało mi się dobrze podłączyć kabel od omów, ale teraz miała przyjść kluczowa pora co nas urzeka - jak to zabrzmi? czy się nie skompromituję? uff... jakoś poszło, bas nawet nieźle stroił (oprócz najwyższej struny, ale i to potrafiłem... kontrolować)... Tom trochę naprostował jeden mój pochód w Halo halo (miał rację), ale przy Cudach poczułem coś więcej niż ulgę - po raz pierwszy usłyszałem jak mój bas naprawdę daje zespołowi podstawę i... pompowanie :) Może to będę robił na stare lata? Pump the love?

W garderobie super vibesy - Tom parodiował sceniczne pląsy Jaza Colemana i - sorry Smoku - Maxa Cavalery! :mrgreen:

Tuż przed koncertem wyszedłem po cherry coke (chyba już wątroba wyzdrowiała :) ) a napotkałem Witka... przed wyjściem na scenę kochane mordki Crazy'ego i innych... Uff jakoś poszło, w Radiu Rivendell moc zespołowego grania, Stasiek super brzmiał... Uwielbiam grać z Beatą, jest w pewien sposób nieobliczalna i bije z niej światło w czasie gry, cieszę się, że stałem koło niej i nawet kilka razy zawadziłem gryfem o talerz... Obiecałem Kropli, że zaśpiewam tytułową "Lunę" dla niej, przypomniałem sobie o tym gdzieś w środku utworu i może dlatego tak niesamowicie wyszła końcówka, gdy udały się nam z Budzym harmonie w nieco wyższych rejestrach niż zawsze... Bardzo czekałem na numer Serce - odkrycie zeszłorocznego koncertu Budzego w Cafe Misja, który oglądałem z perspektywy widza... słowa umieraj umieraj moje serce z kamienia, niech odrzuci cię zupełnie cały świat sprawdziły się w moim życiu bardziej niżbym chciał, ale liczę że po tej śmierci jest zmartwychwstanie, prawda Karol? Oczywiście było też trochę błędów, w Anieli i na początku Domu nie bardzo wiedziałem co grać, bo przygotowałem sobie bogate płynące partie, a widziałem, że Budzemu nie o to chodzi, więc poprzestałem na punktowaniu D, A, D... W Anieli chyba się to nie sprawdziło, za to w Domu tak - trzecia zwrotka i coda, to było jakieś święte dla mnie... muszę się jeszcze nauczyć bardziej grać ciszą, nagle zrobiła się jakaś nowa wielopiętrowość w tym pięknym numerze... W UFO założyłem ciemne okulary i machałem gryfem, na cześć pomnożonej przez ten koncert radości i innych dóbr :) Ogółem - nie przyniosłem wstydu! Chyba pokonałem to co Tom nazywa demonem :) Chociaż... Po koncercie na fali zwycięstwa bardzo chciałem napisać esa do Ewy o tym, co się właśnie wydarzyło, ale... jednak nie napisałem.

W nocy wracałem z Beatą i słuchaliśmy nowej płyty Wolf Spider i najnowszych demówek - bardzo fajna muzyka, do której na pewno wrócę, świetne kompozycje, bogate melodie i dużo zwrotów akcji na minutę, no i do tego te hipnotyczne światła nad autostradą. Tak, udało się odzyskać świat, na pewno... I jeszcze jedno udało się odzyskać - ten zespół. Nie ulega dla mnie najmniejszej wątpliwości, że zespół muzyczny to nie dźwięki tylko miłość braterska między muzykami. Było tego wczoraj bardzo dużo w Budzy Solo, a jeszcze do tego miałem okazję podpatrzeć jak do siebie dzwonią i jak się o siebie troszczą muzycy Rock and Fire i Wolf Spider. Za to jestem jeszcze bardziej wdzięczny niż za skądinąd ukochane harmonie w Na niebie ciągły ruch (swoją drogą, przyznacie, że końcówka tego numeru to był czad!) :)

dzięki Tom, dzięki Paf, dzięki Charles, dzięki Rozen-eins, cwaj, drei-gowa, dzięki Stash, dzięki everyone

all glories to the Holy Trinity :)

P.S. właśnie dzwonił Witek i powiedział, że Monika też była - ja ze sceny widziałem tylko pierwszy rząd, jaka szkoda, że nie widziałem Cię, LOVE

Żur ptak - 2017-04-22, 13:04

Noszlaaaghhh, to było wczoraj w Warszawie?!!...
Stój, Halina! - 2017-04-22, 19:55

Załuję, że się nie zdecydowałem, ale byłem tak wykończony nerwowo po całym tygodniu i tak mnie potężnie napieprzał łeb, że zarzuciłem tlący się pomysł na wycieczkę do miasta. Było trochę ochoty, nie wyszło z wolą.
Witt - 2017-04-22, 21:01

Świetny koncert!
Charczący Wuj - 2017-04-23, 18:39

Dzięki za tę relację (mocno osobistą, a zarazem pełną zewnętrznych szczegółów).
Lodge - 2017-04-24, 14:42

Aniela z Oka
Żur ptak - 2017-04-24, 17:41

Fajne brzmienie!
Fum - 2017-04-26, 23:03

wyśmienicie smakowita relacja i wielki żal nieobecności
Crazy - 2017-04-27, 22:03

Napisałem większą relację na Ultimie, a że nie mam wątków mniej i bardziej osobistych, to nie będę tu rzeźbił relacji alternatywnej. Tylko powiem bez kitu, że koncert był naprawdę super!
Lodge - 2017-04-29, 15:07

UFO
Crazy - 2017-04-29, 19:29

Ale jeden został!


Znalazłem też takie dziwne coś: Tomasz Budzyński i zespół Lupa :mrgreen:
Szkoda, że akurat Cuda, bo one wyszły moim zdaniem na drugim miejscu od końca.

Lodge - 2017-10-30, 12:15

ten tydzień od wydania szalejącej na listwach przebojów płyty Love Love 2 był dla mnie z różnych powodów niełatwy (a to nowość - odezwaly się szyderczo orkowie) i nawet groziło tym, że zadzwonię do Toma i powiem, że sory nie jadę z wamy, bo nie daję rady - nawet nie z tych powodów co zawsze, czyli że nie ugram, tylko że po prostu, hm, jak to w sobotni wieczór sparafrazowałem w jednym z licznych pamiętników ś.p. Jana Rybowicza: mam 41 lat i jestem zerem...

no nic, obudziłem się w niedzielę i z niechęcią poszedłem na 10 do Franciszkanów nad Rynkiem - akurat mieli mszę z okazji rocznicy zbudowania kościoa czy coś tam i takie Słowo było: jesteście (...) domownikami Boga, zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha. Niezbyt jestem wizyjny, ale tym razem najpierw wyobraziłem sobie, że jestem częścią (kamieniem) w jakiejś fortecy z widokiem na wzgórza, a potem, że mały busik z Luną jedzie przez Polskę, a ja mam w tym swoją część. Piszę tu o tym dlatego, że już podczas mszy moja wewnętrzna kondycja zmieniła się DIAMETRALNIE. Nie przez to że wyszło słońce, albo ktoś przysłał esa, albo bo sobie pobiegałem i mi endorfiny wzrosły, ale przez zwykłe pójście do kościoła.

Żadna zresztą euforia, ale nastąpiło wypogodzenie umysłu (i co ciekawe - wyszło wtedy też słońce w świecie zewnętrznym) i radość i siła do wytrwania.

Po takim czymś dobre potoczenie się reszty dnia było tylko formalnością. Wpakowaliśmy do busa obrazy Toma, w tym ogromną replikę "Luny", którą zresztą ktoś kupił po koncercie i pojechaliśmy przez Gostyń (Tom próbował rzucić jakimś stosownym żartem z komiksu Jacka Fedorowicza, ale nie przyjoł się ;) ) Siedziałem w ostatnim rzędzie między Beatą i waltornistą Jankiem, który okazał się super bezpretensjonalnym gościem, nieco przypominającym ze sposobu bycia Bartka Z. Trochę pożartowaliśmy z huraganu, wymieniliśmy z Tomem doświadczenia "radiowe" i nakreślaliśmy przyszłość zespołu Stash. Krzychu dużo opowiadał o swojej pieszej wyprawie do Fatimy. Z tego co pamiętam, po drugiej stronie tego podjazdu jest już widok na Wrocław - powiedział Tom i rzeczywiście.



Klub Pod Kolumnami okazał się bardzo obiecującym pod względem aury reliktem tamtej epoki, z kurtyną i róż-nymi odmianami różu, w ogóle we Wrocławiu zostało jakby więcej tamtego powietrza. Forumowicz Korzeń, tym razem bez Trupioczaszkowej łysej pały, ale lekko tęższy niż wtedy w słomkowym kapeluszu na peronie dworca w sierpniu 2004, okazał się Dyrektorem klubu! Charakter się mu nie zmienił - ujmujący, bezproblemowy człowiek. Było w tym spotkaniu coś bezpretensjonalnie rzewnego, jeśli mogę tak powiedzieć.

Na próbie dobrze poszło, nagłaśniał Kicha i wszystko było dobrze słychać, więc miałem nadzieję, że sobie dobrze poradzę, stojąc chyłkiem po prawej stronie obfitującej w kolory tęczy palety talerzy Beaty :)

W odróżnieniu od sytuacji wiosennej, tym razem miałem więcej czasu na przygotowanie swoich partji i nawet - W KUCHNI NA PODDASZU - dobrze mi szło odgrywanie nawet tych popisowych partii Marcina Pospieszalskiego z utworów Luna i Wiosna na Wygnaniu. Nie mówię o tej końcówce, tylko o tych basowych dygotach w refrenie. Zresztą po drodze była o tym mowa :) Beata zagadnęła: i jak tam, bassman, nauczyłeś się wszystkiego na błysk? A ja mówię: taak, będę grał więcej niż tylko podstawy, na to Tom: patrzymy a Gero zagra końcówkę nawet Wiosny... ja nawet nie wiem jak to zaśpiewać! Żarty żartami, ale rzeczywiście myślałem, że trochę się polepszyłem od ostatniego razu.

A jednak nie miało być tak łatwo. Halo halo wprawdzie i Echo zagrałem bardzo na luzie, trochę nawet kozakowałem w Echu robbiąc puuuuum po całej długości gryfu... Ale już w Lunie zauważyłem, że nie mam odwagi posunąć się do tych wykwintnych zagrywek Pospieszalskiego... Na całe szczęście dobrze pulsowało - więcej niż w Warszawie grałem ze stopą Beaty, chyba na tym to trochę polega ta "sekcja rytmiczna", nie? Bo ja tam nie wiem ;) Luna wyszła dobrze, choć nie aż tak jak w Warszawie... I potem przyszło najlepsze czyli Na niebie ciągły ruch... Tutaj też wyuczyłem się tych trudnych, bo idących w poprzek intuicyjnemu walkingowi, partii basu w refrenie i tym razem udało mi się to zagrać... Numer wyszedł wspaniale, bo dobrze słyszałem swój wokal i chyba super żeśmy to zaśpiewali (Budzy w świetnej formie, łaską Bożą ciągle w pełni władz wokalnych w wieku 55 lat)... BEST SONG

Potem niestety przyszło Radio Rivendell, w którym czułem że gitara wyraźnie nie stroi na tym czwartym progu... Nie wiem na ile było to winą zmian temperatury, czy mojego odczucia, bo nie od dziś wiadomo, że na scenie słyszy się różne przydźwięki i kanty i rough edges Cóż, wymienię w końcu struny i może to coś da... Bardzo to mnie w każdym razie zdeprymowało i i Radio, i Anielę zagrałem z bułą na ryju. Dobrze, że Janek dograł fajne harmonie w tym Radju. Ten to w ogóle ma niewymownie pewny dźwięk i żelazną psychę, czym mi szalenie imponuje, bo ja jestem na drugim krańcu spektrum: krnąbrny, humorzasty, piórkowaty i bez granic uczuciowy w tym graniu... No ale pacz, od dzieciaka na różnych scenach, ograny w orkiestrach wojskowych i filharmoniach...

...I te dwa światy niespodziewanie dla nas zbiegły się w numerze Tren, gdy w mojej partii aaaa, Janek dał mi waltorniową harmonię. Nie wiem czy to dzięki niemu, czy raczej dzięki Kisze, ta harmonia wyszła świetnie. To chyba jednak zasługa Kichy, bo po raz pierwszy w miarę czysto zacząłem, a potem już zupełnie czysto pociągnąłem partię Jutrzenki w Wiośnie na wygnaniu - Tom a wyraźnym zadowoleniem powtarzał nasz dwugłos. Znowu super się to śpiewało, a w zwrotkach oczywiście grałem na jajeczku :)

Na koniec Umieraj, poprzedzone długą opowieścią. Opowieści Toma znowu się wydłużyły, owszem stałe motywy ale poszerzone, starość się Panu Bogu udała - wszystko się Panu Bogu udało... Było też bardzo dużo nowych elementów. Tak jak w Warszawie, akcenty przesunęły się z "kosmicznego surrealizmu" w kierunku bardziej duchowym, ale na pewno nie "kościelnym" - bardzo mnie to cieszy, a passus o grzeszniku, któremu każe się wypierdalać z kościoła, osobiście poruszył. W samej piosence słodko zdarłem sobie głos w nie mamy żadnych szans! a na koniec Beata poszła na całość i żeby cokolwiek usłyszeć, musiałem grać - ten ostatni akord E pod death!death!1234567... - na wszystkich trzterech strunach na raz... Super

Na bis Serce i Dęblin - na basie przeciętnie, ale pozwalałem sobie na odważne wyciągi w wyższych partiach głosowych aż się Stasiek obejrzał :) We wstępie do Stacji dowiedzieliśmy się, że ta pani z baru, to była we wszystkich barach w Polsce ta sama pani - jeśli ktoś ma naturę Chrystusa to jaki problem żeby był w tysiącu miejscach jednocześnie :)

Po koncercie wystawa, prawie wszyscy uczestnicy koncertu we wstrząsającej liczbie 30 osób wzięli udział, a my pogadaliśmy z Profesorem o sprawach singli ;) i trochę z Korzeniem. Aha - nie wiedzą, że ze mną się nie zakłada? Naiwniacy próbowali mi wmówić, że Castle Party było później niż Wyprawa w Karkonosze, no jasne... Bez sprawdzania pamiętam, że pierwsze było na początku sierpnia 2004, a drugie około 15 sierpnia 2004... Panoowie, panoowie...

W busie atmosfera zwycięstwa, opowiadania o wojażach wakacyjnych, Grecja, Egipt, nie moje tereny, ale Tom ujął mnie mówiąc, że by chętnie posłuchał nowego Soundrops. W ogóle bardzo drodzy mi się jakoś wszyscy drodzy wydali, zwłaszcza Wilczy Pająk po lewo, choć paradoksalnie dużo nałykałem się jakiejś męskiej siły. Oczywiście dopiero w drodze powrotnej oświeciło mnie, ze nie ma żadnego znaczenia kto jak zagrał i nawet że nie ma nowości w set-liście, bo te koncerty to jakby teraz bardziej rodzaj pewnego spotkania z innym światem. Ten klub Korzenia bardzo pasował do tego klucza, gram Lunę a tuż za oknem jedzie tramwaj 105 Na, jakiego już w Poznaniu nie uświadczysz, albo autobus...

Do domu wróciłem po pierwszej. To był dobry dzień. Wczoraj nie byłem zerem.


Crazy - 2017-10-30, 13:43

Dzięki za opowieść. Jak to dobrze słyszeć wszystko! Na niebie ciągły ruch!
Stój, Halina! - 2017-10-30, 18:36

Bardzo piękna opowieść. Dzięki!
Witt - 2017-10-31, 08:38

Lodge napisał/a:
w drodze powrotnej oświeciło mnie, ze nie ma żadnego znaczenia kto jak zagrał i nawet że nie ma nowości w set-liście, bo te koncerty to jakby teraz bardziej rodzaj pewnego spotkania z innym światem


O, bardzo trafnie napisane - zgadzam się!


Lodge napisał/a:
pociągnąłem partię Jutrzenki w Wiośnie na wygnaniu


Wokaliza na dźwięku "a" pod koniec? Ładnie nazwana! Ale czy mógłbym poznać uzasadnienie? :)

Lodge - 2017-10-31, 09:36

"To płyta o duchowej ciemności i może się wydawać, że ta ciemność nie daje żadnej nadziei. Ale daje! Jest taki moment przełamania w utworze „Wiosna na wygnaniu”, gdzie sięga się już dna. Na końcu Gero zaczyna nucić przy słowach „Ciche braterstwo, wędrówka dusz”, a to śpiewanie przechodzi w solówkę Licy i nagle się robi bardzo jasno.

„Luna” to koncept album. Ja porównuję ją do podróży nocnym pociągiem, gdzieś, nie wiadomo gdzie… Niektórzy mówią, że moja podróż jest podobna do tej z „Jądra ciemności” J. Conrada. To porównanie mi się bardzo podoba. Bo „Luna” jest jakby podróżą do własnego „jądra ciemności”. W mojej wyobraźni to podróż pociągiem, którym jedzie się w nocy, zatrzymuje się na stacjach, czyli etapach życia. I generalnie opisany jest ból i cierpienie, ale w utworze „Wiosna na wygnaniu” wreszcie nastaje świt. Noc nie jest bez końca, ma swój kres. Istnieje zmartwychwstanie, jest świt. Głos Gero to jest jutrzenka."


http://www.wydawnictwopag...sci-do-swiatla/

Witt - 2017-10-31, 10:02

Tak jest. Dzięki! :D
Crazy - 2017-10-31, 12:14

Piękny ten wywiad. Nigdy nie czytałem wcześniej. Ale stanęły mi jak żywe moje wczesne doświadczenia lunarne i wiedziałem, że coś podobnego kiedyś pisałem...

Cytat:
obraz w opowieści pt. Tren jest zgoła nieoczekiwany. Nie ogrzewa i nie pociesza, lecz budzi moją grozę. Jest porażający, bo ukazuje człowieka niewątpliwie silnego charakteru i charyzmy, który wobec potęgi, z którą staje twarzą w twarz nie może uczynić nic. A jednak - to obezwładnienie, choć straszne i aż fizycznie bolesne, jest jednocześnie nieprawdopodobnie piękne i nie oddałbym go za nic na świecie... jak miłość... jak ta wokaliza po refrenie, która wyraża zachwyt i doskonałość dla zwykłych słów już chyba niemożliwą do ujęcia.

Po TAKIM spotkaniu człowiek może zrobić wszystko. Nawet śmierć nie jest straszna, bo miłość ją wielokrotnie zwycięża. Nawet jeżeli jestem już zmęczony, nawet jeżeli nie mam żadnych szans, to skoro idzie ze mną taki mocarz, jak ten z piosenki Tren, to któż może mi stanąć na przeszkodzie? Mogę podnieść swoją głowę i zrobić krok w przepaść, iść po wzburzonym morzu, umierać i wiem, że mi się uda!

Kiedyś i ja spotkałem swojego mocarza i wierzyłem, że wszystko się musi udać, i rzeczywiście się udawało. Ale z tego szczytu spadłem gdzieś daleko, w miejsce ponure i pełne jeszcze większego zmęczenia niż kiedykolwiek... na wygnanie. Bo myślałem już, że to będzie zawsze, że zawsze będę umiał ze śpiewem w duszy szarżować i nie bać się niczego, a okazało się, że nie zawsze. Że nie tak od razu. Że chociaż człowiek wierzy w zmartwychwstanie, to Wielka Sobota trwa czasem, napisał Gero, bardzo długo. I wtedy nagle nie chce się przenosić gór, nawet się nie wie, z której strony się za to zabrać. Wtedy czasem człowiek prosi już tylko o jeden mały promyk światła, o wspomnienie choć raz tego, jak było, kiedy się mogło wszystko. A i to nie zawsze przychodzi.
Utwór Wiosna na wygnaniu pokazuje najgłębszą noc i najstraszniejszą samotność, jakiej dane mi było doświadczyć. Czy poza tym mrokiem coś w ogóle jest? A jeżeli nawet jest, to co mi po tym, skoro obijam się w ciemnościach o swoje własne nogi. Dziwaczne czarne dekoracje. Co za ironia losu. Ciche braterstwo w tonacji moll...........................



... a co to takiego? Gdzie ten grobowy kontrabas? Gdzie ciche i bolesne "uu", które ginie w smutku? Przecież tam jest COŚ INNEGO!! Tam jest światło!!! Tam, po ostatnim refrenie, wraz z kolejną harmonią Gera, dzieje się najprawdziwszy CUD.


Jutrzenka :)

cerkaria - 2017-11-02, 10:02

Lodge napisał/a:
waltornistą Jankiem, który okazał się super bezpretensjonalnym gościem, nieco przypominającym ze sposobu bycia Bartka Z.

W sensie pozytywnym czy negatywnym, hę?
Dobrze, że Ci się udało zagrać ten koncert :)

Lodge - 2017-11-02, 11:41

jasne że pozytywnym

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group