Strona korzysta z plików cookie zgodnie z info.

REMEMBER - jest opcja zmiany ustawien przegladarki :D

The Valley of Oblivion Strona Główna The Valley of Oblivion
The Soundrops official forum

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
The Round Triangle
Autor Wiadomość
otoKarbalcy


Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 2270
Skąd: ynawia
Wysłany: 2015-05-18, 08:46   

Dziadki ciągle w formie, he, he
_________________
Znitrz olimpijski nas prwAdzi
 
 
geming
złe nagłośnienie


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 273
Skąd: spod puszki
Wysłany: 2015-05-18, 18:10   

PŁYTĘ NAGRYWAĆ KURWA! :D
_________________
Zapraszam:

http://wmigthegig.com/
 
 
Magdalena Maria 
brutal


Dołączyła: 19 Sty 2011
Posty: 397
Skąd: upa
Wysłany: 2015-05-18, 18:16   

Lodge napisał/a:

a to wcale nie jest jego/nasz najlepszy numer!

oh yeah!



ja najbardziej lubię the bell czy jakoś tak... ale moment super!! ja chcę spiewać to na koncercie następnym jak Ad pozwoly ;) w ogóle te Adamowe utwory są jakieś takie... dobre :D
_________________
uj
 
 
Crazy


Dołączył: 14 Lut 2011
Posty: 2075
Wysłany: 2015-05-18, 19:40   

Cytat:
Dziadki ciągle w formie, he, he

Laska powiedziałaby: starcy :D

Szkoda, że jeszcze nie słuchałem.
 
 
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2015-05-18, 22:29   

z okazji naszego XX-lecia wyszedł specjalny numer naszej gazetki szkolnej z dawnych lat

poproszono mnie o tekst do niej o naszym zespole - oto i on:

The Round Triangle, mój pierwszy zespół który pamiętam jak pierwszą miłość, założył się w styczniu 1992 „po drodze ze Szkoły”, między Empikiem i Okrąglakiem. Na pierwszej próbie, w bloku Ada na Norwida, odwiedziły nas dwie Koleżanki z Klasy. Ostatni raz oficjalnie zagraliśmy na „Pożegnaniu Francuzów”, oczywiście „na Auli”, mimo że w tym samym miesiącu broniłem magisterki. Pomiędzy tym były oczywiście Mariany, tzw. Koncert o 17 i Studniówka. Przez cały czas Maria Magdalena była dla Triangelsów niemal jedynym punktem odniesienia.
W tym mikroświecie byliśmy oczywiście jakimiś tam gwiazdorami, z wszelkimi tego konsekwencjami. Cudownie było być docenianym czy nawet uwielbianym za dnia, ale też koszmarnie było odkryć, że pod wieczór to jednak nie daje szczęścia. A może na odwrót? Ciężko było mi spadać z piedestału w werterowskie otchłanie, ale przynajmniej w „prawdziwym życiu” przestałem szukać blasku reflektorów.
Ciekawe, że w tym całym nawale dzienników, autoodnośników i ledwie skrywanej pozerki, nie połapałem się wtedy, że najważniejszym wydarzeniem w mrocznej historii Triangelsów była pewna próba z jesieni 1992, kiedy to udało nam się zaśpiewać – mocno chybotliwie – pewien utwór zespołu ELO na trzy głosy. To było to! Bawiliśmy się w Beatlesów i zabawa była przednia, ale przy tym powstawały prawdziwe piosenki, które ogrywam do dziś. Coraz lepsze trójgłosy koronowały prawdziwe przyjaźnie, które trwają do dziś. I odnalazłem swoją twórczą ścieżkę między drzewami, która do dziś jest dla mnie pasjonująca. Kiedy zaproszono mnie bym w „prawdziwym studiu” dograł harmonie na wspaniałą płytę „Luna”, było to bardzo łatwe, bo wszystko mogłem oprzeć na „triangelsowych patentach”. Dziękuję Wam, chłopaki ze Skierniewic!
Często wracam pamięcią do liceum i myślę sobie jak to byłoby super przeżyć jeden taki dzień z wtedy, ale z taką wiedzą jaką mam teraz. Liczę, że coś podobnego zdarzy się w Niebie, ale na razie mogę cieszyć się z czegoś odwrotnego i czerpać garściami z naszych młodzieńczych ideałów. Śpiewać, czy to z Pawłem w The Soundrops, czy w innych projektach (no właśnie, na niemłode lata zdarza się coraz więcej „projektów” i coraz mniej „zespołów”), tak jak wtedy: na głosy i z całego serca, może tylko do lepiej nastrojonej gitary. I nie zapominać o Barbarze w klubogospodzie. Mam dla nas dobrą wiadomość: harmonia, suchar, przestrzeń i duch nie zostały zaprze-past-czone. The beat goes on…
_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
 
 
otoKarbalcy


Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 2270
Skąd: ynawia
Wysłany: 2015-05-19, 05:59   

Pewnie to nienajważniejsze w tym tekście, ale bardzo trafna jest ta "zabawa w Beatlesów". Dla mnie to było dokładnie to. Zabawa w granie, nagrywanie, bycie zespołem, manie fanów i fanki, zażywanie sławy i popularności.
Niestety albo może takstety, dla mnie jest tak i dzisiaj, choć na szczęście nie tylko o to mi chodzi ;) Teraz o wiele bardziej zależy mi na odbiorcach, ich przeżyciach, mam też wrażenie, że jestem bardziej wyczulony na piękno muzyki, na jej doświadczanie. Ale nadal, zwłaszcza grając na żywo, jest to dla mnie jak zabawa w zespół. Normalnie, jak bym chwycił plastikowy karabin i poleciał się bawić w wojnę z kolegami :D
_________________
Znitrz olimpijski nas prwAdzi
 
 
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2015-05-20, 15:10   





The Round Triangle - Yes It Is
_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
 
 
Witt
arcy


Dołączył: 20 Sty 2011
Posty: 1801
Skąd: śąę
Wysłany: 2015-05-20, 18:02   

Lodge napisał/a:
tekst do niej o naszym zespole


Super napisane!

Może częściej trzeba Cię prosić? :)
_________________
Słowianie na mchu jadali
 
 
Crazy


Dołączył: 14 Lut 2011
Posty: 2075
Wysłany: 2015-05-20, 21:33   

Bardzo mi się podoba ten tekst i w ogóle wszystko!
 
 
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2015-05-20, 22:30   

wrzesień 1993 - Paf i właśnie powrócona ze Stanów Baronowa:


(fot.) R.Szenrok

PS. a skąd ty miał koszulkę z Chędriksem?
_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
 
 
Stój, Halina!
Wall-R'Us


Dołączył: 08 Cze 2011
Posty: 704
Skąd: Ashbury-Haight
Wysłany: 2015-05-21, 21:36   

Świetny tekst, a pod tym fragmentem:

Lodge napisał/a:
Często wracam pamięcią do liceum i myślę sobie jak to byłoby super przeżyć jeden taki dzień z wtedy, ale z taką wiedzą jaką mam teraz. Liczę, że coś podobnego zdarzy się w Niebie, ale na razie mogę cieszyć się z czegoś odwrotnego i czerpać garściami z naszych młodzieńczych ideałów.


...mógłbym się podpisać.

Brawo!

No i foty super - jest kucze klimat. W sumie podobne nastroje jak z naszego Albumu - warto kiedyś będzie porównać!
_________________
When in doubt, relax, turn off your mind, float downstream.

GREETZ FOR THE CROAK'ERS!

 
 
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2015-05-22, 07:47   

dzięki, Stóju, bardzo czekam na ten album

a to jest to zdjęcie ze Studniówki, którego nigdy wcześniej nie oglądałem, najbardziej rockowy moment w dziejach Triangelsów, na krótko przed kolejną nieprawdopodobną woltą stylistyczną, kiedy to ku zdumieniu Adama dołączyliśmy z Pawłem do zespołu Wiolonczelę i Trąbkę (patrz czarne karty Triangelsów - o Wiolonczelę był, że tak powiem, konkurs)



Paf, skąd miałeś tę koszulkę z Hendrixem dwa zdjęcia temu? :)
_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
 
 
Witt
arcy


Dołączył: 20 Sty 2011
Posty: 1801
Skąd: śąę
Wysłany: 2015-05-22, 08:12   

A to na pewno Hendrix? A nie na przykład Roberta Flack lub Nina Simone? :)
_________________
Słowianie na mchu jadali
 
 
otoKarbalcy


Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 2270
Skąd: ynawia
Wysłany: 2015-05-22, 08:51   

To był prawdziwy, psychodeliczny Hendrix w odcieniach pomarańczowo-czerwono-żółto-brązowych. Wydaje mi się, że kupiłem go w sklepie Małgorzaty Ostrowskiej na Starym Rynku. W tym czasie miałem też fryzurę a la Morrison'68 - takie półafro :shock:
_________________
Znitrz olimpijski nas prwAdzi
 
 
Lodge 
pastoral rocker


Dołączył: 18 Sty 2011
Posty: 2795
Skąd: ęsowany
Wysłany: 2015-05-23, 11:14   

chciałbym jeszcze dodać, że mamy na Fejsie sekretną grupę związaną z naszym XX-leciem - do zeszłej soboty była to platforma techniczna, a teraz ludzie sowicie dzielą się swoimi wspomnieniami

ja popełniłem dwie listy, które chciałbym zaprezentować i tutaj:

Maria Magdalena Random Top 40

Nie wiem czy wiecie, ale mam obsesję list. Zaczęło się – a jakże – w liceum, oczywiście od list ulubionych zespołów i piosenek, a potem już weszło w krew… Bardzo ucieszyłem się, że Szen w swoim artykule zrobił… LISTĘ! Nie mogę pozostać dłużnym, tylko było tak dużo tego dobrego, że u mnie będą aż 4 Top Teny

1F
1) Wrzesień 1991 – w piątek wracamy po wf-ie do Sali 112 żeby się przebrać – nie chce nam się wkładać krzeseł na stoły, ale jednak nie, koledzy, musimy – pierwsza oznaka jedności między chłopakami w klasie
2) Wrzesień 1991 – wycieczka do Barda, niesamowicie ciepły wieczór na Szlaku Kapliczkowym, siadamy na trawie, Adam Lorenc kreśli w powietrzu tajemnicze koła latarką z jarzeniowym wkładem, a ja już wiem co jest co i kto jest kto a zieleń nie mieści mi się w płucach
3) Październik 1991 – w drodze na wf na Odzieżówie przebiegamy przez teren Szkoły Mistrzostwa Sportowego i właśnie wtedy Adam jakimś cudem wkopuje piłkę do jakiejś klasy na drugim piętrze, uff, udaje się ją odzyskać
4) Styczeń 1991 – wracamy ze szkoły chyba po raz pierwszy we trójkę, okazuje się że Adam ma w domu pianino i można u niego robić próby; „sesje” – odruchowo poprawiam i zakładamy zespół w stronę Okrąglaka
5) (jakoś chyba tuż po feriach) – po trzeciej lekcji okazuje się, że idziemy do Auli Uniwersyteckiej na przegląd chórów z różnych krajów; następnego dnia zażarta dyskusja między Adamem (twierdzi, ze najlepszy był chór z Niemiec) i prof. Sokołem („czy ten chór z Niemiec mógłby ludzi tak porwać jak ci z RPA?”) – ciekawe, ja bym też wolał porwać..
6) Pierwszy dzień wiosny – wypad do Konarzewa wspaniale przygotowany przez tatę Sylwii Przybyłowicz, pierwszy i ostatni raz w życiu siedzę w siodle, topimy Marzannę, jemy bigos, otumanienie (otumataktak!) w jakiejś kapliczce, co za jedność w naszej klasie niespodziewanie, ale Paweł wszystko psuje bo włazi butami na siedzenie w autobusie
7) 24 marca 1992 – pierwsza „sesja” Triangelsów, Adam otwiera drzwi i zaprasza do swojego pokoju wypełnionego plakatami chóralnymi, rzucamy nożem w samochody na drzwiach, Paweł oczywiście się spóźnia, potem przychodzą Agata i Kasia posłuchać, posłuchać nie ma wprawdzie czego, bo wokaliści beczą, instrumenty nie stroją, a pianista potrzebuje pół taktu by zmienić rozstaw placów przed następnym akordem – ciekawe, że im się mniej umie, tym bardziej to cieszy
8) Wiosna 1992, sprawdzian z bioli - prof. Małek: „tu jeszcze widzę zeszyt otwarty, a tu jeszcze widzę otwartą książkę…” Domar: „a tu jeszcze widzę otwarte okno!”
9) Wiosna 1992 – na geografii idziemy na spacer głównie w okolicach Warty żeby przyjrzeć się różnym instrumentom meteorologicznym, ciekawe że to są moje okolice, a ja nie miałem pojęcia o ich istnieniu, przy okazji pada określenie: „Kanał Ulgi”, którego później Ad czy Paf mistrzowsko użyje do opisania takiej dziewczyny, która wprawdzie nie jest THE ONE, ale myśli do niej niebezpiecznie ulatują
10) Czerwiec 1992 – Kevin Ford dowiaduje się, że napisałem numer po angielsku („Message From Future”), godzę się zaśpiewać a on (po taktownym wyczyszczeniu błędów językowych) prosi, żeby jeszcze raz, bo tak mu się spodobało

2F
1) Gramy z Pawłem, Adamem, Rekinem i Miłem w tenisa na korcie pod blokiem Pawła, Rekin pożycza mi kasetę „Sheer Heart Attack” Queen, przy której mam później doświadczenia pseudomistyczne, zaczynam obłaskawiać szkolne stresy
2) Październik 1992 – zadanie domowe na polski: napisać wierszem bajkę w stylu Krasickiego; Alf odczytuje swój wyczyn pt. „Kupa i siki”, Szen jest zniesmaczony, ale Alf się odważnie broni, mówiąc, że nie wcale nie złamał konwencji, nawet tytuł nawiązuje do „Kruk i lis”!
3) Październik czy nawet listopad 1992 – zaczynam rozumieć co Szen mówi do nas na polskim, czuję niemal fizycznie jak rozrasta mi się mózg
4) Na matmie są tak trudne rzeczy, że zamiast „sesji muzycznej” mamy u Adama „sesję matematyczną”, ale i tak bawimy się świetnie tworząc podwaliny Suchara
5) Grudzień 1992 – przerabiamy Romantyzm i kłuje w klatę; jednego dnia mamy przyjść do szkoły na 8.50 więc umawiamy się z Pawłem na 8.00 z gitarami, siadamy w przeciwległych rogach Sali 112 i wymyślamy Utwór oparty na tajemniczych dwudźwiękach, do kojących bezlistnych drzew i zimnego słońca za oknami, wchodzi Agata Grenda i mówi: o, co za hinduskie klimaty
6) Styczeń 1993 – spotykamy się u Pawła i piszemy tajemny list sokiem z cebuli, ale koncept upada, bo i tak wszystko widać
7) Luty 1993 – wf: mistyczny mecz na Odzieżówie na śniegu
8) Kwiecień/maj 1993 – wycieczka do Szklarskiej Poręby pod znakiem doktora Huckenbusza, osobny TOP5: 1)wypad do Pragi i bezbolesny trójgłosowy aranż piosenki If Pink Floyd 2)Wojtek Jakóbczyk i inni leżą na podłodze do muzyki z Twin Peaks 3)Festyn Gate i gry wojenne w lesie (po czym ostra kłótnia Pawła i Adama o nierówne szanse) 4)przy grze w piłkarzyki Pako mówi żart o oponach mózgowych i Domar zataczając się ze śmiechu uszkadza szybę 5)po świetnym ognisku idziemy w las żeby się trochę pobać, a ja sprytnie rzucam w bok szyszką i mówię: o coś tam jest!
9) Czerwiec 1993 – jedziemy gościnnie (Triangelsi + Ania Krenz + Gosia Kempa) z klasą 2B na wycieczkę do Zakopanego, w pociągu wymyślamy Barbarę i Polski Rock (pociąg w drugą stronę też był magiczny, Kielich prosił bym mu zagrał coś Moody Blues i bardzo się zdziwiłem, że jest w Polsce inny ktoś kto ich słucha)
10) Czerwiec 1993 – w Zakopanem wpadamy na to, żeby napisać do naszej klasy kartkę, którą Szen miałby przeczytać na lekcji na głos, tak jak kartkę od Bliźniaczek ze Stanów – bawimy się świetnie, kartka się zaczyna od nawiązania do Dr Huckenbusza: „Dobry wieczór, turba!”, ale ostatecznie Szen, jak się później dowiedzieliśmy, kartki nie przeczytał, bo nie bardzo kochani wiedział o co chodzi

3A
1) Wrzesień 1993 - Warsztaty Teatralne a zwłaszcza droga z MM do Eskulapu w ostatni dzień, Szen robi nam definitive photos
2) Wrzesień 1993 – na geografii Adam opowiada mi o przeżyciach na wyjeździe grupy plastycznej na Kaszuby, a ja niemal machinalnie ubieram to w słowa piosenki, Ad jest zaszokowany że tak trafnie, numer nazwiemy The Bell
3) Jesień 1993 – praktykantka na polskim mówi o „backylach”
4) Styczeń 1994 – Mariany… co tu by wyróżnić? Już wiem… kategoria „Wdzięk i temperament”, Indianin czyta nominacje ze straszliwie pogniecionej kartki, którą jak gdyby nigdy nic wyciągnął z kieszeni
5) Luty 1994 – poniedziałek, klasa 3A recenzuje wczorajszy występ Triangelsów w Radiu Obywatelskim
6) Kwiecień 1994 – nagrywamy po nocy kasetę z „Marianów”… Wracamy wręcz nad ranem we trójkę: Ad, In i ja. Rozstajemy się z Indianinem na rogu Hetmańskiej i 28 czerwca, on idzie w dalekie światła ratajskich osiedli a ja czuję niesamowite spełnienie, potem po rozstaniu z Adem idę całkowicie pustym św. Marcinem i na głos śpiewam piosenkę Bee Gees…
7) Maj/Czerwiec 1994: wycieczka w Bieszczady – zasługuje na osobny Topten 1)Szen w pociągu: „czy w Sucharze jest miejsce na słowo ‘kocham?’” 2) śpiewamy Monty Pythona na trzy głosy i Rysio Ludwig wrzuca nam przez okno kamyczek do zupy 3)Dead Can Dance z resztek czerwonego magnetofonu Indianina 4)Paf przyznaje się prof. Szurkowskiej, że zmyślił na sprawdzianie nazwiska polskich posłów w parlamencie austriackim (Jabla i Zabrocki) – „ty gupi gupku! tylko mi na maturze tak nie rób!” 5)dostajemy (Triangelsi) polecenie napisania notki reklamowej naszego hostelu dla Pana Rysia, ale nam strasznie nie idzie, w końcu Paweł mówi: „zaklinam, przyjedźcie” i z pokoju wychodzi zataczając się ze śmiechu prof. Szurkowska i pyta czy to na tę reklamówkę 6)Indianin robi fikołki na drodze i przygodni przechodnie biją brawo 7)a więc wszystkie panieneczki, w górę sukieneczki 8)wracamy z Agatą trzymając się za ręce z ogniska do autobusu, bo nic nie widać 9)Szen denerwuje się na disco polo w autobusie i każe nam puścić jakąś porządną muzykę, Paf daje kasettę Doors bez Morrisona, po dziesięciu minutach Szen wraca wnerwiony: TO MA BYĆ DOORS? 10) Po ognisku organizuję ekipę ratunkową mającą wyrzucić dwóch gostków z Rzeszowa, którzy podstępem wtargnęli do pokoju Magdy Szeib i Żarówy, wszyscy chłopacy z naszej klasy wchodzą, ale nikt nie wie co powiedzieć, biorę sprawę w swoje ręce, a raczej ryj: „panowie, dziewczyny mają was już dość i nie wiedzą jak wam to powiedzieć”
8) Czerwiec 1994 - Gramy na jakimś przeglądzie młodych zespołów w Eskulapie. Zapowiadam numer The Larch i słyszę jak kierownik imprezy mówi do gościa od świateł: zielony, daj zielony!
9) Przed Koncertem na 17 nie wiemy czy możemy żądać biletów – Adam wymyśla mało salomonowe rozwiązanie i pisze na plakacie: „cena 20000 czyli nic”. Bilety sprzedaje Alf i słyszę jak mówi z przekonaniem: „no, to oczywiste, wyciągamy średnią z 20000 i nic i proszę o 10000”. Bilety o dziwo się sprzedają (dodam, że po odliczeniu kosztów przewozu pianina z Music Center starczyło na lody)
10) Czerwiec 1994 - Koncert o 17… tak ciepło przyjęty, że starczy za całą karierę, której nie zrobiliśmy
smile emoticon

4A
0) Lipiec 1994 – obóz Żarówy w Zglińcu, po ognisku Zuchy idą spać a my zostajemy nad jeziorem z Adem i dwoma dziewczynami, trochę gram na gitarze, ale głównie chłonę coś co jawi mi się jako najwyższy punkt roku
1) Jesień 1994 – wszyscy już chcą grać w kosza na wfie, więc ledwie udaje się zabrać czwórkę do gry w piłkę – Triangelsi + Ojciec z 4B, na pocieszenie wymyślamy idiotyczne nazwiska piłkarzy
2) Adam nie ma czasu przemyśleć pracy pisemnej na historię, przepisuje jakąś książkę i dostaje 4-; z kolei nam z Pawłem nie chce się szukać bibliografii, więc ustalamy, że John Lodge z Moody Blues napisał kolejno książki: „Renesans”, „Barok” i „Oświecenie” i wpisujemy je jako pozycje bibliograficzne do kolejnych prac
3) Jesień 1994 – dyr. Sokół informuje nas, że Zespół Metalowy z poprzedniego rocznika pozostawił na strychu perkusję i jak chcemy, możemy ją przejąć, na jakiejś przerwie siadamy w trójkę i wymyślamy nowe nazwy dla „Triangelsów w perkusją”, pamiętne propozycje: Straszny Gniew Thorgala, Silniksi, Gromy Bogów z Dredami, La Cołowroteks, Tadeuszs, Fajne Laski Jesteście Dziewczyny i Dupy, Paranoja Równik, Moździeże i Granaty Straszliwe i Bomby
4) Jesień 1994 – wymyślamy idiotyczną zabawę w Obchody Trzeciego Stopnia, z towarzyszącą im Wystawą; jako jadowitą satyrę na coraz bardziej wysmakowane plakaty rodem z Galerii Plastycznej, wykonuję pisakami ohydny „plakat” na kartce wyrwanej z zeszytu, znika po jednej lekcji
5) Jesień 1994 – ostatnia sesja Triangelsów w klasycznym składzie u Adama, wymyślamy parodię szant Hej Stary Johny Gwiżdże, później w szkole robimy premierę na dużej przerwie, uff, wciąż się podoba
6) Styczeń 1994 – zauważamy po lekcjach, że Szen ma zajęcia z IIB w sali 12, bierzemy piłkę i gdy zawisa ona na wysokości okien Dwunastki, wrzeszczymy: „wieszczem był!”, tak kilka razy, po chwili otwiera się okno i Szen z uśmiechem puka się w czoło
7) Na Studniówce co rusz ktoś pyta kiedy wreszcie będzie nasz koncert.
8) Wiosna 1995 – na którąś lekcję wtarguje Plastyca i bezceremonialnie pyta: „są tu te dwa pajace?” (oczywiście chodzi o Ada i Pawa); nie, nie ma
9) Wiosna 1995 – uwaga, przepraszamy za przerwanie lekcji, na ścianie w Sali 12 znajdują się ślady od piłki, jeśli winowajca się nie zgłosi, informujemy, że sala będzie zamykana na duże przerwy
10) Bal Maturalny – pod koniec, gdy wszystko już dogasa, nagle ktoś coś przełącza i wybucha głośno muzyka, Paweł na głos: „niektórzy chcą tu spać!”, wcześniej w parku skaczemy sobie z Adem do gardeł

Uff, nie napisałbym tego gdyby nie Indianin, który siedział tu, kibicował i prostował niektóre daty. Pozdrawiamy i zapraszamy wszystkich chętnych do Top Tenów


Maria Magdalena Miejsca Magiczne Top 10

Dziękuję Ania Anna Krenz za inspirację do kolejnego TopTena – tym razem będą to „magiczne (dla mnie) miejsca w MM” – liczę na dużo historii w komentarzach!

1) SALA 112 – tu się wszystko zaczęło, klasa IF była jednocześnie genialna i nieznośna, na początku z grubym akcentem na „nieznośna” i oczywiście nasza sala dokładnie to pokazywała: pacyfka zamiast godła, prosty krzyż zrobiony z dwóch niemalże kijów, szkielet "Ludwik” przy drzwiach… Plakat z Beatlesami po jednej stronie tablicy, plakat z Alfem po drugiej. W pierwszej ławce przed biurkiem siedzieli Rekin i Wawrzon, nieustannie przez to obrywając („kolejka” u Banasiaka, jakieś dziwne sytuacje na polskim i kpinki prof. Kopaczyńskiego – „daj mi tę kartkę, albo Ci ją Wydrę…”), za nimi dwie Asie, czasem Marta… i tak dalej, do ostatniej ławki pod oknem, gdzie Pako i Osti. Pamiętam jakoś bardzo Alfa – jak opowiadał o swoim musicalu opartym na piosenkach Maanamu, albo jak zarobił w twarz od Małkowej („idź się poskarżyć!” „Niee… teraz mam ją w garści!”). No i oczywiście pierwsze grania na gitarach, kilka piosenek tutaj napisanych… Dużo tu wsiąkło naszych emocji w ściany, do dzisiaj nas poznają…

2) KORYTARZ PRZED 112 – tutaj kilka momentów żenujących, hehe, jak jedna biologia z prof. Małek, kiedy to spóźnionych i czekających przed salą było więcej niż uczestników, grali nawet na gitarze. Albo raz Paf nie przyszedł na fizykę, a nagle na przerwie pojawiła się Sitarzowa i Paweł zrobił skok do ucieczki, zorientował się że gupio robi i tak zamarł w półuskoku… Pod koniec IIF chłopaki grały w tym korytarzyku w futbol amerykański na przerwach. Do dziś nie wiem jak to się stało, że nie wyleciało przy tym żadne okno ani żaden z nas ze szkoły.

4) AULA – pamięta wszystkie momenty chwały, ale dlaczego by nie wspomnieć o momentach mniej chwalebnych? Jesień 1991, British-American Day, klasa IF przedstawia trzyczęściową scenkę chyba mającą wyśmiewać amerykański styl życia. Najpierw Paweł wychodził z magnetofonem jako bezmyślny radiohead, potem ja z teczką – businessman dla ubogich (wyszedłem na tę scenę i zupełnie się pogubiłem, brrr) a potem opus magnum, czy raczej: opus bambino – chaotyczna parodia Oskarów, and the winner is John McLusky… O nie, lame, to było really lame… Albo z drugiej klasy Akademia z okazji 11 listopada i Agata Grenda przebrana za… Victorię (?) Syrenkę (???) i trzymająca na tarczy ściągi z tekstami: „i mam ja mam ja mam tych skrzydeł dwoje!” Hihihi…

5) PRACOWIENKA – dużo o niej pisała Ania Krenz w Stańczyku, ale nie mogę jej pominąć. Pamiętam jak w trybie pilnym przygotowywaliśmy ją jako zaplecze jakichś uroczystości szkolnych – po lekcjach w piątek, Tata Ani Krenz, Ania, Indianin (pierwsze spotkanie z nim!), Paweł i ja – niebieska wykładzina. Gdy Adam wkręcił się w „grupę plastyczną” mieliśmy w Pracowience kilka osobnych grań z Pawłem, Plastyca dawała nam klucz. Albo Pani Władzia. Stworzyliśmy wtedy zespół The Boys z takimi hitami jak I Love You Baby So Much You Love Me i póżniej Jedzie Radiowóz. Czasem w ogóle rozstawialiśmy się, już z gitarami elektrycznymi, po prostu w korytarzu przed galerią.

6) SALA 1 – w pierwszej klasie były tam rozstawione stoły pingpongowe i dużo śmiechów, potem zrobiono z niej salę jak talala, gdzie z IIIA schodziliśmy na angielski. Jednego dnia ni stąd ni z owąd leżała tam KAMIZELKA KULOODPORNA, lub raczej coś co ją przypominało. Najpierw Indianin to włożył na siebie i wszyscy go bili i kopali a on nic. To nam się znudziło i położyliśmy TO na ławce i po kolei z całej siły rąbaliśmy w TO pięścią, wszyscy chłopacy z grupy ang. po kolei: BUM! BUM! BUM! BUM! Na to wchodzi Banasiak… Zdołał tylko wycharczeć… „wszyscy do dyrektora!” I poszedł. My nie wiemy co zrobić i po kilku minutach dyskusji idziemy do tego dyrektora. „Dzień dobry, prof. Banasiak kazał nam tu przyjść…” „Wynoście się stąd…”

7) BOISKO OD KOSZA – tuż przy linii bocznej, od strony szkoły była tam wyklepana taka jakby górka. Raz zaczynaliśmy lekcje o 8.50 i oczywiście przyszliśmy wcześniej. Na boisku był mecz dziewczyn 2A-2B. Ja wszedłem na tę górkę i zacząłem komentować. Wydawało mi się, że dobrze mi idzie i jestem bardzo zabawny, ale mecz się skończył i podbiegła do mnie jedna zawodniczka z takim zacietrzewieniem, że omal nie dostałem w mordę. Po latach przepraszam.

8) ale niech boisko od kosza nie odciąga nas od BOISKA od PIŁKI (teraz jest tam oczywiście parking) – zanim o nim, jeszcze słówko o Odzieżówie, muszę tu uwiecznić kultowe hasło: WIEDZA TO POSTĘP, WYDAJNOŚĆ, DOBROBYT (śpiewaliśmy je często na melodię psalmu..) Na Odzieżówie mecze miały dla mnie zawsze posmak metafizyczny, ale do dzisiaj żałuję jednej rzeczy z boiska przy MM – jest to przegrany TURNIEJ PIŁKARSKI. O ile w pierwszej klasie żałośnie przerżnęliśmy wszystkie mecze w naszej grupie, aż dziewczyny się z nas śmiały, bu, to w klasie drugiej mieliśmy bardzo dobry skład (co z tego że ten sam co w pierwszej
wink emoticon
), z kapitanem Miłoszem i nieobliczalnym Bercikiem w napadzie. Niestety –pierwszy mecz zremisowaliśmy 0:0, a potem – pomimo zwycięstw – odpadliśmy z grupy przez gorszy bilans bramkowy bez jednego straconego gola! (Ze złości uderzam głową w słupek!)

9) ŚW. MARCIN – dla mnie przez wszystkie cztery lata przedłużenie MM, droga ze szkoły, mimo że do domu miałem 5 minut w drugą stronę; wiele tu padło kultowych tekstów, wiele pomysłów się urodziło… i zaszły trzy groteskowe sytuacje 1)oparłem się przez przypadek o jakiś samochód na chodniku i on zjechał na ulicę 2) (do dzisiaj mi wstyd:) w pierwszej klasie bezmyślnie dorysowywaliśmy Olszewskiemu jakieś rzeczy na plakatach wyborczych, zahaczył nas jakiś dziadek, dlaczego to robimy, a ja nie straciłem rezonu i zaatakowałem: „ a co on proszę pana zrobił dla Polski?!” – na szczęście zrobiła się z tego fajna dyskusja polityczna… 3) idziemy z Pawłem św.Marcinem i opowiadam mu z przejęciem, że „ktoś podobno zrzucił z okna kamień na samochód Tarajkowskiej przed szkołą”, na to jak z podziemi wyrasta prof. Gniadek i cedzi: „a mówiłam, żeby nie szastać nazwiskami na ulicy…” Poszło w pięty…

10) OKNO NA PÓŁPIĘTRZE – zapewne nie wiecie, że w 1998 roku miałem niewątpliwą przyjemność odbywać w MM praktyki nauczycielskie (u prof. Ginter); oczywiście liczyłem na to, że odsłonią się przede mną zapomniane tajemne meandry (nie tak znowu) dawnych czasów… Nic z tego. To Wy, moi drodzy, stanowiliście o magii tego miejsca. Bez Was nie było żadnego „genius loci”, zimne mury nic do mnie nie mówiły. Tylko jednego razu miałem okienko i całą lekcję przestałem przed tym oknem patrząc na boiska od piłki i od kosza i powróciło do mnie kilka rozmów właśnie z półpiętra. Ale to taka jaskukła, bez znaczenia…

Bo potem jeszcze przez kilka lat moi Szanowni Szefowie wynajmowali sale w MM i prowadziłem tam popołudniowe zajęcia z angielskiego, chyba aż do roku 2007. I znowu miałem to samo: jakby ręką uciął. Nic. Chłód. Pustka. Piękny budynek który bez Was nic nie znaczy, naprawdę.

___________________________________________________________

almost made it) SALE 16 i 17 – myli mi się, która była którą, ale wiadomo, że to te najgorsze sale na parterze, w których zawsze był taki dziwny zapach i w których mieliśmy angielski i niemiecki. O dziwo właśnie jedną z tych sal wybrano na miejsce spotkania z ówczesną premier Suchocką. Było to jakoś w drugim semestrze pierwszej klasy i już mieliśmy renomę klasy chuliganów, więc przykazano nam że tym razem naprawdę bez żadnych hec, bo… no i na spotkaniu była przez cały czas niezręczna cisza. Jedynie Agata Grenda i Paweł próbowali coś zagaić o „Polsce B” i nierównościach ekonomicznych, dość komiczne, wysilone spotkanie ze Znanym Człowiekiem…
_________________
what will you do?
I will fight the zając of despair

Maire Brennan
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group