Strona korzysta z plików cookie zgodnie z info.

REMEMBER - jest opcja zmiany ustawien przegladarki :D

The Valley of Oblivion Strona Główna The Valley of Oblivion
The Soundrops official forum

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
"Podróż na Wschód"
Autor Wiadomość
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2017-04-24, 14:42   

Aniela z Oka
_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
 
 
Żur ptak
kornik polny koronny


Dołączył: 29 Sty 2011
Posty: 1174
Skąd: z koronnych pól
Wysłany: 2017-04-24, 17:41   

Fajne brzmienie!
_________________
jestem supłem tu
[ale] to nie jest happening
 
 
Fum


Dołączył: 23 Kwi 2017
Posty: 16
Skąd: sina dal
Wysłany: 2017-04-26, 23:03   

wyśmienicie smakowita relacja i wielki żal nieobecności
 
 
Crazy


Dołączył: 14 Lut 2011
Posty: 2075
Wysłany: 2017-04-27, 22:03   

Napisałem większą relację na Ultimie, a że nie mam wątków mniej i bardziej osobistych, to nie będę tu rzeźbił relacji alternatywnej. Tylko powiem bez kitu, że koncert był naprawdę super!
 
 
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2017-04-29, 15:07   

UFO
_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
 
 
Crazy


Dołączył: 14 Lut 2011
Posty: 2075
Wysłany: 2017-04-29, 19:29   

Ale jeden został!


Znalazłem też takie dziwne coś: Tomasz Budzyński i zespół Lupa :mrgreen:
Szkoda, że akurat Cuda, bo one wyszły moim zdaniem na drugim miejscu od końca.
 
 
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2017-10-30, 12:15   

ten tydzień od wydania szalejącej na listwach przebojów płyty Love Love 2 był dla mnie z różnych powodów niełatwy (a to nowość - odezwaly się szyderczo orkowie) i nawet groziło tym, że zadzwonię do Toma i powiem, że sory nie jadę z wamy, bo nie daję rady - nawet nie z tych powodów co zawsze, czyli że nie ugram, tylko że po prostu, hm, jak to w sobotni wieczór sparafrazowałem w jednym z licznych pamiętników ś.p. Jana Rybowicza: mam 41 lat i jestem zerem...

no nic, obudziłem się w niedzielę i z niechęcią poszedłem na 10 do Franciszkanów nad Rynkiem - akurat mieli mszę z okazji rocznicy zbudowania kościoa czy coś tam i takie Słowo było: jesteście (...) domownikami Boga, zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha. Niezbyt jestem wizyjny, ale tym razem najpierw wyobraziłem sobie, że jestem częścią (kamieniem) w jakiejś fortecy z widokiem na wzgórza, a potem, że mały busik z Luną jedzie przez Polskę, a ja mam w tym swoją część. Piszę tu o tym dlatego, że już podczas mszy moja wewnętrzna kondycja zmieniła się DIAMETRALNIE. Nie przez to że wyszło słońce, albo ktoś przysłał esa, albo bo sobie pobiegałem i mi endorfiny wzrosły, ale przez zwykłe pójście do kościoła.

Żadna zresztą euforia, ale nastąpiło wypogodzenie umysłu (i co ciekawe - wyszło wtedy też słońce w świecie zewnętrznym) i radość i siła do wytrwania.

Po takim czymś dobre potoczenie się reszty dnia było tylko formalnością. Wpakowaliśmy do busa obrazy Toma, w tym ogromną replikę "Luny", którą zresztą ktoś kupił po koncercie i pojechaliśmy przez Gostyń (Tom próbował rzucić jakimś stosownym żartem z komiksu Jacka Fedorowicza, ale nie przyjoł się ;) ) Siedziałem w ostatnim rzędzie między Beatą i waltornistą Jankiem, który okazał się super bezpretensjonalnym gościem, nieco przypominającym ze sposobu bycia Bartka Z. Trochę pożartowaliśmy z huraganu, wymieniliśmy z Tomem doświadczenia "radiowe" i nakreślaliśmy przyszłość zespołu Stash. Krzychu dużo opowiadał o swojej pieszej wyprawie do Fatimy. Z tego co pamiętam, po drugiej stronie tego podjazdu jest już widok na Wrocław - powiedział Tom i rzeczywiście.



Klub Pod Kolumnami okazał się bardzo obiecującym pod względem aury reliktem tamtej epoki, z kurtyną i róż-nymi odmianami różu, w ogóle we Wrocławiu zostało jakby więcej tamtego powietrza. Forumowicz Korzeń, tym razem bez Trupioczaszkowej łysej pały, ale lekko tęższy niż wtedy w słomkowym kapeluszu na peronie dworca w sierpniu 2004, okazał się Dyrektorem klubu! Charakter się mu nie zmienił - ujmujący, bezproblemowy człowiek. Było w tym spotkaniu coś bezpretensjonalnie rzewnego, jeśli mogę tak powiedzieć.

Na próbie dobrze poszło, nagłaśniał Kicha i wszystko było dobrze słychać, więc miałem nadzieję, że sobie dobrze poradzę, stojąc chyłkiem po prawej stronie obfitującej w kolory tęczy palety talerzy Beaty :)

W odróżnieniu od sytuacji wiosennej, tym razem miałem więcej czasu na przygotowanie swoich partji i nawet - W KUCHNI NA PODDASZU - dobrze mi szło odgrywanie nawet tych popisowych partii Marcina Pospieszalskiego z utworów Luna i Wiosna na Wygnaniu. Nie mówię o tej końcówce, tylko o tych basowych dygotach w refrenie. Zresztą po drodze była o tym mowa :) Beata zagadnęła: i jak tam, bassman, nauczyłeś się wszystkiego na błysk? A ja mówię: taak, będę grał więcej niż tylko podstawy, na to Tom: patrzymy a Gero zagra końcówkę nawet Wiosny... ja nawet nie wiem jak to zaśpiewać! Żarty żartami, ale rzeczywiście myślałem, że trochę się polepszyłem od ostatniego razu.

A jednak nie miało być tak łatwo. Halo halo wprawdzie i Echo zagrałem bardzo na luzie, trochę nawet kozakowałem w Echu robbiąc puuuuum po całej długości gryfu... Ale już w Lunie zauważyłem, że nie mam odwagi posunąć się do tych wykwintnych zagrywek Pospieszalskiego... Na całe szczęście dobrze pulsowało - więcej niż w Warszawie grałem ze stopą Beaty, chyba na tym to trochę polega ta "sekcja rytmiczna", nie? Bo ja tam nie wiem ;) Luna wyszła dobrze, choć nie aż tak jak w Warszawie... I potem przyszło najlepsze czyli Na niebie ciągły ruch... Tutaj też wyuczyłem się tych trudnych, bo idących w poprzek intuicyjnemu walkingowi, partii basu w refrenie i tym razem udało mi się to zagrać... Numer wyszedł wspaniale, bo dobrze słyszałem swój wokal i chyba super żeśmy to zaśpiewali (Budzy w świetnej formie, łaską Bożą ciągle w pełni władz wokalnych w wieku 55 lat)... BEST SONG

Potem niestety przyszło Radio Rivendell, w którym czułem że gitara wyraźnie nie stroi na tym czwartym progu... Nie wiem na ile było to winą zmian temperatury, czy mojego odczucia, bo nie od dziś wiadomo, że na scenie słyszy się różne przydźwięki i kanty i rough edges Cóż, wymienię w końcu struny i może to coś da... Bardzo to mnie w każdym razie zdeprymowało i i Radio, i Anielę zagrałem z bułą na ryju. Dobrze, że Janek dograł fajne harmonie w tym Radju. Ten to w ogóle ma niewymownie pewny dźwięk i żelazną psychę, czym mi szalenie imponuje, bo ja jestem na drugim krańcu spektrum: krnąbrny, humorzasty, piórkowaty i bez granic uczuciowy w tym graniu... No ale pacz, od dzieciaka na różnych scenach, ograny w orkiestrach wojskowych i filharmoniach...

...I te dwa światy niespodziewanie dla nas zbiegły się w numerze Tren, gdy w mojej partii aaaa, Janek dał mi waltorniową harmonię. Nie wiem czy to dzięki niemu, czy raczej dzięki Kisze, ta harmonia wyszła świetnie. To chyba jednak zasługa Kichy, bo po raz pierwszy w miarę czysto zacząłem, a potem już zupełnie czysto pociągnąłem partię Jutrzenki w Wiośnie na wygnaniu - Tom a wyraźnym zadowoleniem powtarzał nasz dwugłos. Znowu super się to śpiewało, a w zwrotkach oczywiście grałem na jajeczku :)

Na koniec Umieraj, poprzedzone długą opowieścią. Opowieści Toma znowu się wydłużyły, owszem stałe motywy ale poszerzone, starość się Panu Bogu udała - wszystko się Panu Bogu udało... Było też bardzo dużo nowych elementów. Tak jak w Warszawie, akcenty przesunęły się z "kosmicznego surrealizmu" w kierunku bardziej duchowym, ale na pewno nie "kościelnym" - bardzo mnie to cieszy, a passus o grzeszniku, któremu każe się wypierdalać z kościoła, osobiście poruszył. W samej piosence słodko zdarłem sobie głos w nie mamy żadnych szans! a na koniec Beata poszła na całość i żeby cokolwiek usłyszeć, musiałem grać - ten ostatni akord E pod death!death!1234567... - na wszystkich trzterech strunach na raz... Super

Na bis Serce i Dęblin - na basie przeciętnie, ale pozwalałem sobie na odważne wyciągi w wyższych partiach głosowych aż się Stasiek obejrzał :) We wstępie do Stacji dowiedzieliśmy się, że ta pani z baru, to była we wszystkich barach w Polsce ta sama pani - jeśli ktoś ma naturę Chrystusa to jaki problem żeby był w tysiącu miejscach jednocześnie :)

Po koncercie wystawa, prawie wszyscy uczestnicy koncertu we wstrząsającej liczbie 30 osób wzięli udział, a my pogadaliśmy z Profesorem o sprawach singli ;) i trochę z Korzeniem. Aha - nie wiedzą, że ze mną się nie zakłada? Naiwniacy próbowali mi wmówić, że Castle Party było później niż Wyprawa w Karkonosze, no jasne... Bez sprawdzania pamiętam, że pierwsze było na początku sierpnia 2004, a drugie około 15 sierpnia 2004... Panoowie, panoowie...

W busie atmosfera zwycięstwa, opowiadania o wojażach wakacyjnych, Grecja, Egipt, nie moje tereny, ale Tom ujął mnie mówiąc, że by chętnie posłuchał nowego Soundrops. W ogóle bardzo drodzy mi się jakoś wszyscy drodzy wydali, zwłaszcza Wilczy Pająk po lewo, choć paradoksalnie dużo nałykałem się jakiejś męskiej siły. Oczywiście dopiero w drodze powrotnej oświeciło mnie, ze nie ma żadnego znaczenia kto jak zagrał i nawet że nie ma nowości w set-liście, bo te koncerty to jakby teraz bardziej rodzaj pewnego spotkania z innym światem. Ten klub Korzenia bardzo pasował do tego klucza, gram Lunę a tuż za oknem jedzie tramwaj 105 Na, jakiego już w Poznaniu nie uświadczysz, albo autobus...

Do domu wróciłem po pierwszej. To był dobry dzień. Wczoraj nie byłem zerem.

_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
Ostatnio zmieniony przez Lodge 2017-10-30, 13:43, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Crazy


Dołączył: 14 Lut 2011
Posty: 2075
Wysłany: 2017-10-30, 13:43   

Dzięki za opowieść. Jak to dobrze słyszeć wszystko! Na niebie ciągły ruch!
 
 
Stój, Halina!
Wall-R'Us


Dołączył: 08 Cze 2011
Posty: 704
Skąd: Ashbury-Haight
Wysłany: 2017-10-30, 18:36   

Bardzo piękna opowieść. Dzięki!
_________________
When in doubt, relax, turn off your mind, float downstream.

GREETZ FOR THE CROAK'ERS!

 
 
Witt
arcy


Dołączył: 20 Sty 2011
Posty: 1801
Skąd: śąę
Wysłany: 2017-10-31, 08:38   

Lodge napisał/a:
w drodze powrotnej oświeciło mnie, ze nie ma żadnego znaczenia kto jak zagrał i nawet że nie ma nowości w set-liście, bo te koncerty to jakby teraz bardziej rodzaj pewnego spotkania z innym światem


O, bardzo trafnie napisane - zgadzam się!


Lodge napisał/a:
pociągnąłem partię Jutrzenki w Wiośnie na wygnaniu


Wokaliza na dźwięku "a" pod koniec? Ładnie nazwana! Ale czy mógłbym poznać uzasadnienie? :)
_________________
Słowianie na mchu jadali
 
 
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2017-10-31, 09:36   

"To płyta o duchowej ciemności i może się wydawać, że ta ciemność nie daje żadnej nadziei. Ale daje! Jest taki moment przełamania w utworze „Wiosna na wygnaniu”, gdzie sięga się już dna. Na końcu Gero zaczyna nucić przy słowach „Ciche braterstwo, wędrówka dusz”, a to śpiewanie przechodzi w solówkę Licy i nagle się robi bardzo jasno.

„Luna” to koncept album. Ja porównuję ją do podróży nocnym pociągiem, gdzieś, nie wiadomo gdzie… Niektórzy mówią, że moja podróż jest podobna do tej z „Jądra ciemności” J. Conrada. To porównanie mi się bardzo podoba. Bo „Luna” jest jakby podróżą do własnego „jądra ciemności”. W mojej wyobraźni to podróż pociągiem, którym jedzie się w nocy, zatrzymuje się na stacjach, czyli etapach życia. I generalnie opisany jest ból i cierpienie, ale w utworze „Wiosna na wygnaniu” wreszcie nastaje świt. Noc nie jest bez końca, ma swój kres. Istnieje zmartwychwstanie, jest świt. Głos Gero to jest jutrzenka."


http://www.wydawnictwopag...sci-do-swiatla/
_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
 
 
Witt
arcy


Dołączył: 20 Sty 2011
Posty: 1801
Skąd: śąę
Wysłany: 2017-10-31, 10:02   

Tak jest. Dzięki! :D
_________________
Słowianie na mchu jadali
 
 
Crazy


Dołączył: 14 Lut 2011
Posty: 2075
Wysłany: 2017-10-31, 12:14   

Piękny ten wywiad. Nigdy nie czytałem wcześniej. Ale stanęły mi jak żywe moje wczesne doświadczenia lunarne i wiedziałem, że coś podobnego kiedyś pisałem...

Cytat:
obraz w opowieści pt. Tren jest zgoła nieoczekiwany. Nie ogrzewa i nie pociesza, lecz budzi moją grozę. Jest porażający, bo ukazuje człowieka niewątpliwie silnego charakteru i charyzmy, który wobec potęgi, z którą staje twarzą w twarz nie może uczynić nic. A jednak - to obezwładnienie, choć straszne i aż fizycznie bolesne, jest jednocześnie nieprawdopodobnie piękne i nie oddałbym go za nic na świecie... jak miłość... jak ta wokaliza po refrenie, która wyraża zachwyt i doskonałość dla zwykłych słów już chyba niemożliwą do ujęcia.

Po TAKIM spotkaniu człowiek może zrobić wszystko. Nawet śmierć nie jest straszna, bo miłość ją wielokrotnie zwycięża. Nawet jeżeli jestem już zmęczony, nawet jeżeli nie mam żadnych szans, to skoro idzie ze mną taki mocarz, jak ten z piosenki Tren, to któż może mi stanąć na przeszkodzie? Mogę podnieść swoją głowę i zrobić krok w przepaść, iść po wzburzonym morzu, umierać i wiem, że mi się uda!

Kiedyś i ja spotkałem swojego mocarza i wierzyłem, że wszystko się musi udać, i rzeczywiście się udawało. Ale z tego szczytu spadłem gdzieś daleko, w miejsce ponure i pełne jeszcze większego zmęczenia niż kiedykolwiek... na wygnanie. Bo myślałem już, że to będzie zawsze, że zawsze będę umiał ze śpiewem w duszy szarżować i nie bać się niczego, a okazało się, że nie zawsze. Że nie tak od razu. Że chociaż człowiek wierzy w zmartwychwstanie, to Wielka Sobota trwa czasem, napisał Gero, bardzo długo. I wtedy nagle nie chce się przenosić gór, nawet się nie wie, z której strony się za to zabrać. Wtedy czasem człowiek prosi już tylko o jeden mały promyk światła, o wspomnienie choć raz tego, jak było, kiedy się mogło wszystko. A i to nie zawsze przychodzi.
Utwór Wiosna na wygnaniu pokazuje najgłębszą noc i najstraszniejszą samotność, jakiej dane mi było doświadczyć. Czy poza tym mrokiem coś w ogóle jest? A jeżeli nawet jest, to co mi po tym, skoro obijam się w ciemnościach o swoje własne nogi. Dziwaczne czarne dekoracje. Co za ironia losu. Ciche braterstwo w tonacji moll...........................



... a co to takiego? Gdzie ten grobowy kontrabas? Gdzie ciche i bolesne "uu", które ginie w smutku? Przecież tam jest COŚ INNEGO!! Tam jest światło!!! Tam, po ostatnim refrenie, wraz z kolejną harmonią Gera, dzieje się najprawdziwszy CUD.


Jutrzenka :)
 
 
cerkaria


Dołączył: 03 Lut 2011
Posty: 267
Wysłany: 2017-11-02, 10:02   

Lodge napisał/a:
waltornistą Jankiem, który okazał się super bezpretensjonalnym gościem, nieco przypominającym ze sposobu bycia Bartka Z.

W sensie pozytywnym czy negatywnym, hę?
Dobrze, że Ci się udało zagrać ten koncert :)
 
 
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2017-11-02, 11:41   

jasne że pozytywnym
_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group