Strona korzysta z plików cookie zgodnie z info.

REMEMBER - jest opcja zmiany ustawien przegladarki :D

The Valley of Oblivion Strona Główna The Valley of Oblivion
The Soundrops official forum

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Soundrops Top 60
Autor Wiadomość
Crazy


Dołączył: 14 Lut 2011
Posty: 2075
Wysłany: 2016-08-04, 23:48   

Póki co, to same świetne numery, które u mnie były, byłyby lub mogłoby być w top tenie!
 
 
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2016-08-05, 10:40   

soundrops 4/60 - The Road Without Crossing
muzyka i słowa (Ad/Ger): 1992/1993/1994

Tak naprawdę nie jest to numer Soundrops, nagrałem go przedwczoraj z myślą o niniejszym cyklu, łamiąc twarde postanowienie, że nie zabieram się za piosenki Adama, żeby ich nie zepsuć. Ten numer jest jednak o tyle szczególny, że stosunkowo dużo w nim mojego udziału - następne utwory podpisane przez mitycznych Ad/Ger polegały na tym, że on pisał muzykę, a ja teksty, i wszystkim było z tym dobrze.

Od początku chciałem żeby w The Round Triangle było tak jak w tych wszystkich zespołach z biografii wydawnictwa Rock Serwis, nie mogłem się doczekać "kłótni na tle artystycznym" (nie bój, nie bój, wydarzyło się ich całkiem sporo), no i goniłem wszystkich do pisania piosenek. Adam w końcu pod sam koniec pierwszej klasy zaprezentował nam wstępną zwrotkę i refren, oba nawet z tekstem, ale potem, jak mi napisał: "łatwa sytuacja nie skłania do twórczych działań" (Kazik zdaje się też coś o tym wspominał na Żywo) i zgodził się, żebym napisał łącznik. Udało mi się to zrobić w styczniu 1993, na fali radości po dość trudnej rozmowie przez telefon, kiedy to istnienie zespołu wisiało na włosku, ale się jakoś dogadaliśmy.

Tak sklecona kompozycja oczywiście mało przypominała cokolwiek innego w naszym rosnącym repertuarze, także pod względem harmonicznym - i to nie tylko ze względu na Adama (swoją drogą ciekawa ta sekunda - jak to mówi Charles: ton-półton - w refrenie, choć melodycznie rozwiązana zupełnie inaczej niż w Armii), w tym moim łączniku też jest jakoś dużo akordów mollowych, których zazwyczaj unikam. A jednak jakoś się to kleiło, oczywiście lepiej niż w tym moim nagraniu, bo całość była pomyślana na dialogu pomiędzy nim i mną.

I tutaj było już zupełnie nie jak zawsze. Po pierwsze tak to wypadło, że niby ja pocieszam Adama, po jakimś rozczarowaniu sercowym, istna komedia! Z drugiej jednak strony właściwie nic w tym śmiesznego, bo tak postawione pocieszenie jest całkiem sensowne, mimo że ubrane w trochę toporne słowa. Ale po raz kolejny utwór broni się czystością intencji. Ciekawe, że do pierwszego łącznika przedostał się "Bóg" - miały minąć trzy długie lata, kiedy miałem zacząć pisać jednoznacznie "chrześcijańskie" piosenki (piszę w cudzysłowie, bo najczęściej nie wychodziło mi to za dobrze), a w tamtym czasie w tamtych kwestiach może nie byłem już dziecinny, ale wciąż jak najbardziej dziecięcy. Może dlatego te niewprawne frazy jednak się bronią. Niesamowite, że w drugiej klasie liceum w ogóle nie mieliśmy jeszcze w palcach ani krztyny songwriterskiego "fachu", a tu nam wyszedł taki klarowny i spójny w swojej klejonej formie SONG. Super!

W trzeciej klasie Ad dopisał jeszcze do tego dość monumentalną codę, a ja ze swojej strony zaproponowałem włożenie tam rozłożystych wokaliz w harmonii a la końcówka (krowacówka?) Saucerful of Secrets (bardziej w wersji z "Ummagummy"). Tak wyglancowaną piosenkę zaprezentowaliśmy po raz pierwszy na wspominanym już "Koncercie o 17" i mam wrażenie, że ten numer został wtedy najlepiej przyjęty. na pewno było tak na trochę mniej słynnawym koncercie w podziemiach MM w październiku 1996, a potem też na auli MM w maju 1997.

Tam w podziemiach grała jeszcze z nami Magda na wiolonczeli i poważyłem się na napisanie jej partii w nutach (do tej "mojej" części). Jakoś się udało, kompletny laik wymyślił nawet dorzeczną sekstę po słowach "for us", choć zorkiestrowanie kilku głupich taktów zabrało mi ze dwie godziny, bo najpierw sprawdzałem jaki to dźwięk na gitarze, potem gdzie to jest na pięciolinii, a potem jak to wygląda w kluczu basowym. Najgorzej szło mi z liczeniem długości nut i pauz, no i oczywiście na koncercie się to zemściło. Wymyśliłem sobie, że pod słowami "so I look at the light!" Magda zagra ZAMASZCZYSTY opad na całych tonach, najlepiej z rozwianym włosem, rozbieganymi oczami i wirującym smytrzkiem, niestety coś pomyliłem z pauzami, na próbie nie zauważyłem i dopiero na samym występie aż przeszyło mnie to, że ten opad nastąpił gdzieś w przedtakcie, zupełnie w poprzek ogólnej rytmiki... i zabrzmiał świetnie, awangardowo! Ha!

Bardzo tęsknię za piosenkami Adama. Ta to jeszcze w sumie taki elegancki pop, ale potem przydarzyły mu się i przydatętnice prawdziwie niesamowite utwory takie jak Don't Believe I Love, Under the Sunlight, Murmur of Blood i absolutnie dla mnie niepojęte It Is Starting. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś je nagramy. John Lennon, który miejmy nadzieję już je usłyszał w Niebie, podobno kręci głową w zakłopotaniu - jak to się stało, że nie weszły na Abbey Road... :)

The Road Without Crossing
_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
 
 
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2016-08-06, 07:54   

soundrops 5/60 - Song for Friend/Song for the Her
muzyka: 1993; tekst: 1993/96; album: "Half"; video" 2014

Piosenka przemian i naciągnięć- napisana w momencie nałożenia się dwóch historii, stylistycznie należała do obu z nich - pierwsze takty są harmonicznie banalne, choć ładne i zawadzające o Beatlesów, ale potem nagle zmienia się to w coś, co będzie pierwszym wyróżnikiem jakiegoś własnego stylu: progresje oparte na teoretycznie nieprzystających do siebie akordach i coś co Adam zawsze piętnował jako sztuczne naciąganie melodii do podkładu. Dla mnie to miało sens.

Podobnie jest z tekstem. Z jednej strony pełno tu odrażających sentymentaliów ("like waves down on the sea - you and I"), zresztą sam tytuł ponadczasowo denny... ale z drugiej - nadspodziewanie zręcznych linijek ("just like all the windy evening hours I cry" - mimo że kompletnie zmyślone, jakoś brzmi prawdziwie i ładnie). Największym przełomem było tutaj jednak zakończenie: "...for you and I - another rhyme", dzięki któremu zaczęło to wyglądać jakby maly czlowieczek zaczoł panować nad tym co mu wylatuje spod palcy, a nie tylko powielać przebrzmiałe patenty z lat 60-tych. Mimo wszystkich swoich niedoskonałości, piosenka miała swoją rangę i dobrze przepowiedziała całą pełnię wiosny 1993.

Mimo wszystko zawsze uważałem tę piosenkę za jedną z bardziej przystępnych i kiedyś sprytnie wepchnąłem ją przy jakimś graniu między inne fluidy i floydy. "To twoja piosenka?" - zapytał ktoś. "Taak" - odparłem nonszalancko z wielka dumą na ryju. "Od razu widać, taka jakaś dziwna...". Uu

Z powodu wszystkich naleciałości prywatnej mitologii wymogłem żebyśmy zaśpiewali to w "Debiutach Radia Obywatelskiego". No i nieuchronnie, przyszły anglista, który miał niewiadomojakie mnie-i Ciebie - manie o swoich umiejętnościach zaśpiewał na cało Polske: "my b[3:]d is growing in the sun..." Mimo że po angielsku niekoniecznie to znaczy, miałoby to swoją - nomenomen - antywymowę, ale na szczęście nikt nie słuchał babcia głuchał.

Na pierwszym roku studiów, gdy akurat przerabialiśmy poetów metafizycznych, zabrałem się do poprawienia tego tekstu i w drugiej zwrotce postawiłem sobie zadanie pokazania, że 1 + 1 to więcej niż dopuszczający (wcześniej znany jako niedostateczny). Wyszła z tego chyba moja najlepsza linijka ever: "two zeroes in an eight - you and I", mimo że wtedy jeszcze nie znałem Budzego i nie wiedziałem o TYM znaczeniu ósemki.

Mimo że teraz piosenka brzmiała profesjonalnie, zatraciła swój licealny szwungst. Masz ci (was ist) los. Prezentuję zatem obie wersje tekstowe:

Song for Friend

Song for the Her
_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
 
 
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2016-08-07, 09:08   

soundrops 6/60 - It Can Happen Again
muzyka i słowa: 1993; album; "Good Afternoon"; video: 2014

Nowa obiecująca historia szybko roztrzaskała się o lipcową glebę. Nie mogłem się w tym za bardzo odnaleźć i próbowałem u moich ydoli odnaleźć piosenkę, która jasno powie mi, że TO może powrócić. O dziwo, nie znalazłem, więc sam sobie taką napisałem. Spryciarz!

Tak naprawdę, bardziej się postarując, pewnie bym i znalazł. "More Fool Me" Genesis jest jak najbardziej o tym, choć trochę na cynicznie, no i "Not a Second Time" Beatlesów, choć trochę do góry nogami. Najlepiej tę nadzieję poprowadzili Searchers w piosence "Someday We're Gonna Love Again", ale wtedy jej nie znałem - i dobrze, bo bym nie napisał swojej i świat straciłby niemożebną szansę wniknięcia w duszę młodego gitarzysty Triangelsów, który tak pięknie śpiewa, panie Zakamarku, o swych nadziejach na "giving and receiving as well as having and sharing"...

Przez długie lata miałem sobie za złe, że w ten sposób tę sytuację "rozwiązałem", gdy można było przecież to w sobie rozwalić i wyjść z pola bitwy z obrażoną mordą i wyniosłym, wygranym spojrzeniem. Dzisiaj widzę, że to nie był błąd. Ten numer pokazuje, że w jakiś cudowny sposób potrafiłem ten dość ciężki czas przemielić na coś dobrego i dającego NADZIEJĘ, której szerzenie - być może w tamtym czasie - okazało się być moim największym zadaniem jako "songwritera". I za to, mimo że piosenka nie jest jakąś wielce olśniewającą kompozycją, musiała się znaleźć w niniejszym Topie. Keep the hope! Widziałem już większe cuda niż, że John i Yoko wrócili do siebie po 15 miesiącach ;)

(w teledysku kilka kultowych miejsc z tam, tej, historii - bardzo za nią dziękuję, proszę Pani!, to była dobra love)

It Can Happen Again

(oraz też rzeczone Someday We're Gonna Love Again, w wesji Soundrops)
_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
 
 
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2016-08-08, 08:18   

soundrops 7/60 - A Nettle
tekst: grudzień 1993; muzyka: styczeń 1994; album: "Good Afternoon"; video: sierpień 2016 :)

W trzeciej klasie pisałem już bardzo dużo piosenek, dobrych i śmieciowych, więc miałem rozgrzaną rękę i ten numer wyskoczył z niej bez większego wysiłku. Na początku nawet wydawało mi się, że to w sumie takie nic, ale w epoce Ad i Mar go dość chwalili. Być może broni się swoją niedopowiedzianą poetyką, zwykle nie trzymałem tak długo melodii na jednym akordzie.

Co na pewno popchnęło things do przodu, to coda z gitarą slide. Rodzice opiekowali się wtedy przez chwilę wielkim mieszkaniem znajomych z ulicy Za Bramką i na drzwiach od kuchni wisiał do niego wielki klucz. Jednego dnia byłem chory i z nudów sięgnąłem poń-nic-poń i zacząłem nim jeździć po strunach. Beginner's luck, klucz i moja pierwsza słabawa gitara nadzwyczaj świetnie ze sobą zagrały i ten motyw piłowałem chyba przez godzinę. Oczywiście w nagraniu cyfrowym nie wyszło to tak olśniewająco jak w 1994 - udała się za to dość dobrze trzecia zwrotka ("is it winter..." - mellotron z sampli brzmi jak prawdziwa dostojna orkiestra tu).

Niezły jest też tekst, który zadaje kłam wszystkim tym, którzy próbowali mi wmówić zaślepiony upór. Pierwsze linijki niespodziewanie dla mnie poddawały w wątpliwość prawdziwość tej nadzwyczaj wielkiej historii, a następne podejmowały kwestię antystwarzania w głowie wykrzywionych obrazów ukochanej osoby - tytuł jest złowrogą parodią najważniejszego wtedy imienia na świecie - i nasz ("niepotrzebny tu") narrator zdecydowanie się od tych pokrzyw odcina. Nawet dojrzałe, jak na siedemnastolatka z przerośniętym sercem.

A Nettle
_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
 
 
otoKarbalcy


Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 2270
Skąd: ynawia
Wysłany: 2016-08-08, 10:34   

Bardzo lubię A Nettle, he, he.
Ale naprawdę, bardzo lubię :)
_________________
Znitrz olimpijski nas prwAdzi
 
 
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2016-08-08, 12:38   

(komentarz samej onej: Pokrzywu-Poprostu -Beau)
_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
 
 
otoKarbalcy


Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 2270
Skąd: ynawia
Wysłany: 2016-08-08, 14:37   

łał :)
_________________
Znitrz olimpijski nas prwAdzi
 
 
Crazy


Dołączył: 14 Lut 2011
Posty: 2075
Wysłany: 2016-08-08, 15:37   

Zaczęły się szybciej piosenki pojawiać niż nadążam je czytać, ale w kaźdym razie trend się odwrócił - pierwsze trzy numery to były takie moje tophity, a z tych następnych czterech tak naprawdę znam tylko Song for Friend/ Her i choć jak najbardziej lubię, to pewnie mniej od tamtych.

Bardzo jednak interesujące wpisy. Szczególnie ten o piosence Adama. Generalnie mógłbym cytować tu zdanie po zdaniu z komentarzem, że fascynujące acz niewiele rozumiem ;) Na przykład historia z wiolonczelistką i pisaniem na pięciolinii...
Są też inne kwiatki, np.

Lodge napisał/a:
Od początku chciałem żeby w The Round Triangle było tak jak w tych wszystkich zespołach z biografii wydawnictwa Rock Serwis, nie mogłem się doczekać "kłótni na tle artystycznym"


Przecież to sto procent gera w gerze :D

p.s.
Cytat:
"łatwa sytuacja nie skłania do twórczych działań" (Kazik zdaje się też coś o tym wspominał na Żywo)

artysta syty nie ma nic do powiedzenia - chce picia i jedzenia, nie chce nic zmieniać
tylko wiarygodny jest artysta głodny...
 
 
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2016-08-09, 10:04   

soundrops 8/60 - The Larch
słowa i muzyka: wiosna 1994; EP: "The Larch"; video: sprzed tygodnia

Po opublico-bonowaniu kultowej (głównie przeze mnie) dwukasety pt. "Calling the Past", sytuacja się nie zmieniała i coraz trudniej było mi wymyślić cokolwiek wnosząc-ego do tego samego tematu. Z pomocą przyszedł Monty Python, którym się całą trójką od razu zachwyciliśmy, mimo że trochę wybił nas z przeświadczenia o nowatorskości Suchara. Nowa piosenka wykorzystała uporczywy motyw z trzeciego odcinka, ale była absolutnie na poważnie. I po raz pierwszy od Calm Narrow Street, oparta na wyraźnym pomyśle - a nie jak zwykle na bezładnym wylaniu na kartkę utrzuć.

Oto zatem modrzew, który wbrew wszystkim naokoło, i samej Madce Naturze nawet, zawziął się i nie chce zrzucić igieł na zimę, w oczekiwaniu na swoją Panią Sosnę (to był dość słabawy puntkt konceptu, a początkowo było jeszcze żenujęcej: "Lady Lime", którą wziąłem z pierwszej linijki Astronomy Domine, ale potem na szczęście zastompiłem, dając splasza w mordę znamienitemu powiedzeniu, że lipa z sosną...)

Kto by tam jednak w trzeciej klasie patrzył na tekst. Piosenkę niósł dość żwawy refren, trochę podparty refrenem "Eyes of a Child" Moody Blues. Zapewnił Triangelsom coś o znamionach przeboju, choć lokalny rezonans magnetytrzny zapewniały nam bardziej nasze parodie i przeróbki szeździesiony na trzy głosy, nie zapominając o ładnych buźkach kolegów. Na szczęście zwrotka była o wiele bardziej zawiła, a moim ulubionym momentem - obok ostatniej nuty na trzy głosy - był zawsze następujący po pierwszym refrenie przewrót intra w moich ulubionych "mistycznych" pozycjach na gryfie.

Adam i Paweł od razu poznali się na The Larch. Po pierwszym, rytualnym odegraniu nowej piosenki na jakiejś przerwie w Marii Magdalenie, Adam orzek (as opposed to Adam Orzech, choć Anglicy wymówili by to podobnie): "fajne, dobrze oddaje twój styl". (O mamo, miałem już styl...) Pod koniec trzeciej klasy mieliśmy zagrać krótki secik w Eskulapie, na jakimś przeglądzie młodych talentów, i mimo że czasu na próbie w sobotę było niewiele, koledzy chętnie dali się poprowadzić w zaaranżowaniu Larcza na tę okazję (pomysł na aranżację wpadł mi do głowy w tramwaju na próbę). Wypadło dość dobrze chyba. Pamiętam jak zapowiedziałem: "a teraz piosenka The Larch, czyli The Modrzew [uu żenujący żarcik licealisty]" i słyszę za plecami szeptany krzyk gostka od oprawy scenicznej: "zielony, dajcie zielony!" Parę dni później był "Koncert o 17" i ten numer zabrzmiał już tam jak niejaki standard. Bardzo ładnie zabrzmiało to także z wiolonczelą w podstawie - zawsze spieraliśmy się z Adamem o niuanse rytmiczne - jak dla mnie (dodajmy: jak dla mnie tuka), zbytnio wszystko się huśtało przez to jego jazzujące mieszanie, a Magda z powrotem przygwoździła Modrzewia do ziemi where it rightly belonged i tam szczezł.

(Chodzi mi, że utwór nam się potem przejad.)

(Chodzi mi, że utwór nam się potem peyotl.)

(tak cie to bawi, miśku, a kiedy zrobisz prawo jazdy?)

The Larch
_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
 
 
otoKarbalcy


Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 2270
Skąd: ynawia
Wysłany: 2016-08-09, 11:08   

Lodge napisał/a:
krótki secik w Eskulapie, na jakimś przeglądzie młodych talentów,

To ta okazejszyn, na której nas artystów umieścili w jednej szatni z przebierającymi się modelkami na pokaz mody? Z czego nie zrodziły się jednak, oł, czemu, żadne historie do opisywania w książkach wydawnictwa In Rock? Co na boso wystąpiłem, bo wcześniej se kupiłem kowbojki, ale się jednak wstydziłem w nich wystompić? Co z Adem potem mieliśmy jechać po Hammonda (nie z Top Gear), ale Ad wolał syntezator Roland i nie pojechaliśmy? To to??
_________________
Znitrz olimpijski nas prwAdzi
 
 
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2016-08-09, 11:24   

to TO!

czemu ja był wtedy tak zakochany, że nawet na te modelki nie spojrzał? :-/

uściślając jednak - kwestia z Hammondem zdaje się powstała przed "Koncertem o 17", pojechaliście po Rolanda, a zaproponowano wam Hammonda, Adam nie chciał, a Ty kręciłeś głową - teraz rozumiem dlaczego, chociaż też - Barbara z Hammondem? :)
_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
 
 
otoKarbalcy


Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 2270
Skąd: ynawia
Wysłany: 2016-08-09, 11:58   

Nie, nie, to było chyba inaczej. Ad miał jakiś telefoniczny cynk, że może mieć Hammonda, ale jak się okazało, że może mieć Rolanda z Music Center na Kwiatowej, to olał Hammonda. Tak chyba było.
A te modelki, to w ogóle... Normalnie ze 20-30 ładnych, a nawet superładnych dziewczyn, miejscami w bieliźnie, a miejscami i bez i na to Triangelsi. Lata 90 to była jednak moc! :D
A że nie spojrzałeś na te panny, to chyba dlatego, że coś załatwiałeś z organizatorami, albo też z the Rodzicami, którzy przyszli nas posłuchać. Bo wydaje mi się, że w szatni z nimi byliśmy tylko Ad, ja i iIndianin (możliwe, że on też tam był? Tak mi się wydaje, bo mam w pamięci jego zachwyty, że tyle pięknych dziewczyn na raz w jednej szatni i my z nimi :mrgreen: )
_________________
Znitrz olimpijski nas prwAdzi
 
 
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2016-08-09, 12:44   

to chyba dlatego, że coś załatwiałeś z organizatorami

ten fragment brzmi mi bardzo nieprawdziwie :lol: ale reszta się zgadza - Indianin był tam dlatego, że równolegle z przeglądem muzycznym, był też przegląd plastyczny - Adam i Ndianin wystawiali tam swoje prace

z tego dnia pamiętam jeszcze jedną fajną rzecz - już po koncercie podszedł do nas gostek z Radia jakiegoś i poprosił o kilka słów - Adam gdzieś zniknoł właśnie w sprawach plastycznych, więc ja powiedział co wiedział, potem Adam wrócił i ten gostek znowu podeszed czy moglibyśmy powtórzyć, bo coś mu sie źle nagrao - zaproponował, żebyśmy my z Tobą zagrali na gitarach podkładzik jakiś a Ad będzie mówił. Nie było mi to do końca w smak ;) ale już orajt... I Adam zaskoczył mnie bo powiedział - oczywiście nie słowo w słowo, ale wręcz nuta w nutę - to co ja. To był ostatni outburst of unity w Triangelsach, bo zbliżało się Zajście :lol: :lol: :lol: Gostek z Radia powiedział, że dzięki, super wyszły te gitarki

okazało się, że to poszło w radiu, bo niespodziewanie moja Ciocia Danka mnie potem zagadnęła, że słyszała i że bardzo fajnie

no i fakt, Rodzice też byli - Ojo chwalił Twoje wykonanie Imagine ("nie wiedziałem, że Paweł ma taki ładny głos!"),a Matka powiedziała, że gdy powiedziałem: "a teraz The Larch czyli The Modrzew, dla tych co nie umieją po angielsku...", to jakiś gość się obraził i ostentacyjnie wyszedł - nie dziwię mu się :oops:
_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
 
 
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2016-08-10, 10:07   

soundrops 9/60 - The First Day of Spring
muzyka i słowa: 1994; album: "Good Afternoon"

To jest mój ulubiony numer z liceum. Główna zagrywka powstała rzeczywiście wiosną, pod koniec trzeciej klasy, ale cała część śpiewana o dziwo została wyszlifowana późną jesienią, kiedy za bardzo nie było odd-dechu - zwrotka napisała się po pierwszej stawce w wojsku, a reszta jakoś w bólach, gdy wszyscy straszyli maturą (NIE DZIĘKUJ!!!), a ja zapętliłem się w kozim rogu (rogu ul. Koziej?) i nie miałem też pomysłu gdzie dalej iść w stylistyce (to się miało okazać dopiero za kilka miesięcy - jak na tamte czasy to wieczność), bo raczej skończyły mi się pomysły na dziwne akordy i dziwne melodie. Ten numer był jednak w tym wszystkim niemałym pocieszeniem, przynosił dużo przestrzeni i nawet sobie wmawiałem, że te 16 miesięcy czy ile było po to, żeby on powstał (głupota, ale nawet dziś miło brzmi).

Tekst jest odpowiednio pojemny, choć niezbyt wyszukany i dość nieźle odzwierciedla manowce duchowe, o które wtedy zahaczyłem. Z jednej strony twardo chodziłem do kościoła, także w tygodniu, z drugiej - dzięki koledze z klasy i trochę też pseudomistycznym prądom rocka progresywnego - dość solidnie zahaczyłem o dość płytko (na szczęście) pojętą ezoterykę, nie mówiąc już o tym, że byłem w klatce "złych" i "dobrych" dni, no i wszelkiego rodzaju omenów typu: "o, czerwony liść - to się uda!" Tekst First Day of Spring stoi o krok od panteizmu, uporczywie powtarzane falsetove "love - love" za pierwszym razem miało oznaczać "uczucie w sercu", za drugim - "ukochaną osobę", a w ostatniej zwrotce (wtedy pisane z Dużej Lytery) - jakąś nieokreślone, wiszące w powietrzu Niewiadomoco, o hippiesowskiej proweniencji. Podkreślam, że nie chodzi mi tu o ośmieszanie poszukiwań duchowych, tylko że u mnie przypominało to bardziej chodzenie po lizaka do wróżki.

I znowu problem jak to zapisać w formacie elektronicznym. Bo w kasety magnetofonowe to wszystko (tzn. jedna gitara i jeden głos) pięknie wsiąkało, a lekkie fałsze i niestroje tylko dodawały jakiegoś DALEKIEGO (kluczowe słowo dla połowy moich piosenek) kolorytu, temu misiu - zwłaszcza jak się stanęło dalej od mikrofonu (look at nasz nieprawomocny George Martin!). Tymczasem cyfra jakoś twardo i stanowczo i nieprzyjemnie odbijała te dźwięki. Niniejsza wersja jest chyba szóstą z kolei i w miarę uratował ją nawet nie mellotron, ale łopatologiczny pomysł z wgraniem śpiewających ptaków, które szczęśliwie umościły się we wszystkich nierównościach brzmieniowych.

The First Day of Spring
_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group